Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla kogo ten Slipknot? [RECENZJA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Materiały wydawcy
Od kilku tygodni wiadomo, że będą gwiazdą kolejnego Impact Festivalu w Łodzi. Nieco wcześniej, po wyjątkowo niepewnym okresie, Slipknot powrócił do żywych nową płytą. „.5: The Gray Chapter” to płyta z gatunku tych, które po trochu mają zadowolić każdego. A takie założenie jest przecież z gruntu niewykonalne.

Przez długie lata uosabiali wszystko, czego we współczesnym metalu nie znosiłem. Amerykanie ze Slipknot byli dla mnie zjawiskiem równie plastikowym, co horrory z serii „Krzyk”. Zresztą – chcą tego czy nie – są produktem tej samej epoki faworyzującej quasi-ekstremalne doznania dostosowane do wrażliwości 15-latków jadających w McDonaldzie. Z drugiej strony, formacja Coreya Taylora jak mało która na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat naznaczyła popkulturę i dorobiła się rzeszy oddanych fanów na całym globie. Trudno więc iść w zaparte i udawać, że jej nie ma.

Swój piąty longplay, Slipknot wydaje już jako zespół facetów po czterdziestce i po przejściach. Tytuł wydanego tej jesieni „The Gray Chapter” nawiązuje do nieżyjącego od czterech lat basisty Paula Graya. Prócz zmarłego po przedawkowaniu narkotyków muzyka, nie ma dziś też w grupie perkusisty Joeya Jordisona, którego gra przez lata pozostawała jednym z najbardziej charakterystycznych elementów jej brzmienia. Trudno więc traktować ten album jako wybryk średnio rozgarniętych szczeniaków.

„The Gray Chapter” to płyta rozdarta pomiędzy dawną intensywnością a świadomością tego, że Slipknot wciąż musi dobrze się sprzedawać. Corey Taylor wraz z kolegami próbuje więc łagodzić regularne dźwiękowe mordobicia bardziej stonowanymi fragmentami. Nie zawsze wychodzi to zespołowi na dobre, o czym przekonujemy się np. w „AOV” czy „The Devil in I”, zrujnowanych płaczliwą manierą wokalną Taylora. O ile w przypadku tego drugiego jest to poniekąd zrozumiałe (singel promujący płytę), o tyle w surowym, lecz bardzo motorycznym „AOV” śpiewna rozpacz Taylora zakrawa na zbrodnię.

Z drugiej strony nie brakuje na piątym dziele Amerykanów kompozycji nieskażonych muzycznym kompromisem, takich jak stopniowo rozkręcający się „Sarcastrophe”, czy chwilami wręcz deathmetalowy „The Negative One”. Wszystkich, którzy życzyliby sobie powtórki z najcięższego albumu „Iowa” muszę jednak rozczarować: „The Gray Chapter” nie jest płytą choćby w połowie tak spójną, a w dodatku - zbyt długą. Gdyby zamiast 64 minut, panowie skomasowali swoje pomysły w 46 i wyrzucili z programu mdłe landrynki pokroju „Killpop” czy „The One Who Kills the Least”, wrażenie byłoby nieporównanie lepsze. A tak jest wprawdzie przyzwoicie, choć do ideału wciąż daleko.

Slipknot
.5: The Gray Chapter
Roadrunner 2014

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski