Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dominik Czapczyk Maradonę obejrzał tysiąc razy, ale to dziadka zawsze podziwiał

Karol Maćkowiak
Dominik Czapczyk choć działa na innej niwie niż dziadek, wie, że trudno mu będzie przebić jego osiągnięcia
Dominik Czapczyk choć działa na innej niwie niż dziadek, wie, że trudno mu będzie przebić jego osiągnięcia Waldemar Wylegalski
- Tak, jestem z tych Czapczyków - w ten sposób niemal zawsze z uśmiechem na twarzy przedstawia się Dominik Czapczyk, wnuk słynnego Henryka. Piłkę, jak dziadek, ma we krwi.

Mam usportowioną rodzinę - w ustach Dominika Czapczyka brzmi to jak truizm. Babcia Krystyna była siatkarką, a dziadek Henryk to członek słynnego tercetu ABC - Anioła, Białas, Czapczyk. Dominik sam żartuje, że w zasadzie nie miał innego wyboru, niż pracować w sporcie, choć już tata Jerzy miał nieco pod górkę z uwagi na przeszłość słynnego „Ciapy”. Jego mama, a babcia Dominika wiedziała, co to znaczy mieć zawodowego sportowca w domu. Co prawda tuż po wojnie nie jeździło się na zgrupowania tak często jak teraz, ale mimo wszystko zdarzały się. Bułgaria, Rumunia, Węgry i inne „zaprzyjaźnione” kraje były regularnie odwiedzane przez polskich sportowców. Krystyna nie chciała, by kolejne pokolenia Czapczyków żyły „tylko” sportem. Czy to się udało? Niekoniecznie.

- W wieku siedmiu lat po raz pierwszy obejrzałem film dokumentalny „Maradona i inni” o mundialu w Meksyku w 1986 roku. Ten półtoragodzinny film widziałem, i mówię to z ręką na sercu, około tysiąca razy - mówi Dominik Czapczyk, wnuk Henryka, słynnego „Ciapy” z Lecha. - Byłem zakochany w Maradonie, tata kupił wideo w Peweksie, koledzy byli na mnie obrażeni, bo chcieli oglądać bajki, a ja w kółko tylko ten jeden film - śmieje się dziś Dominik.

Z płaczem do domu

Na pierwszy trening Dominika zawiozła mama. Chłopiec miał trenować w Olimpii, na której stadion Czapczykom, mieszkającym na Piątkowie było zdecydowanie bliżej niż na Bułgarską. Chłopiec wrócił do domu z płaczem, bo okazało się, że nabór odbędzie się dopiero za rok. Dopiął swego i rozpoczął trenimgi. Już wówczas zdarzało mu się, że na stadion przychodził z dziadkiem, zwłaszcza, gdy rodzice pracowali. - Uczył mnie uderzeń wewnętrzną częścią stopy. A ja mu uciekałem i się cieszyłem, że jestem lepszy od mistrza Polski. Niestety wkrótce treningi grup młodzieżowych zostały zawieszone, gdy Ryszard Górka przejął sekcję piłki nożnej. Po tym zamieszaniu trafiłem do „13” - wspomina.

W sezonie 1999/2000 znalazł się w rezerwach pierwszej drużyny Kolejorza dzięki wypożyczeniu z Olimpii. Podobno klub z Golęcina zażyczył sobie zbyt dużą sumę odstępnego. Młody Czapczyk wrócił do Olimpii, ale sam przyznaje, że nie to zdecydowało o tym, że nigdy nie zrobił kariery.

- W jakimś stopniu zabrakło mi szczęścia, ale też umiejętności. Miałem okazję kiedyś zagrać mecz pokazowy z Orłami Górskiego i przyznaję, że pod względem techniki - to była przepaść - nie ukrywa Dominik Czapczyk.

Jako siedmioletni chłopiec chciał pobić rekord Włodzimierza Lubańskiego i zostać najmłodszym piłkarzem debiutującym w reprezentacji Polski. Nie wyszło.
Piłkę zna z każdej strony

Niedługo później rozpoczął starania o licencje trenerskie. - Poznałem piłkę z każdej strony. Byłem na stażach u trenerów: Radolskiego, Michniewicza, Engela, skończyłem podyplomówkę menedżera sportu, pracowałem w samorządzie… - wylicza.

Dominik sport ma we krwi, mimo że u dziadka w pokoju nie spędzał zbyt wiele czasu. Henryk Czapczyk choć był nałogowym palaczem, zarzekał się, że się nie zaciąga. - Ale przy każdej okazji to mi zawsze poświęcał najwięcej czasu. Pewnie dlatego, że byłem pierworodnym wnukiem i poszedłem jego drogą - tłumaczy Dominik, który nie ukrywa też, że jego dziadek był niesamowitym anegdociarzem. A miał o czym opowiadać.

Bohater poza boiskiem

Urodzony w 1922 roku Henryk Czapczyk ma w swoim życiorysie pięknie zapisaną kartę niepodległościową. W grudniu 1939 całą jego rodzinę wysiedlono na Kielecczyznę. W trakcie wojny angażował się w działalność Polskiego Państwa Podziemnego, działając w Związku Walki Zbrojnej, a później w Armii Krajowej. Brał udział w Powstaniu Warszawskim, podczas którego dowodził plutonem szturmowym. Po upadku powstania stał się jeńcem kolejno pięciu hitlerowskich obozów na terenie Niemiec. Został odznaczony orderem Virtuti Militari.

Po powrocie do Poznania rozpoczął treningi z Wartą. Tam grał przez dwa i pół roku. Jeszcze przed ponownym zorganizowaniem w Polsce rozgrywek ligowych, zdobył z zielonymi wicemistrzostwo Polski w 1946, a rok później mistrzostwo. -Dziadek uwielbiał opowiadać o „rzezi niewiniątek”, czyli o tym jak jego Warta pokonała Wisłę Kraków 5:2, a on strzelił dwie bramki, co przesądziło o mistrzostwie dla Warty. Widziałem, że z radością mówił o sporcie, natomiast na przykład o sprawach związanych z powstaniem w ogóle nie wspominał.Niedługo po sukcesach w barwach Warty Henryk Czapczyk zmienił klub i dołączył do Kolejorza. Trafiając na Dębiec utworzył wraz z Edmundem Białasem i Teodorem Aniołą słynne trio napastników - ABC, które funkcjonowało przez dwa sezony (1949 i 1950). Dla Lecha strzelił 14 bramek w 77 meczach. Po zakończeniu kariery był też trenerem. Wraz z Lechem świętował awans do ekstraklasy w 1961 roku, prowadził ponadto m.in. Olimpię Poznań, Warmię Olsztyn, Lechię Zielona Góra. W latach 90. działał w Sokole Pniewy. Zmarł 30 sierpnia 2010 roku.
Błogosławieństwo czy przekleństwo?

Znane nazwisko nie zawsze jest pomocne we własnej ścieżce rozwoju. Dominikowi bardzo trudno będzie przebić osiągnięcia słynnego dziadka. Czy więc jest ono przydatne czy jednak stanowi jakikolwiek ciężar?

- Nie, absolutnie nie. Nazwisko mojego dziadka jest tak dobrze kojarzone, że moim celem jest jedynie nie zepsuć tej opinii. Nieraz jak się umawiam na spotkanie z dyrektorami szkół czy ośrodków sportu i rekreacji, to nawet, gdy się nie interesują sportem, to po kilku dniach mówią: „Ja już zasięgnąłem opinii, wiem, co to tercet ABC, Czapczykowiemają swoją trybunę na stadionie”. W Poznaniu i cąłym powiecie wszyscy wiedzą, że to ja jestem z tych Czapczyków i spotykam się z pozytywnym odbiorem. Ale zdarzało się też, że trenerzy jednak potrafili mi dogryźć, że nie mam nawet połowy umiejętności dziadka i prawą nogę mam do wsiadania do tramwaju - opowiada nasz rozmówca.

Znaleźć drugiego Linettego

Niestety dziś młodzież nie ma pojęcia, kim był Henryk Czapczyk. Za to jego wnuk doskonale wie o tym, jacy są młodzi piłkarze, bo jest dyrektorem zarządzającym w Lech Poznań Football Academy.

LPFA stanowi etap preselekcji. W założeniu najlepsi zawodnicy z ośrodków zlokalizowanych przy szkołach, gminnych ośrodkach sportu i rekreacji czy innych boiskach, trafiają do rozpoczynającej szkolenie od szóstego roku życia Akademii Lecha Poznań.

Pod skrzydłami Lecha w kilku województwach w prawie 60 ośrodkach trenuje ponad 2000 zawodników, których prowadzi 114 trenerów. Niedawno otwarto nowy ośrodek w Londynie, dzięki czemu Lech staje się bardziej dostępny dla mieszkającej tam polonii. Football Academy ma się już czym pochwalić. Dwa tygodnie temu otwarto też cztery ośrodki w województwie podkarpa-ckim, a co więcej Kolejorz jest pierwszym polskim klubem, który może pochwalić się ośrodkiem poza granicami kraju. - Gdyby dwa lata temu ktoś powiedział, że po Londynie dzieciaki będą biegać w koszulkach z herbem Lecha, to trudno byłoby w to uwierzyć. Zaczynałem jako jedyny pracownik LPFA, po półtora miesiąca - kończy nasz rozmówca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski