Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Droga Krzyżowa w filmie

Jacek Sobczyński
W "Pasji" Mela Gibsona stężenie okrucieństwa na ekranie przerosło obawy nawet najbardziej odpornych widzów.
W "Pasji" Mela Gibsona stężenie okrucieństwa na ekranie przerosło obawy nawet najbardziej odpornych widzów.
Kto myśli, że to Mel Gibson pierwszy przeniósł Mękę Pańską na duży ekran, jest w sporym błędzie - misteria pasyjne pojawiały się na ekranach jeszcze w XIX wieku.

Pierwsze filmowe pasje były w dużej mierze reportażami z dorocznych inscenizacji Męki Pańskiej w Oberammergau. Zresztą to z tego bawarskiego miasteczka wzięła się tradycja pasyjnych misteriów, towarzyszących nam w przeróżnych formach do dziś. Filmowcy od razu wyczuli zapotrzebowanie wśród widzów na obrazy poświęcone tej tematyce, więc misteria pojawiały się na ekranach bardzo często.


Czytaj także:
Poznań: Misterium Męki Pańskiej na Cytadeli [GALERIA ZDJĘĆ, FILM]
Poznań: Misterium Męki Pańskiej na osiedlu Kwiatowym [ZDJĘCIA]
Misterium Męki Pańskiej na ulicach centrum Poznania [ZDJĘCIA]

Ciekawostką jest, że XIX-wieczne filmy pasyjne składały się zwykle z kilkunastu scen. Co w tym ciekawego? Ano to, że w tamtych czasach nikt nie słyszał jeszcze o filmowym montażu. "Wykorzystano sposób narracji, polegający na zainscenizowaniu serii pokazywanych osobno żywych obrazów. Na każdy z tych obrazów składało się jedno ujęcie, będące jednocześnie kolejną sceną opowieści" - wyjaśniał na łamach "Filmu" prof. Marek Hendry-kowski.

Początek XX wieku przyniósł pierwszy wielki religijny hit. To "Męka Pańska" francuskiego reżysera Luciena Nongueta, jeden z koni pociągowych dla budżetu słynnego koncernu filmowego Pathe. Tak, gdyby nie to pasyjne widowisko, być może Pathe, współdystrybutor m.in. "Slumdoga. Milionera z ulicy", którego kina rozsiane są po Francji po dziś dzień, nie przetrwałoby próby czasu.

Za bodaj najdoskonalszy obraz pasyjny ery kina niemego uważa się "Męczeństwo Joanny D'Arc" z 1928 roku, film wielkiego maga X Muzy Carla Theodora Dreyera. Tu Chrystusem jest tytułowa Joanna Orleańska, męczona sądowym procesem i skazana na śmierć na stosie. Niesamowitą siłę film Dreyera czerpie z postaci odtwarzającej rolę tytułową Louise Renee Falconetti. Jej cierpienie, potęgowane bólem, który zadaje jej tłum towarzyszący w drodze na miejsce kaźni, zostało przez nowicjuszkę Falconetti zagrane skrajnie sugestywnie.

Zresztą to ona była jedną z kinowych pionierek stosowania słynnej metody Stanisławskiego, czyli zbioru reguł sztuki aktorskiej, opracowanego przez rosyjskiego reżysera teatralnego Konstantego Stanisławskiego. Twórca metody uważał, że jakość roli może płynąć tylko z realizmu, zakładał zatem, iż aktor musi fizycznie i psychicznie zrosnąć się z odtwarzaną przez siebie postacią. I tak podczas pracy nad filmem Carl Theodor Dreyer głodził i znęcał się nad Falconetti, by tylko jej rola wypadła jak najbardziej wiarygodnie. Debiutująca w "Męczeństwie Joanny D'Arc" aktorka nie poradziła sobie z tak wielkim ciężarem i już nigdy więcej nie pojawiła się na ekranie. Cierpienie jej bohaterki za bardzo przeniosło się na jej grę, a to, co Dreyer pokazał na ekranie, niebezpiecznie mocno zazębiło się z rzeczywistością.
W kinematografii powojennej po tematykę pasyjną sięgali najwybitniejsi. Tragiczna postać Viridiany wstrząsnęła widzami bodaj najgłośniejszego filmu Luisa Bunuela. W "Viridianie" na pierwszym planie mamy zakonnicę, która chce nieść chrystusowe posłannictwo w świeckim życiu. Zakłada przytułek dla nędzarzy, ale konfrontacja jej religijnych idei z plugastwem codzienności przynosi tragiczne w skutkach efekty. Żebracy opanowują przytułek, a w dramatycznej 12-minutowej scenie zasiadają przy stole (ujęcie silnie nawiązujące do "Ostatniej Wieczerzy"), by finalnie wywołać gorszącą orgię. Samarytańskie gesty nikną w morzu wulgarnych zachowań nędzarzy, a szlachetna Viridiana pada pod ich naporem jak Jezus pod krzyżem.

O Chrystusie opowiadał także marksista Pier Paolo Pasolini, jeden z największych skandalistów powojennego kina na Starym Kontynencie. W "Ewangelii wg św. Mateusza" z 1964 roku Pasolini przedstawił całe życie Zbawiciela, trzymając się wiernie faktów, ale całość osadził w scenografii ubogich regionów Włoch, silnie akcentując w filmie rys społeczny. Ten zabieg był jednocześnie przeszczepieniem problematyki filmu na osobisty grunt Pasoliniego. Odczytuje się bowiem "Ewangelię" jako hołd, złożony przez reżysera własnej matce i jej żarliwej wierze. Zresztą to ona zagrała w filmie rolę Matki Boskiej. Jezusem zaś został Enrique Irazoqui, aktorski naturszczyk, "w cywilu" kierowca ciężarówki i zagorzały komunista. Jedni dopatrywali się w filmie Pasoliniego ewangelicznego przesłania, inni zżymali się, doszukując kontrowersji, ale faktem jest, że obraz twórcy, nierzadko sięgającego po estetykę szoku (jak choćby we wstrząsającym "Salo albo 120 dni Sodomy") został zaakceptowany przez Watykan.

I jeszcze pasja na wesoło, czyli głośny musical "Jesus Christ Superstar" Andrew Lloyda Webera. Sztuka najpierw była wystawiana na londyńskim West Endzie (w roli Jezusa wystąpił Ian Gillian z zespołu Deep Purple), później na duży ekran przeniósł ją reżyser Norman Jewison ("Skrzypek na dachu").

Chyba nawet kontrowersyjny "Ksiądz" Antonii Bird nie wywołał takiego skandalu jak "Ostatnie kuszenie Chrystusa", realistyczny dramat Martina Scorsese, który w 1988 roku szturmem wdarł się na ekrany światowych kin. Choć nie wszędzie - w Polsce obraz był wyświetlany tylko na pojedynczych seansach w kinach studyjnych. A poszło o realistyczne ukazanie postaci Chrystusa schizofrenika, odmawiającego złożenia ofiary na krzyżu, osoby pełnej wewnętrznego strachu i napięć - także erotycznych. Widzów najbardziej wzburzyły pokazane na ekranie seksualne fantazje Jezusa. Do tego stopnia, że w jednym z paryskich kin, które wyświetlały film Scorsesego, ktoś podłożył bombę! Co trzeźwiej patrzący krytycy zauważyli jednak, że aura skandalu skutecznie odwróciła uwagę widzów od fatalnych dłużyzn i przegadania, jakie cechowały ten blisko trzygodzinny film.

Gorąco było także po premierze "Pasji" Mela Gibsona, której naturalizm został podniesiony do ekstremum, przynależnego najbrutalniejszym horrorom nurtu exploitation. W swoim leksykonie filmów "Odrażające, brudne, złe" Piotr Sawicki przyrównał obraz Gibsona do tak skrajnie szokujących filmów grozy jak "Cannibal Holocaust" czy "Królik doświadczalny. Kwiat z mięsa i krwi". Bardzo słusznie, bowiem stężenie okrucieństwa na ekranie przerosło obawy nawet najbardziej odpornych widzów. Tyle że do bólu naturalistyczna "Pasja" była filmem bardzo nieudanym. W szeregu horrorystycznych scen gdzieś zatracił się duchowy i artystyczny pierwiastek filmu, żywo obecny choćby w "Męczeństwie Joanny D'Arc". U Gibsona istota Drogi Krzyżowej została sprowadzona wyłącznie do serii możliwie najbrutalniejszych tortur. Choć trzeba przyznać, że braku autentyczności jego obrazowi zarzucić nie można. A przy tym nieco przewrotnie udało mu się pod parawanem kina religijnego sprzedać masom kawał horroru, pokrewnego mrocznym dziełom z najgłębszych czeluści internetu.
Polscy twórcy też zmierzali się z kinem pasyjnym i także ujmowali je w nietypowe ramy. W nagrodzonej Złotymi Lwami na festiwalu w Gdyni "Pasji" (1977) Stanisław Różewicz opowiedział o tragicznych losach słynnego konspiratora XIX w., Edwarda Dembowskiego, ustawiając cierpienie swojego bohatera jako odpowiednik męki Chrystusa. Z kolei w "Piłacie i innych" (1972) Andrzej Wajda pochylił się nad tytułowym bohaterem i jego wewnętrznymi rozterkami. Akcja została przeniesiona do współczesnych czasów, więc trafiają się w filmie sceny zaskakujące - oto egzekucja jest oglądana przez przylepionych do szyb autokaru turystów, a Golgota znajduje się na śmietnisku przy wjeździe do Norymbergi. Wajdzie, który z czasów okupacji niemieckiej pamiętał dwie publiczne egzekucje, ponure śmietnisko żywo przypominało owiane grozą dawne miejsca kaźni.

Trafiały się pośród filmów dzieła wybitne, trafiały i reżyserskie porażki, żadnemu z nich nie można odmówić jednak artystycznej wizji, twórczo przełożonej na ekran. Niestety, szansa na natknięcie się na te tytuły w dobrych godzinach telewizyjnych ramówek w okolicach Wielkiego Piątku jest niewielka. Wtedy małe ekrany opanowują tanie, telewizyjne produkcje, nieznośnie spłycające Drogę Krzyżową, sprowadzaną do kina familijnego. Nic dziwnego - pasja już dawno została sformatowana do roli uniwersalnego znaku popkultury, tak czytelnego jak Święty Mikołaj czy wielkanocny zajączek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski