Władze miasta już nadymają płuca, by odtrąbić wielki sukces karty aglomeracyjnej, (której wprowadzenie zajęło miastu notabene prawie dwie dekady), a ja myślę, że karta PEKA może okazać się gwoździem do trumny poznańskiej komunikacji miejskiej. Bo już dziś wiadomo, że będzie działać. Ale nie całkiem.
Miała być lekarstwem na trudność w kupieniu jednorazowych biletów. Ale nie będzie. Liczba punktów, w których będzie ją można doładować, będzie jeszcze mniejsza niż tych, w których można kupić bilety. Gdy więc komuś pieniądze na niej się wyczerpią - czeka go poszukiwanie biletomatu, w którym ewentualnie kartę doładuje. W czasach słusznie minionych, tłumaczono na przykład że "rozwój infrastruktury nie nadąża za rozwojem mieszkalnictwa". Czasy minęły, a biletomaty nie nadążają za PEKĄ. Inna sprawa to sam sposób korzystania z karty. Przepychanki do "piknięcia" w tramwajach w godzinach szczytu już przyprawiają mnie o dreszcze.
Ostatnia wątpliwość ma charakter właściwie ideologiczny. Bo cóż przekazujemy przyjezdnym, karząc ich biletami komunikacji publicznej znacznie droższymi niż dla miejscowych? "Chciało się do Poznania? Płać. Nie chcesz płacić, to trzymaj się z daleka" - to jedna możliwość. Druga - "przyjedź samochodem i dokorkuj nam miasto". Tego chcemy? Ja nie. Na szczęście mam rower.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?