Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorota Sumińska: Pozwólmy psu być psem, a sami pozostańmy ludźmi

Anita Czupryn
Dorota Sumińska:  Śpię z psami, uwielbiam to i jest wiele ludzi, którzy mnie rozumieją
Dorota Sumińska: Śpię z psami, uwielbiam to i jest wiele ludzi, którzy mnie rozumieją Marek Szawdyn
Jeżeli zależy nam na tym, aby los zwierząt nie był tak tragiczny, to każdy z nas może zacząć natychmiast to zmieniać: nie kupować zwierząt, przestać jeść mięso - mówi Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, publicystka.

Nasze zwierzaki czują, że nadchodzi Boże Narodzenie?
Czują, że coś gotujemy, czują zapachy, odczuwają nasz niepokój przy nawale zajęć i gonitwie po prezenty i nieszczęsnego karpia. To czują na pewno.

Wyczuwają też, że nadchodzi i dla nich dobry okres, bo będziemy mieli dla nich więcej czasu?
Nie sądzę, żeby to przewidywały. Tym bardziej, że jakoś tak się dzieje, że wtedy, kiedy są święta, mamy dużo mniej czasu i dla zwierząt, i dla dzieci. Pierwszy i drugi dzień świąt to czas odwiedzin rodzinnych, przyjacielskich, ale wówczas z reguły nie zabieramy ze sobą zwierząt; dzieci są w lepszej sytuacji, bo idą z nami do cioć i wujków. A psy i koty zostają w domu. Wcale więc ten czas nie jest dla nich taki odświętny.

Może są jednak takie domy, w których zwierzęta lubią zarówno przedświąteczny, jak i świąteczny czas i mogą razem z nami uczestniczyć…
… w czym?

W duchowym spotkaniu. W tym, aby dać wyraz temu, jaki naprawdę jest sens świąt.
Pies nie uczestniczy w żadnym stopniu w tym, co sobie wymyśliliśmy, czy jest to święto, czy ważna rocznica. To nie jest jego święto, to nie jest jego rocznica. Jego może być kawałek pasztecika, który szykuje pani na święta do barszczu, tylko proszę nie dawać z grzybami, bo grzyby mogą psu zaszkodzić. Nie możemy zwierząt mieszać zwierząt do tego, cośmy sobie sami postanowili! Owszem, Boże Narodzenie to piękny czas, zwłaszcza w tak ponurym miesiącu. Szaro, zimno, a tu nagle rozświetlona choinka, wszyscy się schodzą i są razem. Mnie się zawsze wydawało, że to jest taki wieczór, w którym wszyscy powinni być dobrzy. Ale zwierzę z wnętrzem duchowym tego święta nie ma wiele wspólnego. To jest nasza wizja spędzenia czasu w związku z bożymi narodzinami. Ale ani pies, ani kot tego nie ustalał. Jego udział to łasowanie przy stole.

Moje pytania biorą się stąd, że zastanawiam się, czy każdy z nas powinien mieć w domu kota czy psa.
Nie, absolutnie. Tak jak nie każdy powinien mieć dziecko, tak nie każdy powinien mieć zwierzę. A jest wielu ludzi, którzy absolutnie nie powinni mieć ani dzieci, ani psów, ani kotów.

Jakie predyspozycje powinien mieć człowiek, jeśli zamierza podarować zwierzakowi dom?
Normalne, ludzkie. Nie trzeba mieć żadnych specjalnych cech, żeby umieć kochać, umieć się troszczyć. Okazuje się jednak, że dziś są to specjalne cechy. „Dobry” jest ten, kto się pochyla nad kimś, kto jest cierpiący. A on jest normalny. Prawdziwie dobry jest ten, kto robi coś, w wyniku czego musi ponieść uszczerbek na rzecz obdarowanej istoty; wyrzec się czegoś w imię tego, żeby coś komuś dać. Natomiast pochylenie się nad kimś, kto potrzebuje, żeby mu podać rękę, jest normą. Żyjemy w czasach, w których uważa się, że ten, kto się pochyla, to jest wyjątkowo dobry człowiek. Niepojęte! Zatem ci, którzy się nie pochylają, nie powinni mieć ani dzieci, ani zwierząt.

A jeśli już ten normalny ludzki człowiek ma psa, kota, czy inne zwierzęta…
… innych zwierząt taki człowiek nie ma.

Jak to? A rybki, papużki…
Cudownie jest patrzeć na rybki w więzieniu, prawda? Jak to miło popatrzeć, gdy biedny niewolnik całe życie siedzi w klatce. I jak ten człowiek kocha tego niewolnika! Wspaniale jest patrzeć na ptaka w klatce. Dla mnie to znów niepojęte, że człowiek może być tak okrutny. Ptak, istota, która powinna być właścicielem przestworzy siedzi zamknięty w klatce i do tego przy sztucznym świetle! Papuga, która jest dzieckiem słońca, jest trzymana w naszym klimacie. Przecież to trzeba być potworem. Nieszczęsny chomik, świnka morska, czy królik siedzące w klatkach! To wyjątkowo okrutne, żeby tylko za to, że ktoś jest piękny, miły, ciepły, skazywać go na wieczne więzienie w izolatce. Ludzie mówią: „Mam chomika, tak go kocham”. Na czym polega ta miłość? Czy swoje dzieci, które pani kocha, też zamknęłaby w klatce?

Szczerze mówiąc, czasem miałam ochotę przywiązać je do kaloryfera (śmiech).
Jasne, są takie chwile, że własnemu dziecku chciałoby się, przysłowiowo mówiąc, skręcić kark, ale to są momenty kompletnej niemocy rodzica. Nie zrobiła pani tego. Wracając do zwierząt, to fatalny zwyczaj niewolenia cudownych, niewinnych istot tylko za to, że są piękne i miłe.

Panuje przekonanie, że jeśli już mamy psy w domu, to należałoby je wytresować.
Już coraz rzadziej.

Ale metody są różne - łagodne, bazujące na nagrodach, konsekwencji i rytuałach i są też takie, które polegają na dominacji i przewadze. Który klucz jest właściwy?
Zadajmy więc sobie pytanie, po co taki ktoś, kto ma psa, w ogóle go ma? Po to, żeby się na nim wyżywać i mieć niewolnika? Tak naprawdę ani pies, ani kot nie jest żadnym naszym przyjacielem tylko jest naszym niewolnikiem. My decydujemy o jego narodzinach, jego śmierci i o wszystkim, co dzieje się w jego życiu. Nazywanie tego przyjaźnią jest totalnie nieuczciwe ze strony człowieka. Oczywiście, pies stara się jak może, deklaruje swoje uczucia nawet oprawcom. Kot też się stara. A człowiek chce tylko wykorzystywać to zwierzę, wyłącznie po to, aby sobie udowodnić, że umie „ujarzmić bestię”, nawet jeśli ta waży pół kilo. Ale po co? Bo lubi, gdy choć pies jest mu podporządkowany . Podobnie, jak tresura dzieci, bo są i tacy, którzy tak samo wyżywają się na własnych dzieciach.
Przychodzą goście i trzeba się pochwalić, jakie mamy mądre dziecko, co oznacza przecież, że mądrość odziedziczyło po nas, więc: „Powiedz wierszyk dziadkowi”, albo „Podaj łapę”.
Jeszcze raz zapytam: i po co to komu? Chcemy pokazać, że to my tu rządzimy, to nas trzeba słuchać. Od zawsze w ludziach drzemie taka chęć ujarzmienia: „Ja tu rządzę”. Piesek poda łapkę, Jaś powie wierszyk, a mąż pozamiata. Bezsens! Poza mężem oczywiście, ale jak za dużo nań spadnie, to się obroni. Jaś podrośnie i też się obroni. Pies się nie obroni.

Ile w domowym zwierzęciu pozostało z jego dzikich przodków i czy powinniśmy mieć to na uwadze, przygarniając zwierzę pod swój dach?
Dzikość to złe słowo, bo w naszym pojęciu, naszym języku, oznacza niedopasowanie się do ogółu. Jak ktoś jest dziki, to oznacza, że nie bardzo pasuje, jest nieokrzesany. Zarówno pies, jak i kot zostały udomowione dziesiątki tysięcy lat temu. Oczywiście one dalej w swojej przemianie materii, potrzebach gatunkowych pozostały znacznie bliższe swoim wolno żyjącym protoplastom, aniżeli człowiekowi, bo pies dalej jest psem, a kot kotem. W człowieku też drzemie cała rzesza atawistycznych cech w dobrym tego słowa znaczeniu, różnych instynktów, których nie umiemy już wytłumaczyć, poruszając się w obrębie naszej cywilizacji. Jeśli więc to nazywamy dzikością, to jest ona w każdym z nas. To nie jest nic, co utrudniałoby życie, pod warunkiem, że zapamiętamy sobie żelazną zasadę, obcując z innymi gatunkami: każdy gatunek ma pozostać swoim gatunkiem. Pies nigdy nie stanie się człowiekiem, tak jak człowiek nie stanie się psem. Naszą najważniejszą powinnością jest pozwolić psu być psem, kotu - kotem, a samemu pozostać człowiekiem.

Co to znaczy, żeby pies pozostał psem?
Nie zmuszać go do całego szeregu zachowań, które cechują człowieka. Nie pastwić się na nim w taki sposób, w jaki pastwimy się nad sobą. Nie nadużywać zabiegów higienicznych, nie traktować psa jak człowieka. Jeśli bierzemy pod swoją opiekę inny gatunek, to powinniśmy dowiedzieć się przynajmniej minimum na temat jego potrzeb .

Ale chyba jest coś takiego, jak charakterologiczne upodabnianie się zwierząt do ich właścicieli i odwrotnie?
Tak samo jest ze starymi małżeństwami. To jest nieuniknione - jeżeli przebywamy razem przez wiele lat, to siłą rzeczy upodabniamy się do siebie. Mamy podobny rytm dnia, podobnie zachowujemy się w różnych sytuacjach. Tak samo pies, który przebywa z człowiekiem przez ileś lat, jak i drugi człowiek, który z nim przebywa, nastraja się na podobny rytm życia.

W nawykach, zachowaniu?
We wszystkim.

Gdy obserwuję moich sąsiadów z pieskami na spacerach, mam nieodparte wrażenie, że również fizycznie się upodabniamy.
To jest taki żart, w którym na pewno tkwi ziarenko prawdy. Jeżeli jesteśmy leniuchami i łasuchami, to tyjemy, a psy razem z nami. Jeżeli lubimy dużo ruchu, to jesteśmy szczupli. Jeżeli dbamy o swój wygląd, to i jedno, i drugie jest zadbane. Jeżeli jesteśmy flejtuchami, to jedno i drugie jest zaniedbane.

Dlaczego ludzie potrzebują zwierząt w swoim otoczeniu?
Kiedyś, kiedy jeszcze nasza cywilizacja - myślę tu o zachodniej cywilizacji - nawet nie raczkowała, zwierzęta spełniały rolę użytkową. Miały pomagać w przetrwaniu. Szukano gatunków, które mogły człowiekowi, tej, niezaradnej, gołej żabie, wydawałoby się kompletnie niezdolnej do samodzielnego życia istocie, zabezpieczyć poczucie bezpieczeństwa. Pomóc w szukaniu schronienia, obrony przed drapieżnikami, czy zdobyciu pożywienia. Z czasem człowiek, a ludzi wciąż przybywało, zatracił więzi międzyludzkie, które kiedyś cechowały plemienne społeczności. Mocno się wyalienował . Dziś jest nas dużo za dużo a mimo to jesteśmy bardzo samotni. Nasza cywilizacja dała nam miliony ułatwień w codziennym życiu. Taką pozorną wygodę- do niczego nie trzeba się specjalnie wysilać. Ale za cenę samotności. Więzi międzyludzkie zanikają. Nawet w najbliższej rodzinie. Unikamy ich spędzając czas nas ekranem smartfona. Sądzę, że stąd wynika potrzeba znalezienia kogoś, kto będzie do nas przywiązany koniecznością życiową. Bo zwierzę, jak wspomniałam, jest niewolnikiem. I my tego niewolnika potrzebujemy dlatego, że potrzebujemy czyjegoś ciepłego, bijącego serca i poczucia, że jesteśmy komuś absolutnie potrzebni. Oczywiście nie myślę o tych, którzy opiekują się zwierzętami z ludzkiej potrzeby niesienia im pomocy i spełniania ich potrzeb.

Jakkolwiek by na to nie patrzeć, to jest to bardzo smutne.
Zgadzam się. Jest bardzo smutne.

Jakie znaczenie dla rozwoju dzieci ma obcowanie ze zwierzętami?
Nawiążę jeszcze do tego, co mówiłam wcześniej - ta potrzeba posiadania kogoś bliskiego, kogoś, kto nie wyjedzie, nie pojedzie w delegację, nie zdradzi, nie rozwiedzie się, dotyczy nie tylko dorosłych ludzi, ale przede wszystkim dzieci. Bardzo często jest tak, że w rodzinie jedyną stabilną osobą, jedynym jej stabilnym członkiem jest właśnie pies. On nie ma ważnego zebrania, nie wyjedzie w delegację, nie powie, że nie ma czasu, nie rozwiedzie się. On zawsze jest i zawsze kocha. Dla dzieci jest to ważna baza. Baza, która uczy uczuć. Niestety często okrutni rodzice to niszczą. I nie ma nic w zamian, bo miłości psiej nie można zamienić na rodzicielską. Smutne, że w niektórych rodzinach nie może być tak, że tak samo mama, tata, jak syn czy córka, kochają psa, a jeszcze lepiej psy, bo dobrze, jak są dwa.

W jaki sposób zwierzęta odczytują i rozumieją nasze emocje?
Jeżeli chodzi o psy, to są w tym dokładnie takie same jak my, tylko w lepszym wydaniu. Dają temu inny wyraz, inaczej widzą świat, bo mają inne możliwości czysto fizyczne. Inaczej zbudowany jest ich mózg, jest nastawiony na widzenie świata zapachem. My widzimy obrazem. Jeśli chodzi o potrzeby emocjonalne i uczuciowe, to są identyczne u psa i u człowieka. Jesteśmy tak samo rodzinni, społeczni, tak samo do tego, żeby zaistnieć, potrzebujemy kogoś, komu powiemy „ja”. Gdy jesteśmy sami, nie istniejemy. Stąd kiedyś pustelnictwo uważane było za najwyższe poświęcenie. Nawet w imię Boga trudno jest wytrwać w pustelni. To najgorsze, co może być dla społecznych gatunków. Ani pies, ani człowiek nie istnieje bez kogoś, kto potwierdzi jego istnienie. A więc pod tym względem jesteśmy identyczni. Bardzo żałuję, że są ludzie, którzy tego nie rozumieją. Dla psa utrata rodziny jest absolutnym końcem świata. Uważam, że ci, którzy pozbywają się zwierząt, które kiedyś wzięli pod swoją opiekę, popełniają przestępstwo równoważne z wyrzuceniem z domu, czy pozbyciem się dziecka. Tylko że dzieckiem zawsze ktoś się zaopiekuje, a pies trafi do obozu koncentracyjnego, albo kiepskich koszar, czyli schroniska. Ale częściej wpadnie pod samochód, zamarznie, umrze z głodu i tęsknoty.
Ciągle krzywdy, jakie ludzie wyrządzają zwierzętom nie są traktowane na równi z tymi, które wyrządzają innym ludziom.
To się nie stanie nigdy, dopóki nie przestaniemy jeść mięsa. Z prawnego punktu widzenia zwierzę jest wyłącznie rzeczą. Skoro można je kupić, sprzedać, zabić, zjeść, musi być rzeczą. A czym się różni pies od krowy czy świni? Niczym. To tak samo ciepła, czująca istota, która potrzebuje akceptacji świata, jak i my. W związku z czym tu nie ma wyjścia - musielibyśmy zupełnie zmienić swój stosunek do zwierząt, żeby można było traktować je w taki sposób, jaki mi się marzy.

Czyli jak?
Równo ze sobą w tym względzie, aby spełniać potrzeby gatunkowe każdego z gatunków. Nikt nie wybrał sobie tego, że urodzi się psem czy człowiekiem, kozą czy kurą. Nie jest winą komara, że urodził się komarem. W związku z czym uważam, że każdy gatunek ma prawo do życia na tej planecie. A ona się kurczy, przez to, że nas jest coraz więcej. Dla zwierząt już nie ma miejsca. Traktujemy je coraz gorzej mimo tego, że świadomość nasza niby rośnie. Dużo więcej wiemy. Wiemy, że możliwości intelektualne i emocjonalne zwierząt absolutnie dorastają naszym, a w niektórych przypadkach je przerastają. A mimo to niszczymy w tak okrutny sposób zwierzęce życia, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Zwierzęta to śmietnik naszej cywilizacji. Proszę zobaczyć, co się dzieje na drogach. Jeżeli ktoś potrąci zwierzę, nikt się nie zatrzyma nawet po to, żeby zdjąć zwłoki. Wszyscy po nich jeżdżą. Jak po śmieciach.

W czym zwierzęta nam dorównują, a w czym nas przewyższają, jeśli chodzi o intelektualne zdolności?
Wpuszcza się pani w kanał. Dlaczego musimy porównywać te zdolności z naszymi? Nam się wydaje, że to zwierzę jest mądre, które do nas podobne. Nic z tych rzeczy. To jest tak, jak z testem na inteligencję. Powstało ich teraz strasznie dużo, ale gdyby pani ten najbardziej popularny położyła przed Papuasem z Nowej Gwinei, przeciętnym mieszkańcem wioski w dżungli tamtego rejonu, wyszłoby, że jest kompletnym idiotą. I w drugą stronę - gdyby on zrobił pani test na przetrwanie w jego środowisku, wyszłaby pani na kompletną idiotkę.

O ile w ogóle bym przeżyła.
Tak właśnie jest z porównywaniem. Spróbujmy porównać inteligencję mrówki z inteligencją słonia. W ogóle nie należy tego robić, nie o to chodzi. Nie wolno tego robić. Trudno jest porównywać inteligencję dwojga ludzi z tej samej kultury, co więcej, z tej samej rodziny. Sądzę, że każdy jest na tyle mądry, na ile potrzebuje. Nie mówię o istotach, które zostały dotknięte jakąś chorobą, defektem genetycznym, bo to zupełnie co innego. Chodzi mi o przeciętnego reprezentanta danego gatunku - on jest tak mądry, jak jest mu to potrzebne do przetrwania i na tyle inteligentny, żeby sobie poradzić w swoim środowisku. To zupełnie wystarczy.

Jak pomagać zwierzętom, jeśli nie mamy warunków do ich utrzymania? Jak to robić, by było skuteczne i miało sens?
Po pierwsze: dziewięćdziesiąt procent dorosłych i samodzielnych mieszkańców tego kraju ma warunki. Nie chce im się, bo to wymaga dodatkowych obowiązków. Nie chcą sobie robić kłopotów. Po drugie: nie wolno kupować zwierząt. Trzeba brać te zwierzęta, które potrzebują natychmiastowej pomocy. Jeśli chodzi o psy i koty, to schroniska pękają w szwach. Trzeba tam pójść i brać nie te, które są najładniejsze i rasowe, tylko te, które umrą , jeśli nikt ich nie weźmie. Czasem dzwonią do mnie i słyszę: „Proszę pani jestem psiarą, mam psa”. Odpowiadam: „Gdyby była pani psiarą, to miałaby pani sześć psów ze schroniska. Nie jest pani psiarą, tylko ma pani psa. Albo słyszę: „Kocham psy, bo bardzo kocham mojego psa” - mówi ktoś, kto właśnie kupił sobie za 5 tysięcy zł psa z hodowli. Bzdura. On nie kocha psów. Bo gdyby kochał nigdy by nie kupił tylko zabrał z nieszczęsnych okoliczności. Uratował.

Kocha siebie.
Właśnie. W ogóle z tymi deklaracjami uczuć to nam się coś pomyliło. Żyjemy w sztucznym, wyimaginowanym, wirtualnym świecie.

Znajomym mówię, że usprawiedliwione byłoby kupowanie psa, gdyby schroniska były puste. Są kraje, w których liczba psów w schronisku wynosi 7, na cały kraj.
Marzę, że w Polsce też tak kiedyś będzie. Ale kupowanie zwierząt jest złe. Można by wymyślić coś innego, ale to jeszcze długa droga przed nami. A może za jakiś czas pójdzie to w inną stronę i będzie można kupić sobie męża, żonę, albo dziecko? Kupowanie jest złe, bo niesie za sobą złe konsekwencje. Jeżeli coś można kupić i ktoś może na tym zarobić… Uczuć nie wolno mierzyć pieniędzmi, ani na nich zarabiać.

To popyt nakręca podaż.
O to chodzi. Przestańmy kupować, przestańmy rozmnażać, nie będzie hodowli. Psów, tych, których nikt nie chce, jest za dużo. Jeżeli przestaniemy kupować, to nie będzie się opłacało mieć hodowli. Nie będzie również „rzeźni” w pseudo hodowlach. Jeżeli zależy nam na tym, aby los zwierząt nie był tak tragiczny, to każdy z nas może zacząć natychmiast to zmieniać: nie kupować zwierząt, przestać jeść mięso. I tyle.

Coraz więcej mówi się o intuicyjnej komunikacji ze zwierzętami. Jak Pani odnosi się do metod, jakie krzewi Anna Breytenbach, która jeździ z wykładami o intuicyjnej komunikacji międzygatunkowej?
Jest to absolutna prawda i każdy z nas mógłby się tak komunikować, tylko samemu trzeba mieć minimum otwartości i pewną dozę uczuć. Żeby grać na skrzypcach, trzeba mieć skrzypce. Jak ich nie będzie, to żaden smyczek nie pomoże. Samemu trzeba umieć współczuć i współodczuwać z innymi. Proszę sobie przypomnieć czas, kiedy miała pani maleńkie dzieci. Dziecko miało kilka dni, albo tygodni, nie umiało mówić, ani dawać innych znaków. Pani doskonale wiedziała, czego maleństwo potrzebuje, czy jest zadowolone, czy nie. Budziła się pani w nocy, bo dziecko położyło się w złej pozycji. Skąd pani to wiedziała? No właśnie stąd, że pani je kochała. Jeżeli ma pani taką relację z innymi istotami, będzie to pani czuć. To stan podobny do zakochania - jeśli jesteśmy zakochani, wyczuwamy nastroje naszego ukochanego. On nic nie musi mówić. Jeżeli nastawimy się na odbiór, będziemy to samo czuli w relacjach z innymi gatunkami. Bo one też to czują. Pani pies doskonale wiedział, w jakim pani jest nastroju i czy dzisiaj może sobie pozwolić na więcej, czy nie.

Mój pies mógł sobie pozwolić na wszystko. Nie tresowałam go.
Nie chodzi mi o tresowanie, nie znoszę tego słowa. Psa wychowujemy tak samo jak dziecko. Chodzi o te chwile, kiedy czasem mamy zły nastrój. Albo nie chce nam się czegoś robić. Psy doskonale to wiedzą.

Powinniśmy stawiać naszym zwierzętom jakieś granice?
Oczywiście. Podobnie jak sobie. Wprowadziliśmy zwierzęta do naszych domów, uzależniliśmy je od siebie całkowicie, więc musimy wprowadzić im takie ograniczenia, które dadzą im bezpieczeństwo. To jest konieczność. Stąd wzięła się smycz. Żaden pies jej nie kocha i mnie to nie dziwi, też nie chciałabym, aby mnie ktoś tak prowadził. Ale to jest konieczność zabezpieczenia jego zdrowia, a niejednokrotnie życia. Musimy wprowadzić takie ograniczenia, które ułatwią i nam, i zwierzętom życie. Już wspomniałam o wychowywaniu psów i dzieci. Dziecko uczymy, aby jadło nożem i widelcem, a psa - aby jadł ze swojej miski, a nie wyrywał komuś kanapkę.

A co ze spaniem ze zwierzętami?
Śpię z psami, uwielbiam to i jest bardzo wielu ludzi, którzy mnie rozumieją. Są też tacy, którzy z takich czy innych względów nie chcą spać z psami. Spanie z psami wiąże się z tym, że trzeba częściej zmieniać pościel. Ale dzięki temu co kilka dni kładę się do pachnącego łóżka (śmiech).

Mówi Pani swoim psom, że je kocha?
Tego nie trzeba mówić. Każdy pies doskonale będzie to czuł, jeśli po prostu będziemy go kochać. Sama pani wie, że słowa to jedno, a prawdziwe uczucia, to zupełnie co innego. Nawet gdybyśmy byli niemi, a kochalibyśmy psa, to w jego życiu nie byłoby żadnego uszczerbku. Nie chodzi o słowa, ale o to, na jakich zasadach będziemy go traktować. Czy będzie członkiem naszej rodziny na zasadach niewolniczych, czy upragnionego dziecka, a właśnie na takich powinien być. Oczywiście z zachowaniem zasad innych potrzeb gatunkowych. Psy i koty to „dzieci”, które nigdy nie dorosną. Nie będą zdawać matury i szukać pracy. Będą od nas zależne do samej śmierci. I nie wolno o tym zapomnieć. Przede wszystkim powinniśmy pozwolić im mieć kontakty z przedstawicielami własnego gatunku. Dlatego zachęcam wszystkich do tego, żeby mieli zawsze dwa psy i dwa koty. Bardzo smutno jest być samemu. Na szczęście rośnie grupa ludzi, którym zwierzęta są potrzebne tylko po to, aby im pomóc. To jest prawdziwe człowieczeństwo. Gdyby wszyscy to poczuli, to schroniska byłyby puste, a rzeźnie niepotrzebne.

Niech tak się stanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dorota Sumińska: Pozwólmy psu być psem, a sami pozostańmy ludźmi - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski