Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawanie też jest superfajne

Redakcja
Pluszaki to evergreeny każdej wymiany zabawek. Maskotki, które niedawno były ulubieńcami Julii Dynowskiej spodobały się teraz małemu Maksowi
Pluszaki to evergreeny każdej wymiany zabawek. Maskotki, które niedawno były ulubieńcami Julii Dynowskiej spodobały się teraz małemu Maksowi Barbara Wicher
Dla rodziców to oczyszczanie domu z kilogramów zbędnych zabawek, dla dzieci to nowa przygoda. Wymiana zabawek, czyli nowa moda w Polsce to jednak coś więcej niż ekologiczny czy charytatywny trend. To świetna okazja do poznania własnego dziecka. O zaskakujących negocjacjach z pluszowym misiem w tle pisze Barbara Wicher

Świąteczna wymiana zabawek zorganizowana w Poznaniu przez klub SPOT i Księga-rękę miała być sposobem na rodzinne spędzenie sobotniego południa, a dzieciom z dwóch domów dziecka w Poznaniu miała zastąpić Mikołaja. Okazała się jednak polem walki, miejscem całkiem poważnych rozmów handlowych i bacznej obserwacji konkurencji. Dzieci poradziły sobie wyśmienicie. Gorzej z dorosłymi, którzy - jak się okazuje - nie potrafią przeliczyć pieniędzy na przyjemność i zabawę.

Zawsze da się coś wymienić

Kuba i Maks Fromberg rozstawiali swoje stoisko dobrych kilkanaście minut. Gdyby policzyć im za plac targowy musieliby zapłacić podwójnie. Poustawiali więc swoje "towary" najciaśniej jak się da. Choć nic nie było na sprzedaż to skrupulatnie misie wylądowały koło reszty maskotek, gry były ułożone po prawej stronie, a na przodzie leżały najbardziej kolorowe i zachęcające zabawki. 10-letniego Kubę przez większość czasu interesowały tylko rzeczy, które sam przyniósł.

- Trochę jestem rozczarowany, bo może mój młodszy brat ma w czym wybierać, ale ja nie za bardzo - narzekał chłopiec. - Nie ma nikogo w moim wieku. Albo same dziewczyny - podsumował, gdy do jego "stoiska" podszedł Bartek Lew. Zaczął pytać o gry komputerowe, żywo interesowały go szczególnie te zręcznościowe. No, ale zabawa polegała na tym, że nie wolno tak po prostu wziąć rzeczy, która wpadła w oko. Trzeba było się wymienić.

I tu zaczynały się pierwsze przeszkody. Okazało się, że "kramik" Bartka wcale nie był sklepem z zabawkami. Leżało tam kilka gier i zabawki, które bardziej zainteresowałyby małego Maksa niż poważnego już Kubę. Wybór ograniczony, a handlować trzeba. No i tak, żeby nie stracić na tym biznesie.
- Ciężka sprawa - wzdychał Kuba, gdy Bartek już ściskał w ręku dwie upatrzone gry. Na odsiecz przyszli ojcowie. Już między sobą zaczęli wymieniać cudnie różnorodne techniki gry w domino i mnogość sposobów, w jakie można zagospodarować zimowe wieczory za pomocą tej prostej gry. Ojcowie zrobili uroczyste przekazanie domino, a Bartek stał się właścicielem gier.

- Nieważne czy zabawka była droga, czy nie, ale czy umie się ją dobrze zareklamować - podkreśla niemal z filozoficznym zacięciem Bartek. Zabawki, których nie wymienił, wraz z tatą Robertem wrzucił do wielkiego kartonu. - Teraz będą się nimi cieszyć dzieci z domu dziecka - mówi i bez żalu oddaje wszystko co przyniósł. - Choć, żebym od początku wiedział to, co wiem teraz, to bym wszystko wymienił - chwali się.

Trudny wybór

Julia Dynowska z mamą Anetą zabawki wybierały do późnego wieczora poprzedzającego wielką wymianę. 7-letnia Julia najpierw chętnie składała zabawki, które jej zdaniem mogłaby oddać. Gdy już kolekcja była zebrana, zaczęła stopniowo żałować każdej rzeczy.

- Nie bawiła się nimi od roku, ale gdy zrozumiała, że jutro może już ich nie mieć, nagle zmieniała zdanie - opowiada mama. I tak ze sterty niepotrzebnych wydawałoby się pluszaków i dziecięcych książeczek obie panie wybrały kilka misiów i książek. W drodze na wymianę Julia upewniała się, czy mama oby na pewno nie zabrała dodatkowo jakiejś zabawki, na którą ona sama się nie zgodziła.
- Spytała mnie w aucie, czy może lepiej sprzedać zabawki. Nie myślałam, że 7-latka już może zacząć przeliczać i rachować - śmieje się Aneta. Julka szybko ogarnęła wzrokiem dziecięcy bazarek i wyliczyła, że się przeliczyła. Różowej torby z disneyowskim bohaterem nie sposób było przehandlować na starego misia, którego przywiozła ze sobą.

- Nie mam się czym wymienić - skarżyła się dziewczynka i żałowała, że nie zabrała więcej zabawek. Wpadła za to na inny pomysł. Nie chcąc oddać swoich ukochanych rzeczy wymienić chciała dużego, różowego psa, którego jej mama dostała na swoje 18. urodziny. I tu zaczął się problem… - Nagle poczułam ogromny sentyment do zakurzonej zabawki. Po prostu nie mogłam jej oddać - śmieje się Aneta.

- My się dziwimy dzieciom, że niechętnie oddają swoje zabawki, tymczasem okazuje się, że to my jesteśmy mocniej przywiązani do pluszowych pamiątek, figurek znad morza - dodaje mama Julii. Różowy pies na wymianę nie pojechał, a Julia zrozumiała, że by móc wymienić się na fajną zabawkę, samemu trzeba mieć coś fajnego do zaoferowania.

Nielegalne pieniądze

Ostre zakręty, kolorowe przejścia dla pieszych - plastikowa autostrada robiła furorę. Przyniósł ją 10-letni Marcin Garstkiewicz. Nawet nierozłożona robiła furorę. Upatrzyła ją sobie rodzina Przychodzkich. Niestety, ciężko było wymienić autostradę na zabawki, jakie przyniosła Marcelina i jej braciszek Stach. Po raz pierwszy padła propozycja nielegalnego interesu - zapłaty za zabawkę. Pieniądze są bowiem "nielegalne" na wymianie zabawek. Niestety, propozycja choć kusząca nic nie zdziałała.
- Zaproponowaliśmy, że w zamian za autostradę wszystkie zabawki, które przynieśliśmy, oddamy dzieciom z domu dziecka - opowiada tata Stacha. Marcin, do którego autostrada należała, był pomysłem wniebowzięty. - To dobry uczynek, bo te dzieci nie mają tyle, co my. Nikt z nimi nie chodzi do sklepu, żeby mogły sobie wybrać zabawki, jakie chcą dostać - cieszył się 10-latek.

Gdy wszystko zbliżało się do pomyślnego finału o zwrocie akcji zadecydował Leszek Garstkiewicz, tata Marcina. - Mamy w rodzinie dziecko, któremu damy tę autostradę - zdecydował. Przychodzcy i tak oddali swoje zabawki do domu dziecka. Dzielny Stach zabrał za to kuchnię z pełną zabudową, za którą z całych sił lobbowała jego siostra Marcelina. - Liczyłam, że jednak wybierze garaż. Gdzie ja to wszystko pomieszczę? - śmiała się na koniec mama Stacha i Marceliny.

Prowokujące zabawki

To właśnie kurczące się miejsce w domu, zapchane szafki i zawalone zabawkami wszystkie kąty sprowokowały Aleksandrę Gerlach do zorganizowania wymiany zabawek. - Jest mnóstwo okazji, kiedy nasze dzieci dostają zabawki, ale nie ma okazji, by wyczyścić z nich szafy. Dziecinne pokoje i nasze mieszkania mają jakąś skończoną objętość - mówi pomysłodawczyni wymiany.

Przy pierwszej próbie zachęcenia własnego dziecka do oddania części zabawek, przekonała się, że małym człowiekiem rządzą takie same mechanizmy jak dorosłymi. - Nie chcą oddawać, nie zyskując nic w zamian. Są tak jak my materialistami, jednak gdy wytłumaczy się im, a najlepiej pokaże, że dawanie też jest fajne, potrafią być zaskakująco dojrzałe i wczuć się w sytuację biedniejszych dzieci - zauważa Aleksandra Gerlach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski