Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dionizy Piątkowski. Człowiek z jazzowym ADHD

Marek Zaradniak
Dionizy Piątkowski współpracował z wieloma wykonawcami
Dionizy Piątkowski współpracował z wieloma wykonawcami Archiwum Ery Jazzu
W Poznaniu odrodził się dobry duch jazzowy - mówi Dionizy Piątkowski, pomysłodawca i dyrektor festiwalu Era Jazzu, który rozpocznie się we wtorek

We wtorek rozpoczyna się w Poznaniu festiwal Era Jazzu. Przyjedzie wiele gwiazd, ale kim jest jego pomysłodawca i dyrektor Dionizy Piątkowski?
Dionizy Piątkowski: Jestem poznaniakiem, entuzjastą muzyki jazzowej. Profesjonalnie jazzem zajmuję się od 40 lat.

Skąd wziął się jazz w Pana życiu?
Dionizy Piątkowski: Jako nastolatek dostałem od moich znajomych mieszkających w Szwecji kilka płyt jazzowych. Był Stan Getz, John Coltraine i ktoś tam jeszcze. W paczce, zapewne nieprzypadkowo, znalazły się też nagrania Deep Purple In Japan i Led Zeppelin 2. Zafascynowała mnie ta muzyka, tak różna od tego, co można było wtedy usłyszeć u nas i tak wciągnęła mnie ta muzyka, że chciałem się o niej jak najwięcej dowiedzieć, a przede wszystkim słuchać. Tak się szczęśliwie złożyło, że poznałem Zbyszka Namysłowskiego, a z Ptaszynem Wróblewskim byłem nawet na kolacji... Aż przyszedł dzień, gdy zamarzyłem z kolegami z klubu studenckiego w Poznaniu, by sprowadzić muzyków, którzy zagraliby dla nas jazz na żywo. Gdy ten pierwszy sen się ziścił, pomyślałem o sprowadzeniu do klubu kolejnego jazzmana, potem znowu innego i następnego. W ten sposób trwa to całe dziesięciolecia...

Ukończył Pan etnografię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Na ile te studia pomogły Panu w rozwoju zawodowym?
Dionizy Piątkowski: To były studia na tyle spokojne i - przyznam - w tamtych czasach bardzo rozrywkowe, że mogłem zająć się moją pasją czyli muzyką jazzową. Z drugiej strony zajęcia z folkloru muzycznego i praca magisterska z tej dziedziny podprowadzona pod muzykę jazzową spowodowała, że stałem się profesjonalistą. Zajmuję się jazzem, a jazz jest w pewnym sensie muzyką ludową. Czyli mam tak zwane papiery na wykonywanie zawodu. Potem studiowałem w Stanach Zjednoczonych. Ukończyłem też dziennikarstwo i jeszcze parę innych rzeczy.

Skąd wziął się pomysł na organizowanie festiwalu Era Jazzu?
Dionizy Piątkowski: Ze swego rodzaju luki festiwalowej, która pod koniec lat 90. zaistniała. Wszyscy robili festiwale dwu-, trzydniowe, ale brakowało imprezy koncertowej, która toczyłaby się przez cały rok.Takiej, gdzie koncerty pod jedną flaga byłyby grane co miesiąc, co kilka tygodni i zrodziła się koncepcja przede wszystkim grania klubowego. To było dla mnie bardzo ważne, bo chciałem pokazać, że wielkie nazwiska bardzo regularnie mogą pokazywać się głównie w klubach. Era się rozrastała, zaczęliśmy grać w wielkich salach. Teraz, po 17 latach wracamy do źródeł, czyli znowu gramy wielkie nazwiska w małych salach.

Spotkał Pan w życiu wielu muzyków. Który z nich miał największe wymagania?
Dionizy Piątkowski: Największe miała zawsze ekipa gwiazdorska, czyli nie ta powiązana z wielkim jazzem jak Herbie Hancock czy Chick Corea, ale tak zwane gwiazdy jazzu komercyjnego jak na przykład Diana Krall. Była bardzo kapryśna, ale gdy kaprysy jej przechodziły, okazywało się, że może dostosować się do panujących warunków, a jedyne wymagania to te, których oczekuje agencja promująca ją.

Zaprzyjaźnił się Pan z którymś z tych artystów?
Dionizy Piątkowski: Mam bardzo bliskie relacje z wieloma artystami. Dobrze nam się rozmawia i dobrze się czuję z Al di Meolą, z Janem Garbarkiem, Herbie Hancockiem, Cassandrą Wilson. To są te wielkie nazwiska, ale dobre kontakty od samego początku mam także z tymi, którzy nie są gwiazdami, jak na przykład basista jednego z zespołów, sympatyczny facet . Często się widujemy, a te nasze spotkania są bardzo miłe i serdeczne.

Era Jazzu wraca do Poznania, ale dlaczego kilka lat temu stąd zniknęła?
Dionizy Piątkowski: Graliśmy wielkie nazwiska, a w Poznaniu brakowało sali, w której moglibyśmy je pokazać. Nigdy natomiast nie obraziłem na Poznań.

A kwestie finansowe?
Dionizy Piątkowski: Owszem, pozyskanie sponsora strategicznego takiego jak Aquanet miało decydujące znaczenie, że z Erą Jazzu wracam do Poznania.

Jazz jazzem. A inna muzyka w Pana życiu?
Dionizy Piątkowski: Ja generalnie słucham każdej muzyki, ale poza jazzem najbliższa jest mi muzyka nazywana world music, czyli muzyka etniczna, muzyka źródeł albo - jak mówią Amerykanie - korzennych podstaw. Ale czasami można mnie przyłapać na dobrym rocku. Lubię Bruce’a Springsteena, a poza jazzem także muzykę południa Stanów Zjednoczonych.

Organizuje Pan koncerty, ale także pisze książki. Dwie najważniejsze to „Czas Komedy” i „Encyklopedia jazzu”. Jakie jest miejsce Komedy w Pańskim życiu?
Dionizy Piątkowski: Bardzo ważne. Dlatego, że bardzo mocno poznałem tę muzykę. Przez wiele lat zbierałem materiały dotyczące Krzysztofa Komedy i całej otoczki jazzu poznańskiego lat 50. i 60. i stałem się takim Kadłubkiem Komedy. Większość informacji, które do mnie docierały, spotkania z rodziną, ze znajomymi były na tyle ważne, że powstała potem książka. Dzięki tym spotkaniom poznałem Komedę jako zwyczajnego faceta. Otoczka wielkiego artysty, wielkiego muzyka była jakby na drugim planie. Opowiadała mi o nim jego siostra Irena Orłowska, koledzy ze studiów czy sami muzycy. Było to dla mnie dużo ważniejsze niż to, jaka była pozycja artystyczna Krzysztofa Komedy.

Wracając do festiwalu, który rozpoczyna się we wtorek - czy wszystko jest zapięte na ostatni guzik?
Dionizy Piątkowski: Oczywiście. Ten ostatni guzik zapięty był już dwa, trzy tygodnie temu. Mówię także o działaniach logistycznych. Teraz prawie na ostatni guzik zapinam już kolejną edycję Ery Jazzu, która odbędzie się w kwietniu. Taka jest procedura działań. Pewne sprawy muszą być załatwione wcześniej. Mówię tutaj o kontraktach z artystami, o dogadywaniu terminów. Jesteśmy w komfortowej sytuacji, czyli czekamy już tylko na festiwal.

Jakie artyści mają wymagania?
Dionizy Piątkowski: Lubię pracować z muzykami jazzu, bo tutaj nie ma specjalnych fanaberii. Chyba że rodzajem fanaberii nazwiemy to, iż wielkie gwiazdy przylatują specjalnie na koncert w Poznaniu. I to jest bardziej fanaberia z mojej strony… Na przykład Paula Morelenbaum leci prosto z Brazylii. Ze Stanów leci John Abercrombie ze swoim kwartetem. Z Brazylii również przylatuje nowy basista grupy Oregon Paulino Della Porta. Ze stanu Oregon leci saksofonista Oregonu Paul McCandless... Część wykonawców, jak grupa Oregon koncertem w Poznaniu rozpoczyna trzytygodniową trasę po Europie.

Paula Morelenbaum przylatuje specjalnie na jeden koncert w Poznaniu i zostaje dwa tygodnie w Niemczech z bardzo prozaicznego powodu, bo ma tam narzeczonego. Specjalnie do nas przylatuje Vinx. To sytuacja dla nas szczególnie ciekawa i miła, bo artysta jest niezwykle zajęty i dużo podróżuje. Przylatuje do nas ze Stanów na jedyny koncert w Europie i cieszymy się bardzo, bo będziemy mieć w Poznaniu trzy dni z Vinksem. Nie tylko występ, ale i projekt specjalny z młodymi poznańskimi muzykami. Artysta jest zauroczony tym, czego do tej pory się o nich dowiedział i czego posłuchał. Myślę tutaj o braciach Dawidzie i Damianie Kostka i całym kwintecie, który stanął na wysokości zadania. Wysłali Vinksowi zapisy dźwiękowe, wymienili się także nutami. Vinx to kupił natychmiast. Dorzucił pewne swoje pomysły i projekt prawie gotowy. Co będzie grane, tego nie mogę jeszcze powiedzieć. Okaże się po dwóch dniach prób, ale staramy się, aby było w tym dużo tak zwanej klasyki jazzu. No i element bardzo poznański - Vinx zaśpiewa „Kolysankę” Komedy. Myślę, że będzie to wydarzeniem, bo ten wspaniały artysta ma niesamowite poczucie rytmu i jest elokwentny muzycznie. Na początku Vinx nie kojarzył nazwiska Komedy. Wiedział więcej o filmie Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary”, niż o naszym kompozytorze. Myślę, że dzięki naszej promocyjnej robocie wprowadziliśmy go w Komedę.

Publiczność dopisze?Jak się sprzedał festiwal?
Dionizy Piątkowski: Świetnie. Z jednego powodu. Przygotowaliśmy bardzo długi i różnorodny pakiet propozycji. To jest osiem różnych artystycznie i stylistycznie koncertów. Po drugie - gramy w klubie. A więc nie jest to festiwal z zapotrzebowaniem na wielotysięczną publiczność. Taka intencja przyświecała Erze Jazzu. Dla mnie jest to ważne, że odrodził się dobry duch jazzowy w Poznaniu. Publiczność chce przyjść posłuchać i zobaczyć naszych artystów. Nawet nie mówię którego, bo to w tej chwili jest bez znaczenia, choć wyczuwam podskórnie, że jest większe zainteresowanie tak zwanym autentycznym jazzem.

Czyli?
Dionizy Piątkowski: Najszybciej sprzedają się bilety na Johna Abercrombie. To jest dobre hasło, świadczy o tym, że publiczność wybiera nie tylko jazz lekki, łatwy i przyjemny, albo okolice jazzu. Publiczność przyciągają też oczywiście gwiazdy, artyści tacy jak Stacy Kent, która jest niezwykle popularna i dzisiaj jest numerem jeden w wokalistyce jazzowo-popowej. Do przyjścia na Erę Jazzu pobudza też hasło koncert galowy… A więc mamy publiczność, która lubi przyjść do klubu i posłuchać czegoś, co jest na wyciągnięcie ręki, ale też mamy taką, która lubi wygodnie usiąść w odświętnych strojach i odświętnym nastroju i podelektować się muzyką.

Poznań będzie bardzo jazzowy przez najbliższe dni. To zaktywizuje trochę i muzyków i publiczność. Gdy wciągamy w wydarzenie sporo muzyków poznańskich, powoduje to coś, co nazywam syndromem facebookowym. Jeżeli gra pięciu młodych muzyków z Poznania, to przychodzą nie tylko ich fani, ale także muzycy, z którymi oni grają i robi się takie nasze, środowiskowe święto. Era Jazzu poza tym, że pokazuje gwiazdy, rozwija się w wielu innych kierunkach. Wydajemy płyty, wydawnictwa. Staramy się zrobić z Ery ładną poznańską markę.

A jakie jest w takim razie miejsce Ery Jazzu w Europie?
Dionizy Piątkowski: Zacne. Nie mówię o marce Ery Jazzu bo ona już funkcjonuje. Najważniejsze w tym wszystkim jest postrzeganie samego środowiska. Myśmy w ciągu 17 lat zaprezentowali naprawdę armię muzyków I teraz ci wszyscy muzycy latają po świecie, spotykają się z innymi artystami i mówią: Słuchaj, warto polecieć, jest taka impreza w Poznaniu, jest taka impreza w Polsce, która nazywa się Era Jazzu… Sam odczuwam to bardzo wyraźnie, bo nie ma najmniejszego problemu, żeby zaprosić kogokolwiek na Erę Jazzu. Wynika to z tego, że zawsze byliśmy lojalni i profesjonalni. Sam fakt, że niektórzy artyści podejmują takie wyzwania, że lecą dwa dni do Poznania by dać dwugodzinny koncert, o czymś świadczy.

Poza tym Polska stała się dziś dobrym rynkiem. Na początku byliśmy dla muzyków z Zachodu egzotyką. Dziś, jeśli ktoś jest w Berlinie mówi, że wypada pojechać do Poznania i zagrać. Co ciekawe, na zbliżający się festiwal mamy zamówienia na bilety z Berlina. Wiedziałem, że to się musi udać!

Co Pan czuje patrząc w przeszłość, na swój dorobek i karierę?
Dionizy Piątkowski: Nie patrzę na życie przez pryzmat kariery, jakiegoś tam sukcesu. Jestem spełniony, jako człowiek czynu, ale muszę cały czas coś robić. To takie jazzowe ADHD. Mógłbym już teraz powiedzieć koniec, nic nie robię, odpoczywam, ale nie chcę, czuję potrzebę działania, jakiś nowych pomysłów. To nie jest niedosyt, to taka ambicja, która mnie gna do przodu. Przez te blisko 40 lat żyłem z muzyki, poznałem wspaniałych ludzi, zwiedziłem cały świat. To są piękne i cenne doświadczenia. Kocham to co robię, choć może za bardzo z sercem w to wszystko wchodzę, za bardzo się angażuję... Ja jestem one - man show, o wszystkim myślę, wszystko chcę sam sprawdzić. Dla moich współpracowników, kolegów może to być uciążliwe... Przepraszam ich za „upierdliwego Poznańczyka”. Moja żona powtarza, że jak nie mam zawalonego dnia od rana do wieczora, to jestem okropny. Taki już jestem… Mam wolny zawód, mogę sobie zrobić na przykład cztery dni wolnego, a ja właśnie nie. Mój kalendarz jest zapełniany bardzo skrupulatnie. Ale też z ogromną fantazją.

............................

Pierwszy koncert Ery Jazzu odbył się w październiku 1998 roku. W poznańskim klubie Blue Note zagrało wtedy Paul Motian Trio. Od tego czasu w całej Polsce odbyło się prawie 200 koncertów. Dziś Dionizy Piątkowski otrzymuje kilkanaście propozycji koncertowych dziennie i ma z czego wybierać Stara się unikać gwiazd komercyjnych. a jeśli się one pojawiają to w nietypowych układach jak Al Di Meola z Orkiestrą Kameralną Amadeus. Era Jazzu to autorski projekt Piątkowskiego stąd jego muzyczne fascynacje są często ważnym argumentem w doborze artystów Na pierwszym miejscu zawsze jednak stawia wysoki poziom muzyki. Najbardziej lubi projekty niekonwencjonalne, przy których trzeba się napracować czego przykładem był Penderecki Jazz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski