Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Wielkopolanie nie lubili Piłsudskiego?

Maciej Roik
Józef Piłsudski w Poznaniu w  1919 r.,  podczas uroczystości włączenia Armii Wielkopolski w skład sił zbrojnych państwa polskiego
Józef Piłsudski w Poznaniu w 1919 r., podczas uroczystości włączenia Armii Wielkopolski w skład sił zbrojnych państwa polskiego Artur Greger
Niechęć, brak zaufania czy zwykła obojętność? Jedno jest pewne - Wielkopolanie nie lubili i nie lubią Józefa Piłsudskiego. Tuż przed 92. rocznicą wybuchu Powstania Wielkopolskiego, które zrodziło wielopokoleniową niechęć do Marszałka, jej przyczyny przypomina Maciej Roik.

Nie rozumie Polski, jest kombinacją starego romantyka polskiego z bolszewikiem moskiewskim, otrzymawszy posadę Boga od jołopów, którzy go otaczają, usiłuje być większym, niż go Pan Bóg stworzył. Robi na mnie czasem wrażenie wołu, któremu wydaje się, że jest bykiem i wdrapuje się na krowę" - tak w 1919 roku opisał Józefa Piłsudskiego przywódca Narodowej Demokracji - Roman Dmowski. Pod stwierdzeniem jednego z największych politycznych rywali marszałka, w latach 20. i 30. podpisałaby się także większość poznaniaków. Powód? - Chciał nas oddać Niemcom - argumentowali mieszkańcy województwa poznańskiego.

Chciał oddać Wielkopolskę Niemcom?
Gdy w Poznaniu wybuchło Powstanie Wielkopolskie, heroiczny zryw mieszkańców był wielkim znakiem zapytania. Czy się uda? Co będzie dalej? To pytania, które pojawiły się jednak znacznie później. Bo najpierw była nierówna walka. Pobici w czasie I wojny światowej Niemcy, w końcówce 1918 roku dysponowali bowiem ogromnym potencjałem militarnym. Piłsudski wiedział o tym. Dlatego rząd przezornie nie udzielił powstańcom pomocy. Jak twierdzono, ułożył się z Niemcami i w zamian za wypuszczenie go z twierdzy w Magdeburgu kilka tygodni wcześniej, zrezygnował z walki o Wielkopolskę. Czy tak było naprawdę? Tego oficjalnie nigdy nie potwierdzono.

- Nie można do końca zgodzić się z twierdzeniem, że Marszałek zapomniał o Wielkopolsce - podkreśla profesor Zbigniew Pilarczyk, historyk z UAM. - Choć tak się powszechnie mówiło, to o biernej postawie zadecydowały względy polityczne. Nie zapominajmy bowiem, że Powstanie Wielkopolskie to był jednak wewnętrzny konflikt w państwie niemieckim, a włączenie się weń rodzącego państwa polskiego, mogło być zgubne w skutkach. Wtedy konflikt ten nabrałby wymiaru międzynarodowego. Należy pamiętać również o tym, że Wojsko Polskie było w fazie budowania i jego potencjał był ograniczony, a priorytetem dla Piłsudskiego było ustalenie wschodniej granicy - tłumaczy profesor.

Choć w czasie Powstania marszałek nie angażował się bezpośrednio w jego przebieg , potrafił jednak znakomicie wykorzystać "front wielkopolski". Od samego początku część zdobytego tu na Niemcach sprzętu wędrowała jako zaopatrzenie oddziałów Wojska Polskiego. A broń od razu kierowana była do żołnierzy walczących na Wschodzie. To nie mogło budzić sympatii wykrwawiającej się Wielkopolski. Jednak to za zgodą Naczelnika zręby dowództwa Powstania tworzyli czynni oficerowie Wojska Polskiego, delegowani, oczywiście nieoficjalnie, do Wielkopolski. Pierwszy dowódca kpt. Stanisław Taczak był oficerem Sztabu Generalnego WP. W 1919 r. Piłsudski wysłał do Poznania Józefa Dowbora-Muśnickiego. Wierzył w jego sukces? Prawdopodobnie nie. Wiele wskazuje na to, że chciał kosztem poznaniaków skompromitować generała, który u progu młodej państwowości był jednym z pretendentów do roli Wodza Naczelnego.

"Wysłanie Dowbora do Poznania było celowe. Liczę na to, że on sam i jego oficerowie tak swoją nieznajomością realiów wielkopolskich, jak i samym zachowaniem wywołają wśród polskich żołnierzy b. armii niemieckiej, przyzwyczajonych do dobrych i odpowiedzialnych oficerów, niezadowolenie i rozczarowanie do swojej osoby poznańskich czynników politycznych" - pisał Marszałek w jednym z listów do swojego przyjaciela Kazimierza Dłuskiego. Taki był plan. Efekt okazał się być jednak zupełnie inny. Sukces Powstania i duża rola generała Dowbora-Muśnickiego, uczyniły z niego jednego z wielkopolskich bohaterów. Powstanie zakończyło się sukcesem, a Wielkopolanie nigdy nie zapomnieli, jak ich wówczas potraktowano.

Obiad bez wina
"Chociaż gość zawitał w grudniu, jadalnię, gdzie wydano podwieczorek, przyozdobiono żywą zielenią" - pisze profesor Stanisław Sierpowski o wizycie Józefa Hallera w Kórniku. Tak rodzina Zamoyskich witała popularnego w Wielkopolsce generała. Gdy w lipcu 1921 roku w tym samym zamku pojawił się Józef Piłsudski, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Choć podano wystawny, pięciodaniowy obiad, na stole nie pojawiło się wino, tylko... woda. A bogaty hrabia Zamoyski, w którego piwnicach z pewnością trunków nie brakowało, zwracając się do Marszałka rzekł: "Panie Naczelniku, polskiego wina nie mamy, a na obce nie ma pieniędzy". Słownych przepychanek było więcej. Oglądając portrety cara Piotra I Piłsudski powiedział: "to był wielki człowiek", co Zamoyski skontrował krótko: "ale i wielka świnia".

Uszczypliwości, wzajemna nieufność aż w końcu brak jakiegokolwiek zainteresowania Wielkopolską. Nie dziwi więc, że Piłsudski bywał tu rzadko i raczej niechętnie. Bastion endecji, zawsze wrogiej Marszałkowi, pozostał przez niego niezdobyty.
Niech żyje Józef!
- Rodzaj niechęci, jaką Wielkopolanie odczuwali do Marszałka, to pochodna widocznego od wielu lat poczucia wyższości Wielkopolski wobec Kongresówki - twierdzi dr Krzysztof Bondyra, socjolog UAM. - Przekonanie takie widoczne jest do dzisiaj i wynika z wciąż żywego wizerunku Wielkopolanina jako osoby gospodarnej i pragmatycznej. To przykład regionalizmu ekonomicznego, który jest zauważalny nie tylko w odniesieniu do poszczególnych obszarów, ale także w podejściu do konkretnych osób. W tym kontekście Józef Piłsudski, postrzegany jako kniaź z dzikiej Litwy, nie mógł zdobyć w naszym regionie szerszej popularności.

Choć poznaniacy nie lubili Marszałka, szanowali urząd, który reprezentował. Dlatego, mimo że w 1919 roku "rany" po Powstaniu Wielkopolskim wciąż się nie zabliźniły, odwiedzającego Poznań Naczelnika Państwa władze miasta przyjęły godnie. Poznań został udekorowany, a Marszałek oficjalnie powitany. Bez uszczypliwości się jednak nie obyło. Poznańska endecja opublikowała nawet uchwałę, w której stwierdziła, że oddaje hołd wyłącznie głowie państwa. Szacunek dla urzędu, ale niekoniecznie dla osoby, było generalną cechą poznaniaków. Bo w Wielkopolsce bywało z tym różnie. Gdy w październiku 1919 roku Piłsudski pojawił się w Gnieźnie, na ulicach miasta doszło do otwartych manifestacji.

Napięcie w obustronnych relacjach narastało aż do przewrotu majowego. W listopadzie 1925 roku "Dziennik Poznański" pisał: (...) "bowiem jakąś fatalną manją p. Piłsudskiego, że wątpliwości swe i swary wszczyna zawsze w porę dla państwa groźną (...) wtyka swoje trzy grosze zamętu dla wykolejenia jakby normalnego toku spraw państwowych i wysunięcia na plan pierwszy swego egotycznego widzimisię...". Okres rządów Piłsudskiego, postrzegano z kolei jako "dziejową burzę", której Marszałek był "ostatnim pomrokiem". Swe przywiązanie do legalnej władzy, poznaniacy zademonstrowali w trakcie zbrojnego wystąpienia zwolenników Józefa Piłsudskiego w maju 1926 r. To wówczas Poznań wysłał wojsko na pomoc oddziałom rządowym! I mimo protestu kolejarzy, którzy rozmontowali część torów, oddziały z Wielkopolski dotarły. A podniesienia ręki na rząd, nigdy Piłsudskiemu nie wybaczono. Dlatego gdy w latach 30. Marszałek przejazdem odwiedził stolicę Wielkopolski w towarzystwie prezydenta Mościckiego, tłum skandował w kierunku jadącego w karocy marszałka "Niech żyje Józef! Niech żyje Józef!'' Gdy Marszałek wstał, by podziękować, ten sam tłum ryknął na całego "Ale Haller! Ale Haller!".

Historia zapamięta Piłsudskiego jako wielkiego Polaka. To pewne. Ale choć lata płyną, kolejne pokolenia Wielkopolan, nadal powtarzają za swymi dziadkami czy rodzicami, że nie lubią Piłsudskiego. Nawet miejsce na pomnik dla wielkiego wodza trudno znaleźć, choć o jego budowie mówi się od lat, a uchwałę Rady Miasta w tej sprawie przyjęto 10 lat temu! Owszem Poznań ma ulicę Piłsudskiego, ale w przeciwieństwie do Ignacego Paderewskiego czy Stanisława Taczaka, znajduje się na wielkiej sypialni miasta - na Ratajach. Jest wprawdzie tablica poświęcona Marszałkowi, ale - o ironio! - znalazła się na bocznej ścianie wieży CK Zamek, czyli ostatniej siedzibie cesarza Niemiec - Wilhelma II.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski