Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Dla dobra policji" tuszowano sprawę "wykupki" kradzionego samochodu?

Łukasz Cieśla
BSW: "dla dobra policji" tuszowano sprawę policjanta i "wykupki" kradzionego samochodu?
BSW: "dla dobra policji" tuszowano sprawę policjanta i "wykupki" kradzionego samochodu? Piotr Krzyżanowski
Czy policjant z poznańskiego Biura Spraw Wewnętrznych współpracował ze złodziejami samochodów i "wykupił" od nich skradzione auto? Czy uniknął konsekwencji, bo miał wiedzę o tzw. aferze parkingowej w kierownictwie poznańskiej policji? Wiadomo, że gdy sprawa "wykupki" wyszła na jaw, jego przełożeni złożyli zawiadomienie do prokuratury. Ale... na policjantkę, która ujawniła sprawę "wykupki". Wyciągnęli jej, że... kilka razy nie odstawiła radiowozu do komendy lecz zaparkowała pod domem. A sprawa "wykupki" szybko została zamknięta przez kierownictwo BSW.

Bohaterowie tej historii to policjantka S., policjant W. oraz ich szefowie z policyjnego Biura Spraw Wewnętrznych. BSW ma tropić nieprawidłowości w samej policji. Dlatego jego funkcjonariusze powinni być "czyści jak łza".

Policjantka S. była jednym z najlepiej ocenianych funkcjonariuszy BSW: przez przełożonych, kolegów z pracy, prokuratorów.
- Miała opinię, że jak przyczepi się do jakiejś sprawy, to nie popuści - mówi nam jeden z policjantów spoza BSW.

Z kolei policjant W., choć jest kontaktowy i postrzegany jako "brat - łata", nie miał tak dobrych ocen. Mówiono też, że posadę w BSW "wychodził" mu Tomasz Maciejewski, wiceszef poznańskiego BSW. Obaj się kolegowali, razem dojeżdżali do pracy. Kierownictwo BSW potwierdziło, że Maciejewski polecił W., ale wpływ na to miały jedynie ich relacje służbowe.

Operacja "Wykupka"

14 lutego 2014 roku policjantka S. "przyniosła" do BSW informację, że policjant W. współpracuje ze złodziejami samochodów. Powiedziała o tym na osobności Grzegorzowi Nawrockiemu, szefowi poznańskiego BSW. Konkretnie chodziło o to, że 8 lutego 2014 roku policjant W. miał brać udział w wykupieniu od złodziei kradzionego citroena.

Ofiarą tej kradzieży był młody Rom z Kostrzyna Wlkp. To znajomy policjanta W., jeszcze z okresu wspólnej nauki w szkole podstawowej. Bez wątpienia do "wykupki" doszło. Potwierdziła to rodzina Roma, do której dotarliśmy. Niejasne jest, kto i w jaki sposób dotarł do złodziei.

Policjant W. w notatce z 19 lutego 2014 roku przedstawił swoją wersję wydarzeń. Tłumaczył, że na początku lutego był na urlopie, żona ma firmę transportową, a znajomy Rom zamówił lawetę. W. nią kierował i dopiero kiedy wracał do domu, już "z załadowanym" autem, jego znajomy miał mu wyjawić, że auto, które wiozą, właśnie zostało odzyskane po kradzieży.

To miało być "cudowne odnalezienie" - młody Rom, jeżdżąc po okolicy, miał zauważyć citroena. Ponoć złodzieje porzucili go przy kościele w Łubowie. Dlatego Rom szybko zamówił lawetę.
Policjant W. nie potrafił wyjaśnić swoim szefom, dlaczego o przestępstwie kradzieży oficjalnie nie zawiadomił nikogo z policji.
Mimo to szef poznańskiego BSW niebawem uznał, że W. nie brał udziału w "wykupce". Naczelnik Nawrocki zarzucił mu jedynie naruszenie etyki, "bo dowiedziawszy się, że holuje skradzione wcześniej auto nie nadał sprawie biegu, wykazał się brakiem zainteresowania, jak pokrzywdzony nawiązał kontakt z policją". Nawrocki w notatce napisanej w sobotę, 15 marca 2014 roku stwierdził też, że "biorąc pod uwagę nienaganną służbę W., wystarczy przeprowadzić z nim rozmowę dyscyplinującą".

Bo wiedział o parkingach?

Z naszej wiedzy wynika, że szef poznańskiego BSW niezbyt cenił W. Początkowo zapalił się do sprawy "wykupki". Dlaczego więc szybko ją zamknął?

Pojawiły się sugestie, że W. uniknął kłopotów, bo miał wiedzę kompromitującą kierownictwo BSW. Chodzi o opisywaną przez nas wcześniej tzw. aferę parkingową w poznańskiej policji. Wysocy rangą oficerowie Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu prosili poznański ZDM o remont policyjnych parkingów. Według jednej z wersji robili to, bo wcześniej w policji "zniknęły" jej pieniądze na remonty. Ostatecznie ZDM wykonał remont "na lewo" - wpisał budowę parkingów do swoich innych inwestycji.

Sprawę parkingów jako pierwsze wykryło właśnie poznańskie BSW, ale nie zawiadomiło prokuratury. Uczyniło to dopiero CBA. Śledztwo prowadzi teraz prokuratura w Szczecinie. Bada m.in. wątek rzekomego tuszowania sprawy parkingów przez BSW.

Nasze źródło w policji: - Policjant W., pracując w BSW, bardzo dobrze znał sprawę parkingów. Słyszał, że zamiatano tę sprawę pod dywan, by chronić "dobre imię policji". I kiedy trwało to wyciszanie, pojawiły się informacje, że trzyma sztamę ze złodziejami samochodów i brał udział w "wykupce". W. dał wtedy do zrozumienia szefom, że jeśli coś mu zrobią, on ujawni, jak "zamiatali" sprawę parkingów.

Czy tak było? Szef poznańskiego BSW nie chciał z nami rozmawiać. A Ryszard Walczuk i Grzegorz Kisiel, szefowie centrali BSW w Warszawie, stanowczo zaprzeczyli. Zapewniali też, że W. nie miał związku ze sprawą parkingów. Ich zdaniem ani temat parkingów, ani "wykupki" nie były zamiatane pod dywan.

Na każdego jest paragraf

Kiedy policjant W. był po raz pierwszy rozgrzeszany przez przełożonych, trwały już kłopoty policjantki S. Po tym, jak zawiadomiła o "wykupce", wyciągnięto jej, że... kilka razy po służbie nie odstawiła radiowozu do komendy, lecz zaparkowała na swojej posesji pod Poznaniem. Miała też wpisać nieprawdę do dokumentów dotyczących użycia pojazdu.
Ponoć inne osoby z BSW też nie odstawiały radiowozów do komendy, ale to S. zrobiono sprawę. Po tym, jak "wychyliła się" ze sprawą "wykupki", do BSW wpłynął anonim. S. podejrzewała, że napisał go W., chcąc się odegrać za "wykupkę". S. tłumaczyła też, że miała zgodę - ustną - na parkowanie radiowozem pod domem. Wydać miał ją Tomasz Maciejewski, wiceszef poznańskiego biura i kolega W. Ale Maciejewski zaprzeczył, by wydawał ustną zgodę.

Do Poznania niebawem przyjechał policjant Jerzy Świątek, rzecznik dyscyplinarny w BSW. Przeprowadził postępowanie ws. wykupki oraz radiowozu. Z policjantami z BSW rozmawiał "w cztery oczy". Wiemy, co usłyszał. Widzieliśmy materiały z jego postępowania.

Policjant Z. skrytykował policjanta W. - Inni policjanci pytali, jak to się stało, że taki człowiek u nas pracuje. To niedopuszczalne, że on jeździ lawetą w firmie. Jestem idealistą. Nie chcę, by na BSW był cień podejrzeń.

Policjant B.: - S. to jedna z bardziej kompetentnych i koleżeńskich osób. Z kolei W. inni policjanci zarzucali nieetyczne zachowania. Ja mówiłem, że szkalować każdego można i jak coś mają, to niech napiszą raport.

Policjant M. - Policjanci spoza BSW źle mówili o W. Podczas odpraw nachalnie domagał się podwyżki. Niby go oszukano przy przyjęciu do BSW, bo obiecywano mu wyższy dodatek.

Tomasz Maciejewski, wiceszef poznańskiego BSW: - W. ma swoje plusy i minusy. Dobrze działa w terenie, ale jest roszczeniowy jeśli chodzi o pieniądze. Spadła jego jakość, jego praca nie daje podstaw do podwyżki.

Grzegorz Nawrocki, szef poznańskiego BSW: w rozmowie ze Świątkiem przyznał, że miał informacje, że W. to osoba, która nie powinna pracować w BSW, ale to nie były konkrety. O S. powiedział, że to jeden z lepszych pracowników, wielokrotnie nagradzany za służbę.

Z rzecznikiem dyscyplinarnym rozmawiali też S. i W.

Policjantka S.: - Mam świadomość, że popełniłam błąd ws. radiowozu. Ale miałam zgodę przełożonego, czemu on później zaprzeczył. W. miał się podobno przenieść poza BSW, ale rzekomo kategorycznie odmówił. Miał mówić, że ma na kogoś kwity z naszego wydziału, ten ktoś dostanie zarzuty i dlatego nikt mu nic nie zrobi.

Policjant W.: - S. nazwała mnie bandytą. Nie podała mi ręki. Nie pisałem na nią anonimu ws. radiowozu. Firma transportowa to działalność mojej żony. A sprawa znajomego Roma była dla mnie czysta, dlatego o niej wcześniej nie informowałem.

Transparentne BSW

Rzecznik dyscyplinarny zakończył swoje postępowanie już 16 kwietnia 2014 roku. Stwierdził, że oboje policjanci popełnili drobne wykroczenia. S. niewłaściwie używała radiowozu. W. nie powiadomił nikogo o kradzieży, co mogło osłabić zaufanie do policji. Świątek zaproponował, by z obojgiem przeprowadzić jedynie rozmowy dyscyplinujące.

Niebawem doszło do zastanawiającej sytuacji. Władze BSW uznały, że Świątek słusznie stwierdził, że nie należy wyciągać zbyt surowych konsekwencji wobec W. I... zakwestionowały wnioski Świątka wobec S.

Zdaniem władz BSW nietrafiony był argument Świątka jakoby zachowanie S. to czyn mniejszej wagi. BSW zainicjowało wszczęcie dyscyplinarki wobec S. i zawiadomiło prokuraturę.

Fragment pisma z BSW: - Pomimo przyjęcia, że użycie przez S. policyjnych środków transportu nie wyczerpuje znamion przestępstwa, to kierując się zasadą pełnej transparentności i wpłynięciem pisma anonimowego, które można potraktować jako zawiadomienie, należy przesłać materiały do prokuratury w celu oceny prawnokarnej.

Prokuratura, oprócz zawiadomienia z BSW, dostała także anonim na policjantkę S. Był to mail wysłany z adresu Paweł_Gaweł.
Donoszący zarzucał policjantce m.in. to, że korzystając z radiowozów odniosła "korzyść osobistą w postaci wygodnego i komfortowego dojazdu do pracy samochodem służbowym".

Prokurator, który widział zawiadomienie z BSW: - Zachowanie biura było śmieszne. Napisali, że choć nie widzą przestępstwa, to jednak nas zawiadomią. Chcieli dokuczyć policjantce S.?

16 czerwca 2014 roku prokuratura w Szamotułach, do której ostatecznie trafiło pismo z BSW, odmówiła wszczęcia śledztwa ws. radiowozów. Stwierdziła, że policja nie poniosła żadnych strat z powodu zachowania S.

Anonim ws. wykupki

Sprawy wyglądały więc tak, że BSW zawiadomiło prokuraturę wyłącznie o radiowozach, a sprawę "wykupki" zatrzymało dla siebie i nie zawiadomiło o niej śledczych. Jednak historia o "wykupce" w końcu opuściła mury poznańskiego BSW.

Anonimowi pracownicy biura napisali list do centrali policji w Warszawie, wysłali też zawiadomienie do prokuratury.

Autorzy anonimu krytycznie pisali o policjancie W. Że nie sprawdzono jego kontaktów przed przyjęciem do BSW, zatrudniono go z polecenia, że utrzymuje zażyłe kontakty z policjantem R. z Wrześni, który został zatrzymany pod zarzutem udziału w gangu zajmującym się przestępczością samochodową. Że tak naprawdę to W. prowadzi rodzinną firmę transportową, wyjazdy za granicę odsypia potem w pracy, a żona jedynie prowadzi dokumentację spółki.

W anonimie napisano też, że naczelnik poznańskiego BSW w sprawie "wykupki" pozorował działania, by "ochronić wizerunek biura". I nie zawiadomił o niej prokuratury, czym miał przekroczyć swoje uprawnienia.

Jak odzyskano citroena?

Na podstawie anonimów, analizy akt w prokuraturze oraz naszych informacji spróbowaliśmy odtworzyć sprawę "wykupki":
- 5 lutego 2014 roku w Kostrzynie Wlkp., spod domu młodego Roma Edmunda R., skradziono citroena. Dopiero co sprowadził go z Niemiec, nie zdążył ubezpieczyć auta.

- Jak wykazała późniejsza analiza billingów, w dniu kradzieży, przed i po jej formalnym zgłoszeniu na policję, Rom miał telefoniczny kontakt właśnie z policjantem W., kolegą ze szkoły.

- Według anonimu W. ponoć najpierw próbował odzyskać auto "policyjnymi rękami". Z jednej strony rzekomo docierał do złodziei, z drugiej miałby planować "cudowne odnalezienie" auta gdzieś na poboczu, by w statystykach odnotować wyjaśnienie sprawy.

- Z dokumentów, które widzieliśmy wynika, że po kradzieży samochodu, W. dzwonił do policjanta B. z Wydziału Kryminalnego KWP. Poznał go przy wspólnej akcji przeciwko złodziejom aut. Autorzy anonimu napisali, że W. zaproponował B., by wspólnie z nim "odnalazł" skradzione auto. Policjant B. miał odmówić i odesłać W. do przełożonych. Zadzwoniliśmy do B. Nie chciał rozmawiać.

- Nasi informatorzy twierdzą, że B. napisał notatkę. Miał w niej wskazać, że policjant W. zadzwonił do niego jeszcze przed odnalezieniem pojazdu, wskazać, kto jest złodziejem i że w ciągu dwóch dni ma dojść do odzyskania auta. Jeśli tak rzeczywiście było, wersja policjanta W., że o kradzieży dowiedział się dopiero podczas holowania auta, byłaby nieprawdziwa.

- Do odzyskania citroena doszło 8 lutego 2014 roku, wg anonimu we Wrześni lub jej okolicach, a nie w Łubowie. Billingi wykazały, że tego dnia o 17.44 telefon policjanta W. logował się we Wrześni.

- Pieniądze - 14 tys. zł - które musiał dać młody Rom "na wykupkę", wg autorów anonimu podzielił między siebie policjant W., pośrednicy i złodziej, który wziął "za fatygę" i za to, że nie pociął citroena na części.

- Według anonimu policjant W., aby odzyskać auto dla znajomego i jeszcze na tym zarobić, wykorzystał swoje kontakty. Jego pośrednikami w dotarciu do złodzieja mieli być R., zawieszony policjant mający obecnie proces za paserstwo i udział w gangu złodziei aut. Drugim pośrednikiem był ponoć elektryk z Wrześni specjalizujący się w zabezpieczeniach samochodowych.

- W anonimie wskazano też, że złodziejem citroena był Mariusz M. W innej sprawie jest oskarżony o kierowanie gangiem złodziei samochodów, ma w niej ponad 100 zarzutów, do których początkowo się przyznawał.

Sędzia we własnej sprawie

Anonimowe doniesienia, na które się powołujemy, trafiły do centrali BSW i prokuratury w Gorzowie Wlkp. Donoszący chcieli, by prokuratura z innego województwa wyjaśniła sprawę "wykupki" oraz rzekome jej zatuszowanie przez szefa poznańskiego BSW. Ostatecznie jednak pismo z Gorzowa Wlkp. przekazano do prokuratury w... Pile.

Władze BSW, po otrzymaniu anonimu, raz jeszcze przeprowadziły "postępowanie wyjaśniające" ws. "wykupki". Sprowadziło się ono głównie do... przyjęcia pisemnych oświadczeń od 18 pracowników poznańskiego BSW. Pod nazwiskiem mieli się odnieść do anonimu. Jak można było przewidzieć, nikt wprost nie potwierdził zarzutów z anonimu. Gdyby ktoś tak zrobił, zapewne byłby pierwszym podejrzanym o donos na szefa poznańskiego BSW i policjanta W.

Zadziwiające jest także to, że czynności wyjaśniające w BSW prowadził m.in. Grzegorz Nawrocki, szef poznańskiego BSW. A przecież to jego wymieniano w anonimie w negatywnym kontekście. Poniekąd stał się sędzią we własnej sprawie.

Dotarliśmy do treści notatki Nawrockiego z 28 maja 2014 roku. W końcu przyznał, że wątpliwości budzi wiarygodność stwierdzenia W., że o "wykupce" dowiedział się dopiero podczas holowania citroena. Bo z billingów wynika, że kontakt z młodym Romem miał już w dniu kradzieży. Zarówno przed, jak i po formalnym zgłoszeniu przez Roma kradzieży na policję. Nawrocki wskazał ponadto, że policjant W. od dnia kradzieży do odzyskania pojazdu, kilkakrotnie kontaktował się z rzekomym pośrednikiem lub próbował to zrobić.

Mimo to Nawrocki stwierdził, że "czynności miały na celu ustalenie czy W. brał udział w przestępstwie, a nie wszystkie okoliczności". Ponownie, czyli jak w marcu 2014 roku, uznał, że W. nie brał udziału w "wykupce".

Co zrobiła pilska prokuratura? We wrześniu 2014 roku prokurator Bartosz Urban... odmówił wszczęcia śledztwa. Nikogo nie przesłuchał. Oparł się na wyjaśnieniach BSW. Urban w rozmowie z nami zaznaczył, że jego zdaniem w sprawie wyczerpano wszelkie możliwości dowodowe, a BSW rzetelnie wyjaśniło sprawę i nie zamiotło niczego pod dywan.

Skonsultowaliśmy się z doświadczonym prokuratorem. Stwierdził, że należało wszcząć tzw. śledztwo własne i absolutnie nie opierać się na wyjaśnieniach BSW, które było przecież stroną w tej sprawie.

Zapytaliśmy więc prokuratora Urbana, dlaczego nie wszczął śledztwa własnego? Dlaczego opierał się na twierdzeniach BSW? Dlaczego nie przesłuchał świadków? Od prawie dwóch tygodni czekamy na odpowiedzi.

Romowie: była wykupka

Próbowaliśmy porozmawiać z bohaterami tej historii. Większość z nich odmówiła. Chęć spotkania wyrazili za to szefowie centrali BSW w Warszawie. Tę rozmowę opublikujemy jutro.

Odnaleźliśmy dom młodego Roma w Kostrzynie Wlkp., spod którego skradziono samochód. Gdy zapukaliśmy do jego drzwi, z sąsiedniej posesji nadszedł starszy mężczyzna. Przedstawił się jako teść Edmunda, był miły. Po chwili pojawiła się starsza kobieta, również Romka.

- Edmund wyjechał do Ameryki, może w lipcu wróci - stwierdził jego teść. - Pyta pan o kradzież? Tak, zwinęli mu samochód. O tu, spod tego domu. A ja mu mówiłem, by tak nie stawiał auta na ulicy. Citroena ukradł Mariusz M. My sami dotarliśmy do złodziei, przez znajomych Cyganów ze Swarzędza. Dałem zięciowi pieniądze "na wykupkę". A ten policjant? Zapomniałem nazwiska, on dał tylko lawetę. Dobra, to wszystko wiemy - stwierdził mężczyzna i sobie poszedł.

Po chwili odnaleźliśmy go w sąsiednim domu. Drzwi otworzyła ta sama starsza kobieta. Gdy nas zobaczyła, zaczęła "przewracać" oczyma, powiedziała coś w języku romskim. Nie ukrywała niezadowolenia z naszej ponownej wizyty.

- Skoro sami odnaleźliście samochód, to jak wytłumaczyć fakt, że Edmund już zaraz po kradzieży dzwonił do policjanta W.? - zapytaliśmy teścia.

Mężczyzna rozłożył ręce: - To ja nie wiem, może policjant też się starał? Ale nic nie pomógł. Dobra, to wszystko pan wie - kończy teść Edmunda.

- Już idź - rzuciła w naszą stronę starsza kobieta.

Policjantka S. i policjant W. musieli odejść z BSW. Władze biura uznały, że należy ich przenieść do innych komisariatów, bo był zbyt duży konflikt osobisty między nimi.

W sobotnio-niedzielnym "Głosie Wielkopolskim" opublikujemy obszerną rozmowę z kierownictwem Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji m.in. na temat "wykupki".__

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski