Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dead Can Dance "Anastasis" - recenzja płyty [GALERIA ZDJĘĆ ZESPOŁU]

Marcin Kostaszuk
Marcin Kostaszuk
Dead Can Dance: Brendan Perry i Lisa Gerrard
Dead Can Dance: Brendan Perry i Lisa Gerrard Archiwum artysty
Szukacie biletów na ich październikowy koncert w Warszawie? Są już dawno wyprzedane. Właśnie odbili listę przebojów Trójki (z poznańskich rąk Luxtorpedy) skrajnie nieprzebojowym utworem "Amnesia", a ich wydany w poniedziałek album "Anastasis" to najlepiej sprzedająca się płyta w Polsce. Nieźle jak na zespół, który milczał od 16 lat...

Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do dekady lat 80. gdy muzyczne gusta Polaków kształtowała ekipa radiowej Trójki z Piotrem Kaczkowskim i Markiem Niedźwieckim na czele. Był jeszcze trzeci muszkieter: Tomasz Beksiński, syn znanego malarza, któremu zawdzięczamy genialne tłumaczenia wczesnych Bondów i skeczów Monty Pythona, a także nocne audycje, w których królował bezdenny smutek i podniosła melancholia , rozsiewana między innymi przez zespoły z kręgu brytyjskiej wytwórni 4AD. Z Dead Can Dance na czele.

Duet z Australii, lądując w Londynie dokładnie 30 lat temu, postawił sobie ambitny cel: powiązania świata muzyki popularnej z dźwiękami etnicznymi i patosem muzyki poważnej. Dzięki muzycznej erudycji Gerrard i Perry’ego Dead Can Dance stali się swoistą bramą, w którą wchodzili miłośnicy rocka, by poszerzać swe horyzonty o muzykę dawną, folk z różnych obszarów kulturowych i klasykę. Z Lisą i Brendanem słuchacze Beksińskiego wchodzili w muzyczną dorosłość - dlatego zapamiętali ich tak długo.

Godzinę z nową muzyką Dead Can Dance rozpoczynają podniosłe pasaże instrumentów klawiszowych, wzmocnione po chwili potężnym brzmieniem orkiestry smyczkowej dopełnionym głosem Brendana Perry’ego, bez którego utwór "Children Of The Sun" byłby siedmiominutową porcją mrocznej muzyki ilustracyjnej. W "Anabasis" i "Agape" kontemplacyjny nastrój nie znika, ale przenosimy się na Bliski Wschód - sugeruje to zarówno użycie instrumentów charakterystycznych dla krajów arabskich, jak i wokalizy Lisy Gerrard, drugiej połowy duetu z Australii. Potem wraca Perry w "Amnesii" i już do końca płyty trwa przeciąganie muzycznej liny.

Zwycięzcą jest słuchacz - dostaje album jednocześnie różnorodny, ale też spójny pod względem tempa i klimatu, bo inklinacje Perry’ego do wyrazistych rytmów i klawiszowych pasaży jakimś cudem nie kłócą się z etnicznymi poszukiwaniami Gerrard. Fani jej solowych dokonań najbardziej docenią "Return Of She-King" - jeśli ktoś planuje dziś serialową sagę rycerską osadzoną w realiach średniowiecza, to ten utwór jest gotową ścieżką dźwiękową.

Dead Can Dance spełnili obietnicę zawartą w swej nazwie - może nie tańczą, ale z martwych powstali ("anastasis" oznacza "powtórne narodzenie"), mimo wieloletnich zapewnień, że nigdy do tego nie dojdzie. Znów są bramą dla słuchaczy, którzy pragną rozwijać swą muzyczną wrażliwość.

Dead Can Dance
"Anastasis"
cena: ok. 60 zł

Ocena: 9/10

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski