Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwaj ministrowie z Wielkopolski w rządzie PiS

Paulina Jęczmionka
Po ośmiu latach rządów PO i PSL nadchodzi nowe. Choć władze PiS w dużej mierze zaufały swojej starej gwardii, są i świeże twarze. Wielkopolska będzie miała dwóch ministrów.

Prawo i Sprawiedliwość odniosło historyczne zwycięstwo. Ma własnego prezydenta i bezwzględną większość w Sejmie. Nie musi na nikogo zważać ani obawiać się rychłej weryfikacji, bo najbliższe wybory (do tego samorządowe) dopiero za trzy lata. Swoją siłę zademonstrowało już, ogłaszając skład przyszłego rządu, w którym znaleźli się m.in. Antoni Macierewicz, Zbigniew Ziobro, Mariusz Kamiński. Deja vu? Samodzielne rządy to jednak nie tylko potęga, ale i ogromna odpowiedzialność. Nie da się zrzucić na kogoś innego niespełnionych obietnic. Być może właśnie dlatego - by zachować spokój - na drugim „rządowym biegunie”, głównie w resortach związanych z gospodarką, znaleźli się fachowcy.

Do nich z pewnością można zaliczyć dwóch przyszłych ministrów związanych z Wielkopolską. Były poseł z okręgu pilskiego Paweł Szałamacha ma zostać ministrem finansów, a były europoseł Konrad Szymański - ministrem w KPRM ds. Unii Europejskiej. A na dokładkę można jeszcze wspomnieć o dwóch innych kandydatach do rządu, którzy nie pochodzą z Wielkopolski, ale mają z nią zawodowe związki.

Strateg lubiący zacisze gabinetu

„Od wielu, wielu lat w rządzie nie było ministra z Poznania. To paradoks, bo ugrupowania, które przegrały ostatnie wybory, miały tu silne poparcie. A jednak ta reprezentacja nie przekładała się na zdolność podejmowania decyzji w rządzie PO” - to jedne z pierwszy zdań wypowiedzianych przez Pawła Szałamachę po ogłoszeniu jego kandydatury na ministra finansów. Nie do końca prawdziwe.

Owszem, w ostatnich ośmiu latach Wielkopolska nie miała żadnego ministra ogłoszonego zaraz na początku nowej kadencji. Nie oznacza to jednak, że nie zyskiwała ich w trakcie. Tylko w tej ostatniej mieliśmy ministra rolnictwa Stanisława Kalembę z PSL oraz dwie panie minister bez teki w Kancelarii Premiera - Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz z PO jako pełnomocnika rządu ds. równego traktowania i Andżelikę Możdżanowską z PSL - sekretarza stanu, która zajmowała się m.in. kontaktami z rządem i koalicją.

Paweł Szałamacha jest więc o tyle wyjątkowy, że wskazano go w pierwszym rządowym rozdaniu. Do ważnego, gospodarczego resortu. I nie jest to niespodzianka. Na giełdzie nazwisk pojawił się jako jeden z pierwszych. Ba! Pojawił się wtedy, kiedy PiS raczej nie zakładało jeszcze tak znaczącej wygranej - ponad rok temu, gdy wziął roczny urlop w Sejmie i wyjechał do USA na kurs z zarządzania publicznego na Uniwersytecie Harvarda. - Prawdopodobnie już za rok PiS po wygranych wyborach weźmie odpowiedzialność za rządzenie. To duża szansa, żebyśmy jako kraj ruszyli do przodu i trzeba się na tę szansę przygotować - tłumaczył nam wtedy Paweł Szałamacha. A jego partyjni koledzy mówili wprost: - Ma się przygotować do objęcia wysokiego stanowiska w państwie.

Kim jest, że to właśnie na niego padło? Urodził się w 1969 r. w Gorzowie Wielkopolskim. Potem mieszkał w Poznaniu. Absolwent jednego z najlepszych liceów - Marcinka, dalej - prawa na UAM. Pracował m.in. w kancelarii w Warszawie, prywatnej spółce, a potem współtworzył i zarządzał Instytutem Sobieskiego, publikował m.in. w „Rzeczpospolitej” czy „Gazecie Polskiej”. W grudniu 2005 roku - za rządów PiS - zaczął pracować w Ministerstwie Skarbu Państwa. Od stycznia następnego roku - w rządzie Jarosława Kaczyńskiego - był wiceministrem tego resortu. Z kolei w 2010 r. wszedł w skład Narodowej Rady Rozwoju.

- To polityk bardzo ideowy, który cały czas pracuje nad swoim rozwojem - uważa Maks Kraczkowski, poseł PiS z okręgu pilskiego. - Lepiej czuje się w zaciszu własnego gabinetu, gdzie może tworzyć strategie, programy, niż na wiecach. Ale dzięki temu tworzy solidne podwaliny programowe dla innych polityków i całej partii.

Szalenie inteligentny, fachowy, ale równie zamknięty w sobie i przekonany o własnej wartości - tak mówią o Szałamasze inni politycy. Nie bardzo wiedzą, dlaczego w swoich pierwszych wyborach parlamentarnych w 2011 r. wystartował w okręgu pilskim. Wypominają mu także to, że na rok opuścił wyborców. - Formalnie był posłem z mojego okręgu, ale bardziej związany był z Poznaniem - mówi Jakub Rutnicki, poseł PO z Szamotuł. - Nie widziałem jego zaangażowania w terenie, tym bardziej podczas rocznego urlopu, gdy kończył studia podyplomowe. Co prawda na naukę nigdy nie jest za późno, ale tysiące głosów obligują do pracy na rzecz wyborców przez całą kadencję. Chyba zdawał sobie z tego sprawę, skoro nie dał się wyborczo zweryfikować w tym samym okręgu.

W ostatnich wyborach Szałamacha wystartował bowiem z trzeciego miejsca listy PiS w okręgu poznańskim. Tłumaczono to właśnie poznańskim pochodzeniem. Ale z wynikiem 7272 głosy mandatu nie zdobył. Więcej mieli od niego numer 11 na liście Bartłomiej Wróblewski oraz numer pięć - Szymon Szynkowski vel Sęk. - Paweł Szałamacha od lat jest jednym z najbliższych współpracowników Beaty Szydło, jego kompetencje są doceniane przez polityków z różnych stron - mówi Szymon Szynkowski vel Sęk. - Zaufanie u przyszłej premier to wielki handicap, da mu swobodę działania. Zwykle bowiem minister finansów jest naciskany z wielu stron, a musi pilnować stabilności finansów publicznych. W niezależnym kierowaniu resortem na pewno pomoże mu też silna osobowość.

Przeciwnicy polityczni mówią z kolei, że jego nominacja jest typowo partyjna, a brak mandatu poselskiego osłabia mandat do sprawowania urzędu ministra. - Jego nazwisko było wymieniane raczej w kontekście resortu gospodarki, a nie finansów - mówi Jakub Rutnicki z PO. - Najwidoczniej nikt z rynku finansowego nie chciał podjąć się wyzwania spełnienia obietnic wyborczych PiS. Zrzucono to więc na barki partyjnego działacza. Będziemy go rozliczać ze spełnienia takich obietnic, jak np. 500 zł na dziecko, obniżenie wieku emerytalnego czy przewalutowanie kredytów we frankach szwajcarskich. Przy tym będzie musiał sprawić, aby polskie finanse nie stanęły nad przepaścią.

Koledzy z partii mówią odwrotnie - Szałamacha to bardziej ekspert niż polityk. Co ciekawe, niektórzy zgadzają się jednak z tym, że utrzymanie stabilności finansowej będzie dla nowego ministra największym wyzwaniem. - Tak naprawdę nie wiemy, w jakim stanie Platforma zostawiła finanse. Sądzę, że minister powinien zrobić bilans otwarcia - mówi Maks Kraczkowski. - Jego głównymi zadaniami powinno więc być utrzymanie stabilności finansowej i zrealizowanie naszych zapowiedzi.

Tak swoje priorytety określił również sam Paweł Szałamacha podczas konferencji zorganizowanej w Poznaniu zaraz po ogłoszeniu składu rządu. - Priorytetem dla ministerstwa w pierwszych tygodniach będzie realizacja naszego podstawowego projektu, czyli 500 zł na drugie i kolejne dziecko w rodzinie, a w przypadku rodzin uboższych - już na pierwsze - mówił Szałamacha. - Instytut ekonomiczny NBP oceniał, że ogólna kwota tego programu będzie wynosiła około 15,5 mld złotych rocznie. Uważamy, że można sfinansować program z dodatkowych źródeł, czyli podatków sektorowych od banków i supermarketów, lekko zwiększając wpływy z dywidend, powiększając ściągalność VAT i być może zwiększając nieco deficyt, ale tak, żebyśmy utrzymali równowagę budżetu.

Pewne jest już to, że - wbrew zapowiedziom - 500 zł na dziecko nie wejdzie w życie od początku 2016 r. Szałamacha uważa, że może uda się od wiosny przyszłego roku.

Minister wrażliwy europejsko

Niespodzianką nie była też druga „wielkopolska” nominacja rządowa. Gdy Konrad Szymański w marcu 2014 r. ogłaszał, że po 10 latach rezygnuje z ponownego startu do Parlamentu Europejskiego, podkreślał, iż chętnie zaangażuje się w kształtowanie polityki krajowej wobec Brukseli. Takie też będzie jego nowe zadanie.

- To jeden z niewielu polityków, którzy mają zracjonalizowane poglądy na sprawy europejskie, bardzo bogatą wiedzę - mówi Szymon Szynkowski vel Sęk, były dyrektor biura poselskiego Szymańskiego, dziś jego przyjaciel, a także - poseł PiS. - Bardzo wiele się od niego nauczyłem. Między innymi pragmatycznego podejścia do Unii Europejskiej jako narzędzia do osiągania korzyści dla kraju. Konrad podchodzi do UE bez emocji - nie jest ani euroentuzjastą, ani nie uważa, że Unia to wszystko, co najgorsze. Widzi i korzyści, i zagrożenia, jak np. brak spójnej polityki energetycznej czy niesprawiedliwa polityka klimatyczna.

Pochodzący z Kalisza 46-letni Konrad Szymański już na studiach (jest absolwentem prawa na UAM) zajmował się polityką. W latach 90. pracował w biurze poselskim Marcina Libickiego, a także - Kancelarii Sejmu, gdzie m.in. doradzał wicemarszałkowi. Współpracował też z Kazimierzem Marcinkiewiczem, gdy ten był szefem gabinetu politycznego Jerzego Buzka. Był wiceszefem Młodzieży Wszechpolskiej, należał do ZChN. Do PiS przystąpił w 2007 r., ale to z jego listy zdobył mandat europosła w 2004 r. Startował wtedy w okręgu dolnośląskim. Dopiero pięć lat później w wielkopolskim. Jego związek z regionem bywa więc podważany przez przeciwników politycznych. Mieszka w Warszawie.

W PE zajmował się przede wszystkim bezpieczeństwem energetycznym, polityką klimatyczną oraz problemem prześladowania chrześcijan na świecie. W wielu rankingach był uznawany za najlepszego polskiego europosła. Chwalony za to, że rytmu pracy nie wyznaczała mu przynależność polityczna. - To przykład nowego pokolenia ludzi wrażliwych europejsko - przyznaje Marek Siwiec, były europoseł z ramienia SLD. - Szymański jest bardzo kompetentny, wie, co mówi. Do tego ma ważną cechę - cały czas się uczy. Mam jednak obawy związane z jego poglądami. Reprezentuje formację eurosceptyczną. Gdy ja chętnie mówię o zjednoczonej Europie, on woli o Europie ojczyzn. Gdy ja wskazuję, że w UE jest za mało integracji, on podkreśla nadrzędną rolę parlamentów narodowych. Obawiam się, że jako minister może ulec pokusie pójścia tropem Orbana czy Camerona ku Europie dwóch prędkości. Jeśli tak zrobi, Bruksela przestanie się Polską przejmować, odstawi nas na boczny tor.

Marek Siwiec dodaje, że na razie nie chce straszyć, a Konrad Szymański, spoglądając na dobór nazwisk, to jedna z lepszych nominacji rządowych. Za błąd uważa jednak wydzielenie spraw UE z ministerstwa spraw zagranicznych. - Dziś przecież znacząca część polityki zagranicznej jest związana z Unią, jest realizowana za jej pośrednictwem - uważa Siwiec.- Istnieje ryzyko, że dwaj równoprawni ministrowie będą wchodzić w swoje kompetencje.

Zupełnie innego zdania są politycy PiS. Choć ministrów w Kancelarii Premiera, uważa się za mniej ważnych, bo nie kierują osobnym resortem, Szymon Szynkowski vel Sęk uważa, że wyciągnięcie spraw europejskich do osobnego decernatu to wyróżnienie. Nie obawia się o współpracę pomiędzy ministrami. - Szymański i Waszczykowski zawsze zgodnie współpracowali, mają podobną wizję, więc nie sądzę, by były tu jakieś tarcia - mówi świeżo upieczony poseł PiS. - Będą pewnie potrzebowali chwili na przywyknięcie do nowego podziału.

Według Szynkowskiego vel Sęka nie podział zadań będzie największym wyzwaniem przed nowym ministrem ds. UE. Priorytetem powinny być: spójna polityka energetyczna, stanie na straży polityki klimatycznej, która nie uderzy w polski przemysł energochłonny oparty głównie na węglu oraz racjonalizacja polityki rolnej.

Poza dwoma pochodzącymi stąd ministrami, Wielkopolska ma jeszcze dwa drobne akcent w nowym rządzie. Drobne, bo dwójka innych ministrów - choć stąd nie pochodzi - była związana z regionem zawodowo. Anna Streżyńska, która zostanie ministrem cyfryzacji, przez trzy ostatnie lata zarządzała wojewódzką spółką budującą sieć szerokopasmowego dostępu do internetu. Jest ceniona przez polityków różnych opcji. Pracowała m.in. w UOKiK, była doradcą w rządzie Buzka, a w 2006 r. stanęła na czele Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Podjęła walkę z monopolem Telekomunikacji Polskiej. - Gdy przestała być prezesem UKE, mocno zabiegałem, by przyszła do Wielkopolskiej Sieci Szerokopasmowej - mówi Leszek Wojtasiak, członek zarządu województwa z PO. - To pracujący ponad podziałami politycznymi fachowiec z wielkim doświadczeniem w administracji i znajomością rynku.

Fachowcem jest też Mateusz Morawiecki (wicepremier, minister rozwoju), do tej pory prezes powstałego i mającego długo centralę w Poznaniu Banku Zachodniego WBK. Pracował w nim od 1998 r., wspinając się po szczeblach kariery. Teraz, jak wszyscy kandydaci do rządu, rozpoczyna zupełnie inny etap życia. Polityczny. Ku zaskoczeniu wielu osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski