Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat Ukrainki: Oksana pracowała, by utrzymać rodzinę. Dziś walczy o życie

Marta Danielewicz
Marta Danielewicz
Natalia Kozanchyn, siostra Oksany codziennie zajmuje się chorą w szpitalu
Natalia Kozanchyn, siostra Oksany codziennie zajmuje się chorą w szpitalu Łukasz Gdak
W Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim prowadzone jest postępowanie w sprawie wydania zezwolenia na pobyt czasowy Ukrainki Oksany w Polsce. Pracodawca, który nie udzielił jej należytej pomocy, zarzeka się, że kobieta dostała wylewu poza zakładem pracy. Jego biznes wisi na włosku. Sam wykłada 100 tysięcy złotych na leczenie Ukrainki.

Oksana Kharchenko - 43-letnia obywatelka Ukrainy wraz z siostrą Natalią Kozanchyn do Wielkopolski przyjechały za pracą. Wspólnie podjęły ją w firmie Jędrzeja C. - Polskie Warzywa, ulokowanej pod Środą Wielkopolską, w miejscowości Krerowo. W Kijowie, skąd pochodzą, Oksana zostawiła dwóch nastoletnich synów i męża. Podobnie Natalia. W Polsce, jak wielu innych ich rodaków, miały zarobić, odłożyć pieniądze i częściowo przeznaczyć je na życie rodziny na Ukrainie.

Dziś realizacja tych planów wydaje się niemożliwa. Sparaliżowana Oksana w stanie ciężkim przebywa od miesiąca w szpitalu MSWiA w Poznaniu. Wiadomo, że już nigdy nie będzie w pełni sprawna. Dopiero teraz zaczęła mówić, jeść. Trafiła tam po tym, jak dostała wylewu w mieszkaniu przyzakładowym. Pracodawca nie udzielił jej pomocy. Oksana nie posiadała ubezpieczenia, bo w firmie C. była zatrudniona nielegalnie. Sprawę poszkodowanej Ukrainki nagłośnił dopiero na początku lutego konsul honorowy Ukrainy w Poznaniu - Witold Horowski.

Chorą pozostawił na przystanku

- Pracę w firmie Jędrzeja C. rozpoczęłyśmy wspólnie w listopadzie 2017 roku. Już pół roku wcześniej pracowałyśmy u niego, dzięki ukraińskiej agencji pracy. Wtedy byłyśmy zatrudnione legalnie, nasz pracodawca miał pozytywną decyzję, wydaną przez Powiatowy Urząd Pracy na zatrudnienie nas. Teraz dopiero się o nią starał, więc zatrudniał nas na czarno - opowiada Natalia Kozanchyn.

CZYTAJ TEŻ:

Siostry mieszkały z jeszcze jedną współlokatorką, Polką, w mieszkaniu przyzakładowym w Krerowie. Oksana źle poczuła się już 8 stycznia. - Siostra miała już wcześniej problemy z nadciśnieniem. Wróciłam do mieszkania dopiero wieczorem, dałam jej tabletki na nadciśnienie. Mimo to Oksana zaczęła wymiotować. Z samego rana, gdy tylko koleżanka z pokoju wróciła z nocnej zmiany, poprosiłam ją by poszła po pomoc do biura. Myślałam, że czekamy na pogotowie, ale zamiast karetki przyjechał pan Jędrzej C., nasz szef - relacjonuje Natalia.

Ten zamiast powiadomić odpowiednie służby, kazał kobietom ubrać się i zabrał je do swojego samochodu. Krążył dłuższy czas wokół Środy Wielkopolskiej, wydzwaniał w różne miejsce, ale Natalia nie zna języka polskiego, nie wie gdzie dzwonił. W końcu zatrzymał się przy przystanku autobusowym. Powiedział, by kobiety usiadły na ławce, sam zadzwonił po policję do „rzekomo pijanej osoby”.

- Nakazał nam byśmy nie mówiły, że go znamy i pracowałyśmy u niego, że po prostu byłyśmy na zakupach w Środzie Wielkopolskiej i Oksana źle się poczuła, a on zatrzymał się, by udzielić nam pomocy - opowiada Natalia.
Oksana przez miesiąc walczyła o życie. Z dnia na dzień jest jednak lepiej. Co prawda nie siada, nie chodzi, ledwo mówi, trzeba ją karmić, ale już samodzielnie połyka pokarm. Niedługo ma rozpocząć rehabilitację. Nie ma jednak wątpliwości - gdyby C. wezwał pogotowie od razu, stan kobiety byłby dużo lepszy. Przy niedotlenieniu mózgu i wylewie krwi liczy się każda minuta. A godzina może przesądzić o czyimś życiu.

„Dobry pracodawca”

Sprawa wyszła na jaw miesiąc później. My opisaliśmy ją na początku tego tygodnia. Staraliśmy się wtedy dodzwonić do C. Nie odbierał, nie oddzwaniał, nie było go cały tydzień w firmie. Jedynie gdzie można było go zobaczyć to na reklamach i banerach Lidla, z którym Polskie Warzywa współpracowały. Dziś już tych reklam nie ma. Lidl po doniesieniach medialnych wycofał je i wszczął procedury w celu zakończenia współpracy z C.

Ludzie z bliskiego otoczenia Jędrzeja C. mówią wprost: - Ta sprawa nie wróży dobrze przyszłości firmie Polskie Warzywa. Spółka Lidl była jego głównym klientem od 15 lat. Zerwanie przez nią umowy, a być może i wizja wypłaty wysokiego odszkodowania za utratę wizerunku sprawi, że to koniec biznesu C.

Zwłaszcza, że C. stał się jedną z twarzy kampanii „wzorowy dostawca”, promowanej od początku stycznia przez Lidla. Młody, przystojny rolnik mówił, że kontynuuje rodzinny biznes w czasach, gdy jego rówieśnicy zamiast zostać na wsi, uciekli do miast.

- Wysyłałem mu jeszcze wtedy zdjęcia reklam, które po raz pierwszy pojawiły się w telewizji. Byliśmy dumni. Odpisał, że to „magia tv”. Kiedy przeczytałem w mediach, co się stało z panią Oksaną, jak ją potraktował nie mogłem uwierzyć. Myślałem, że już nigdy nie podam mu ręki. To zwykłe chamstwo - mówi jeden ze znajomych właściciela Polskich Warzyw.

Witold Horowski mówi, że od samego początku nie chodziło mu o pogrążenie firmy Jędrzeja C. - Oceniałem to co zrobił (a raczej czego nie zrobił), a co miało związek z Ukrainką. Uważam, że w interesie pani Oksany oraz obecnych pracowników firmy jest nie to, aby ona upadła, a jej właściciel zbankrutował. Chciałbym aby zrozumiał swoje błędy i ciężką pracą, odnosząc sukcesy biznesowe zarobił na godziwe zadośćuczynienie - mówi Horowski.
Lidl tłumaczy, że pierwszy raz ma do czynienia z taką sytuacją. Wcześniej nie było żadnych skarg na C., współpraca układała się wręcz wzorowo, kontrole nie wykazywały żadnych uchybień.

- Każdy dostawca Lidla zobligowany jest do podpisania załącznika do umowy. Jest to kodeks etyczny zobowiązujący do przestrzegania wysokich standardów etycznych w tym w szczególności do działania zgodnie z przepisami prawa pracy. Działania niezgodne z prawem skutkują rozwiązaniem umowy - mówi Aleksandra Robaszkiewicz z firmy Lidl Polska.

Natalia Kozanchyn także nie może zrozumieć postawy C.. - Może spanikował? Był dobrym pracodawcą, traktował wszystkich równo bez względu na kraj pochodzenia. Płacił nam 9 zł na godzinę. Nie pracowałyśmy ponad nasze siły. Głównie pakowałyśmy warzywa do kartonów - mówi.

Z nieoficjalnych informacji dowiedzieliśmy się, że C. mógł pomyśleć, że Oksana jest faktycznie pod wpływem alkoholu, jak się później zresztą tłumaczył. - Człowiek, mający wylew nie mówi poprawnie, nie jest w stanie sam chodzić. Z daleka mogła wyglądać na pijaną - mówi Natalia.

Śledztwo w sprawie trwa

Zerwanie współpracy z Lidlem może być jednym z wielu kłopotów C. Pod koniec stycznia do prokuratury w Środzie Wielkopolskiej wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przez niego. przestępstwa. Śledztwo w sprawie Oksany prowadzi komenda policji w Swarzędzu. Wojewoda wielkopolski Zbigniew Hoffman skierował wniosek do komendanta wojewódzkiego policji, aby ten objął je nadzorem.

- Zabezpieczyliśmy dokumenty, zwłaszcza dokumentację medyczną, monitoring w firmie, wstępnie przesłuchaliśmy także poszkodowaną. Nie ma potwierdzenia, czy kobieta była pod wpływem alkoholu i raczej nie jest to już do stwierdzenia, ponieważ zdarzenie miało miejsce 9 stycznia, a my informację o nim otrzymaliśmy dwadzieścia dni później - mówi Grzegorz Gucze, prokurator rejonowy w Środzie Wielkopolskiej.
Ma zostać także powołany biegły z dziedziny medycyny sądowej, który wypowie się czy kobieta, chorująca na nadciśnienie powinna wykonywać swoją pracę w Polskich Warzywach.

Po pierwszej naszej publikacji także Państwowa Inspekcja Pracy rozpoczęła kontrolę zakładów. Między innymi pod kątem tego, czy Ukrainka nie dostała wylewu na terenie firmy, w trakcie pracy.

100 tysięcy na leczenie

Teraz najważniejsze dla Natalii jest stan jej siostry. Oksana ma rozpocząć rehabilitację. Natalia mieszka u zaprzyjaźnionej rodziny, ale nie na stałe. Dostała propozycję pracy w Sierosławiu. Chce jednak być przy siostrze, bo Oksaną nie ma kto się zaopiekować. Kwestiami pokrycia kosztów leczenia kobiety nie muszą się przejmować. Stowarzyszenie Horowskiego zebrało na ten cel ponad 80 tys. zł. Także po 10 tys. zł. dołoży powiat średzki i gmina Środa Wielkopolska.

Sam C. podpisał w ambasadzie Ukrainy w Warszawie oświadczenie, w którym obiecuje udzielenie pomocy poszkodowanej. „Pokryjemy niezbędne koszty leczenia szpitalnego oraz rehabilitacji pani Kharchenko. Zapewniam, że zostanie ona otoczona należytą opieką. Biorąc pod uwagę trudną sytuację losową Pani Oksany zapewnimy również niezbędną pomoc jej najbliższym” - napisał do naszej redakcji.

Wiadomo już, że wyłożył na ten cel 100 tysięcy złotych. Zaprzecza też, by do zdarzenia doszło na terenie zakładu, ani by praca wpłynęła na stan zdrowia Ukrainki.

Kobiety starają się teraz o legalizację swojego pobytu w Polsce. Skończyła im się wiza na początku lutego. Pełnomocnikiem Oksany w staraniu się o zezwolenie na pobyt w kraju jest jej siostra.

- Obowiązuje tu uproszczona procedura postępowania. Po uzupełnieniu braków formalnych wszczęte zostanie postępowanie, które zostanie zakończone niezwłocznie po uzyskaniu wszystkich wymaganych dokumentów, w tym informacji od lekarzy o konieczności pozostania pani Oksany na terytorium RP z uwagi na stan zdrowia - tłumaczy Zbigniew Hoffmann.

CZYTAJ TEŻ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski