Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Debata "Co nam dało Euro?: Lech Mergler - "pokaż cycki" to kibicowska norma

Lech Mergler
Lech Mergler
Lech Mergler archiwum
Temat tabu to molestowanie, zaczepianie, zawstydzanie kobiet w miejscach publicznych przez kibiców. Wbrew protestom te żenujące incydenty były dość częste, i odwrotnie proporcjonalnie do tego przemilczane, zlekceważone. Od zaczepek słownych ("pokaż cycki", "szybki numerek" za rogiem?) po wkładanie rąk pod spódnicę, przy dookolnym rechocie - pisze Lech Mergler, jeden z liderów Stowarzyszenia My-Poznaniacy. - Właśnie klimat i przyjęte reguły szampańskiej, męskiej zabawy podczas Euro sprzyjały, "usprawiedliwiały" takie bezkarne zachowania - dodaje.

Zakończone już Euro 2012 to impreza bezdyskusyjnie wielka, choć dla Poznania obznajomionego z najazdami gości targowych ze świata efekt nowości jest mniejszy. Na pewno radującą nowością jest doświadczenie udziału w swobodnej, radosnej zabawie, co bywa rzadkim udziałem powściągliwych w ekspresji poznaniaków. Fakt, że Poznań poradził sobie z organizacją imprezy to jakby poznański "obowiązek", z czego możemy być dumni.

Świętokradztwo…?
Wszystko to razem, i jeszcze więcej, nie uzasadnia atmosfery kultu nieomal religijnego. Piłka nożna stała się sprawą państwową i narodową najwyższej rangi, a uczestnictwo w tym, było nie było, show biznesie - patriotycznym obowiązkiem. Wypowiedzi nie na klęczkach, rzeczowo-analitycznie, krytycznie, odbierane są jak "świętości szarganie". Nie może być zgody na wyłączenie rozumu krytycznego i tematy tabu, dlatego że Euro to od bitwy pod Grunwaldem nasze najdonioślejsze dokonanie i doświadczenie narodowe. Obserwowanie niektórych reakcji, na wypowiedzi krytyczne o Euro, jest ciekawsze niż same mistrzostwa..

Leszek Waligóra o korzyściach z Euro
Tomasz Lisiecki, Polsat News: Czego te mistrzostwa nauczą poznaniaków

Seksizm czyli męski ubaw
Temat tabu to molestowanie, zaczepianie, zawstydzanie kobiet w miejscach publicznych przez kibiców. Wbrew protestom te żenujące incydenty były dość częste, i odwrotnie proporcjonalnie do tego przemilczane, zlekceważone. Od zaczepek słownych ("pokaż cycki", "szybki numerek" za rogiem?) po wkładanie rąk pod spódnicę, przy dookolnym rechocie. W normalnych warunkach byłaby awantura, podczas Euro - przenigdy, no bo wszyscy tak dobrze się bawią! Właśnie klimat i przyjęte reguły szampańskiej, męskiej zabawy podczas Euro sprzyjały, "usprawiedliwiały" takie bezkarne zachowania. Tym bardziej więc dziewczyny-kobiety były bezbronne, bo co mogły zrobić poza ucieczką i rozpłakaniem się? Opowiedzieć o tym w domu, zapatrzonym w telewizor facetom? Skarżyć do policji? UEFA? Wolontariuszy? Premiera-piłkarza czy prezydenta-kibola? Alibi w postaci obecności kibicek jest nie na temat, poza tym - ile ich było: kilka procent, więcej?
Prominentni, wykształceni przedstawiciele elity z pobłażliwą pogardą traktują informacje na temat seksualnych zaczepek, bo "nic takiego" nie widzieli. To jak w znanym dowcipie sądowym, obrońca mówi: Pan prokurator przedstawił świadka, który widział jak mój klient rzekomo kradł, ja mogę przedstawić stu świadków, którzy tego nie widzieli… Znany II-ligowy biznesmen miejski kpi sobie publicznie, że ma bardzo atrakcyjną żonę, ale nikt mu jej nie molestował "na mieście" (chodzi o Jacka Jaśkowiaka, byłego działacza My-Poznaniacy, kandydata na prezydenta Poznania w 2010 roku - przyp. red.). To chamstwo..

Jacek Jaśkowiak w tekście, który wzburzył Merglera

Święto piwa albo bachanalia
Ze strony kibica-gościa padło na temat Euro określenie- "pijackie wakacje". Picie masy piwa było nieodłącznym elementem celebry mistrzostw, a kubek, butelka czy puszka/i z piwem - stałym fragmentem wyposażenia kibica. Tyle dni na rauszu to morze szczęśliwego czasu - Euro musiało radować, to tak działa! Jednocześnie zawieszono pewne prawa i rygory, jak to podczas bachanaliów. Mecze odbywały się jakby przy okazji wielkiej popijawy. Czy to ma wiele wspólnego z ideami szlachetnej rywalizacji sportowej?
Jest w tym galaktyczna hipokryzja. Za chwilę policja znów będzie ścigać za małe jasne na ławce, o sikaniu po bramach nie wspominając. Problem poważniejszy jest jednak w tym, że kapitał społeczny, związany ze wspólnym kibicowaniem, utopionym w zupie chmielowej, jest stosunkowo niskiej jakości. Wspólne napicie się piwa jest proste, do współdziałania bardziej skomplikowanego nie dorośliśmy, pisał o tym Maciej Kucharski 26 czerwca br. Ale władzom Poznania wystarcza - ile wydają na potrzeby kibiców, a ile na inne formy aktywności mieszkańców?

Promocja i wstyd
Jednym z podstawowych argumentów na rzecz Euro, uzasadniającym wielkie wydatki jest promocja miasta. Tego, jaki poziom tych wydatków jest ekonomiczne uzasadniony, już się nie dowiadujemy. Czy wydanie 2/3 budżetu niemal go rujnujące i zaciskanie pasa przez 10 lat jest ekonomicznie racjonalne wobec przewidzianych korzyści promocyjnych? Gdzie jest taka kalkulacja, biznesplan określający m.in. relacje jednych do drugich? Nie ma go i nigdy nie było, bo "promocja" to propaganda władz, alibi dla szastania pieniędzmi.
Wstyd i zażenowanie budzi "wypromowany" wizerunek miasta, jaki wyłania się z zeznań kibiców-gości. Co podobało się w Poznaniu? Piękne, "gorące" dziewczyny, dużo dobrego, taniego piwa i tanie jedzenie + taxi. Co to znaczy "gorące dziewczyny"? Poznań się podoba jako burdello z garkuchnią i tanim wyszynkiem? A władze i media pieją z zachwytu. Ohyda. Nie przeszkadzają mi kluby "Go go" w centrum (tylko bez tej ostentacji..), chodzi mi o obraz mojego miasta. Kraków w swoim czasie zapłacił za funkcję centrum imprez kawalerskich brytyjskiej klasy niższej i bardzo się musiał starać, żeby to zmienić.
Za miesiąc olimpiada w Londynie i nasza najdroższa na świecie promocja zostanie zapomniana.

Propaganda sukcesu
Zarówno w skali kraju jak i miasta mamy do czynienia ze spektakularną klęską programów inwestycyjnych "na Euro", nie licząc stadionów. Obnaża ona nędzny poziom kompetencji cywilizacyjnych władz lokalnych i centralnych. Na klęskę wskazują liczby - zrealizowano połowę plus/minus trochę tego, co było zaplanowane, założone, ogłoszone. Wielkim wysiłkiem i mobilizacją wszystkich sił i zasobów do szefa rządu włącznie. To jest mniej więcej poziom kompetencji wkopaniu piłki naszej reprezentacji.
Co władze potrafią najlepiej? Przedstawić klęskę jako sukces. W końcu COŚ jednak zbudowaliśmy, radujmy się, tyle betonu, dróg i autostrad… Gierek Edward wstanie z grobu i rozda medale swoim pilnym uczniom - kreator propagandy sukcesu "żeby Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej…". Zdumiewa łatwość wmówienia ludziom, że taka kompromitacja jest sukcesem. Ani rząd, ani my, ani władze miejski, ani media nie jesteśmy serio. Udajemy..

Inwestycje czy "inwestycje"?
Nie każdy duży wydatek majątkowy jest inwestycją, inwestycja ma przynosić adekwatne do nakładów rzetelnie skalkulowane pożytki. Zwłaszcza jeśli dotyczy to sfery wydatków publicznych. Stadion miejski inwestycją więc nie jest (Filip Springer i karmienie "trutnia" - "Głos Wielkopolski"), bo nigdy nie został przyjęty dlań biznesplan, nigdy się nie zwróci, a czy zarobi na utrzymanie? To wydatek marnotrawny, według tradycyjnych polskich wzorców - zastaw się, a postaw się.

Filip Springer: Czas na karmienie trutnia

Gloryfikacja "inwestycji na Euro" (w dużej części realizowanych po) to manipulacja opinią publiczną, jedna z większych, "gierkowska". Są nowe ulice? Nowy dworzec? Zajezdnia? Linia tramwajowa? Nowe tramwaje? Są, więc o co chodzi? Władze przywołują świadectwo zmysłów i unikając rzeczowej dyskusji nad tym, co zmysłom się wymyka: kalkulacji kosztów w relacji do korzyści, analizy potrzeb i celów, spójności z politykami miejskimi i strategią. Dyskusja nad tym jest konieczna, punkt po punkcie - każda z kilkudziesięciu inwestycje i "inwestycji" powinna zostać publicznie przeanalizowana, oceniona i zweryfikowana, dla przyszłości. To jest wyzwanie dla władz, żeby się publicznie wytłumaczyły.

Grzechy główne
Jest co najmniej kilkanaście bardzo potrzebnych miastu i mieszkańcom inwestycji, które przepadły na lata z powodu Euro, bo Euro nie służą: choćby ul. Św. Wawrzyńca, co najmniej dwa wiadukty - w Lutyckiej, Nowa Naramowicka i tramwaj na Naramowice, dolna Głogowska, wiadukt/tunel na Dębcu, nowe lotnisko zamiast Ławicy - bez perspektyw na rozwój, tramwaj z pętlą przy torach kolejowych na Grunwaldzkiej, trasa katowicka…
Po drugie - inne inwestycje pod presją "na Euro" zgwałciły założenia zrównoważonego rozwoju. Na przykład dodanie trzeciego pasa ruchu w Roosevelta to zdecydowany sygnał, że kierowcy mają jeździć po centrum samochodami, a nie komunikacją publiczną.
Po trzecie i czwarte: cały szereg "inwestycji" jest dyskusyjnych lub chybionych i kosztownych: wiadukty-widma to druga kategoria, a inne to przepłacona, nadmiarowa i generująca koszty zajezdnia na skraju miasta i drogocenny tunel dla tramwaju, nowoczesne tramwaje i autobusy za 500 mln - nie mogły być mniej luksusowe, za 300 mln + dwie nowe linie tramwajowe?
Po ostatnie i ewidentne - jakość wykonania (dworzec), projekty i horrendalne opóźnienia.
Czy to jest przełom rozwojowy, skok cywilizacyjny, jakościowa zmiana, zwłaszcza w kontekście konsekwencji finansowych - czy nadciągająca katastrofa?

Mega-jubel czasami albo dobra codzienność
Duża część mieszkańców Poznania (jak duża?) przeżyła kilkanaście dni radości. Zapłacimy za to dziesięcioma latami chudymi. Czy była społeczna zgoda na taki wybór?
Innymi słowy - dylemat co ważniejsze: trwała dobra codzienność ogółu czy kilka dni euforii z zyskami niektórych (UEFA) został rozstrzygnięty na zdecydowaną niekorzyść pierwszej. Ogół zapłaci długotrwałym pogorszeniem codzienności, jakości życia, za kilka dni bachanaliów. Czy ogół naprawdę tego chciał? Nie wiemy, ale myślę, że wątpię..
Prezydent widzi w tym sposób na "rozwój" miasta: ma się ono "rozwijać" niejako przy okazji organizacji kolejnych mega-imprez. Jest to koncepcja zabójcza, oznacza "rozwój" bardzo jednostronny, niesprawiedliwy i niezrównoważony. Oznacza budowanie miasta dla beneficjentów imprez, a nie dobrego dla mieszkańców, których potrzeby są nieważne. Będą z intensywnością jeszcze większą powstawać "czekoladowe fragmenty" miasta, a reszta pogrąży się w stagnacji lub rozpadnie. Zwłaszcza, że imprezy nas kosztują, nie zarabiają.

Lech Mergler o sobie: publicysta i działacz społeczny, poznaniak z urodzenia i wyboru

Tytuł tekstu pochodzi od redakcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski