Z okazji zbliżającego się jubileuszu 60-lecia Domu Dziecka w Szamocinie postanowiła opowiedzieć nam swoją historię. Bo ona to najlepszy przykład na to, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, że wychowankowie opiekuńczych placówek wcale nie muszą mieć... przegranego życia.
Wydaje się, że to, co może człowieka spotkać najgorszego, Magdę spotkało już w dzieciństwie. Poznała smak porzucenia, odtrącenia i obojętności. Porzucona przez matkę, pozbawiona rodzicielskiej miłości, straciła chęci do nauki, a przy życiu, utrzymywała ją jedynie nadzieja na lepszą przyszłość.
Pobyt w domu dziecka odmienił moje życie na lepsze - mówi Magda
- Mama zabrała ze sobą dwóch starszych braci i odeszła. Mnie i młodszego brata, Michała zostawiła ojcu - opowiada Magdalena Skibińska.
Mówi, że nie lubi wracać do tamtych ciężkich dni. Bo, osamotniony ojciec zaczął pić alkohol, ona wciąż mu "się stawiała" i w domu robiło się coraz trudniej.
Mijały lata. Aż w końcu w dorastającej dziewczynce coś pękło. Postanowiła zawalczyć o własny los.
- Nie wiem co to było, ale nagle poczułam, że nie możemy dłużej mieszkać z ojcem - wspomina. W wieku 16 lat zebrała się w sobie i udała się po pomoc do ośrodka pomocy społecznej. - Powiedziałam prawdę. Mówiłam, że w domu nie miałam warunków do normalnego życia i nauki - wspomina.
Od tego momentu zdarzenia potoczyły się lawinowo. Dziewczyna trafiła do pogotowia opiekuńczego, a po miesiącu, do Domu Dziecka w Szamocinie - zaledwie 200 metrów od swojego domu rodzinnego.
Zazwyczaj wychowankowie domów dziecka nie są umieszczani w placówkach w swoich miejscowościach. Tym razem jednak ktoś podjął taką decyzję.
- Dokładnie pamiętam, gdy zamieszkałam w placówce. Było to 17 stycznia 1997 roku - mówi Magdalena Skibińska.
W tym samym dniu do domu trafił też Michał - młodszy brat Magdy. On nie rozumiał jednak postępowania siostry, był na nią zły, zbuntowany. Nie chciał mieszkać w "bidulu".
- Byłam pewna, że dobrze robię i wiedziałam, że Michał mi jeszcze kiedyś za to podziękuje. Nie myliłam się. Tak się stało po kilku latach - tłumaczy dorosła już dziś Magda.
O placówce opiekuńczej w Szamocinie wypowiada się w samych superlatywach. Mówi, że od samego początku nowy dom bardzo jej się spodobał . Polubiła go. Szybko się tam zadomowiła, poznała przyjaciół. Do posiłków przy stole chętnie zasiadała z samymi wychowawcami. Był czas na rozmowę, miłe spotkania i, co ważne, wieczorem zasypiała przekonana, że rano będzie miała śniadanie.
- Miałam ciepło i byłam najedzona i to były moje marzenia z dzieciństwa. Czego mogłam chcieć więcej? - mówi o tamtym czasie.
Fakt, że nie musiała się już martwić o swój byt sprawił, że zaczęła z optymizmem patrzeć w przyszłość. Miała ku temu warunki. Wychowawcy niczego nie zabraniali, a zawsze pomagali i służyli dobrą radą.
- To był prawdziwy high-life - podsumowuje. - Szczególnie głębokie i pomocne były rozmowy z księdzem Krzysztofem Grzendzińskim i ówczesnym dyrektorem placówki, a dziś chodzieskim starostą, Julianem Hermaszczukiem. To on dał mi do zrozumienia, że to kim zostanę w życiu zależy tylko ode mnie - mówi Magdalena Skibińska. To właśnie m.in. dzięki takim rozmowom i ogromnemu samozaparciu dziewczyna osiągnęła wiele. W domu dziecka spędziła łącznie 7 lat. Tam nauczyła się życia. Potem zdała maturę, ukończyła studia.
Mury placówki - jak przyznaje - opuszczała z ciężkim sercem. Na szczęście, szybko się usamodzielniła i znalazła pracę w miejscowej szkole. Po kilku latach (mając wykształcenie uzupełniające z pedagogiki ogólnej) została pedagogiem szkolnym. Nikt nie ma wątpliwości, że dobrze się stało, bo przecież nikt nie zrozumie lepiej dzieci i ich problemów od Magdy, która sama doświadczyła ciężkich chwil. W prywatnym życiu również odnosi same sukcesy. Jest zadowolona z życia. Ma męża (również nauczyciela) i dwóch kochających synów, poza którymi świata nie widzi.
- Mikołajem i Leosiem jestem prawdziwie zafascynowana - mówi i dziwi się wszystkim matkom (swojej także), które porzuciły własne dzieci.
Do swojego ojca żalu nie czuje. Twierdzi, że był on bardzo mądrym i dobrym człowiekiem, tylko sytuacja życiowa zwyczajnie go przerosła.
- O tacie złego słowa nie dam powiedzieć. Zawsze go kochałam - podsumowuje. Mimo trudnego dzieciństwa Magdalena Skibińska uważa, że w życiu jest prawdziwą szczęściarą. A to kim została, zawdzięcza nie tylko sobie, swojej sile i wierze w lepsze życie, ale także dobrym i mądrym ludziom.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?