Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drogi: Za jazdę „na zderzaku” mogą być mandaty. Na razie na ekspresówkach i autostradach

Mikołaj Woźniak
Mikołaj Woźniak
Jazda bez zachowania ujętej w przepisach „bezpiecznej odległości”, to tzw. jazda na zderzaku. W ten sposób kierowcy wymuszają zjechanie im z drogi. To także jeden z najczęstszych powodów wypadków.
Jazda bez zachowania ujętej w przepisach „bezpiecznej odległości”, to tzw. jazda na zderzaku. W ten sposób kierowcy wymuszają zjechanie im z drogi. To także jeden z najczęstszych powodów wypadków. Grzegorz Dembiński
Jazda bez zachowania ujętej w przepisach „bezpiecznej odległości”, to tzw. jazda na zderzaku. W ten sposób kierowcy wymuszają zjechanie im z drogi. To także jeden z najczęstszych powodów wypadków. Zakończyć to mają zmiany w prawie i widmo mandatów.

Taki jest plan Ministerstwa Infrastruktury. Do tych informacji dotarła „Rzeczpospolita”. Resort chce pochylić się nad tym problemem, ponieważ jest jednym z najczęstszych powodów wypadków na drogach. W tym momencie mają trwać wewnętrzne ustalenia w ministerstwie. Zmiany w prawie na razie miałyby dotyczyć tylko dróg ekspresowych i autostrad. Za jazdę bez zachowania bezpiecznej odległości, kierowcom mógłby grozić mandat. Odległość ta zostanie zapisana w przepisach. Obowiązywałaby już w 2019 r. Wtedy też kierowcy mogliby dostać pierwsze mandaty.

Obecnie w przepisach nie została określona dokładna odległość, jaką należy zachować od pojazdu przed nami. Wiadomo, że kierowca musi jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem z uwzględnieniem wszelkich warunków drogowych. Dodatkowo nie może swoją prędkością utrudniać jazdy innym, powinien hamować nie powodując zagrożenia i utrzymać odstęp, który przy hamowaniu nie doprowadzi do zderzenia.

Tymczasem w praktyce kierowcy często wymuszają zjechanie im z drogi, dojeżdżając do poprzedzającego samochodu. Czasem też dają znak długimi światłami, ale za to już dziś grozi im nawet 400 złotych mandatu.

Jak tłumaczy Zbigniew Ogiński, prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia Ośrodków Szkolenia Kierowców i Instruktorów, w nauczaniu kursantów, jaki odstęp jest właściwy, zachodziły zmiany. - Najpierw mówiło się, że powinna to być połowa naszej prędkości w metrach. Czyli jadąc 100 km/h - 50 metrów między pojazdami - wspomina Ogiński. Dodaje, że w kolejnych zmianach mówiło się, że odległość powinna być liczona w sekundach od punktu charakterystycznego. Czyli jeśli samochód przed nami mijał go, my powinniśmy do niego dojechać po dwóch sekundach. Teraz zasadę wydłużono i kursantom wpaja się metodę „trzech sekund”.

- Ludzie nie zdają sobie sprawy z długości drogi hamowania. Stąd te metody. Jednak myślę, że policji trudno będzie ocenić z jakim odstępem dokładnie jadą samochody. Według mnie, bardziej chodzi w tym pomyśle o prewencję - podsumowuje Ogiński. Zaznacza, że to, jak jeżdżą kierowcy z prawem jazdy widać na kursach. Bardzo często przekraczają oni dopuszczalną prędkość. - Łatwo mogę to zmierzyć. Skoro z kursantem jadę dopuszczalną w mieście prędkością, a ktoś nas wyprzedza, to wiadomo, że jedzie dużo szybciej. Najwięcej kolizji z udziałem aut nauki jazdy, powodują kierowcy, którzy wjeżdżają nam "w bagażnik" - dodaje Ogiński. Często dlatego, że "elka" zatrzymuje się na żółtym świetle, a kierowcy mają w nawyku przejeżdżać. I tutaj zachowują zbyt mały odstęp.

Również Paweł Guzik, wicedyrektor WORD w Poznaniu, uważa, że ważniejsze jest propagowanie dobrych nawyków, bo karanie może być trudne.

- Z obserwacji i wypadków widzę, że często utrzymujemy za małe odstępy pomiędzy samochodami. A np. w Niemczech właściwą odległość na autostradzie często wskazują wymalowane linie. To jedno z rozwiązań - uważa Guzik.

Nasi rozmówcy zauważają, że na drogach zdarza nam się więcej błędów. To np. blokowanie lewego pasa, świecenie długimi światłami, wyprzedzanie się tirów na dwupasmowych drogach (to jest już zakazane na niektórych odcinkach autostrady czy obwodnicy Poznania). Zgodnie mówią jednak, że nawyki kierowców i kultura jazdy się poprawiają. Łatwiej przychodzi nam np. jazda na tzw. suwak i wpuszczenie kogoś na pas.

- Trzeba pokazywać skutki tych błędów, w tym jazdy „na zderzaku”. Często są bardzo kosztowne. Dosadne kampanie społeczne mogą podziałać lepiej, niż przepisy. Dość trudne do wyegzekwowania w praktyce - komentuje Guzik.

POLECAMY:

Test gwary poznańskiej

MŚ: Szybki test dla kibiców

Stary Poznań na zdjęciach!

Najgłupsze odpowiedzi z teleturniejów

Wszystko o Lechu Poznań

Piękne hostessy z Motor Show

***
Zobacz też nasz magazyn - 60 sekund biznesu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski