Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwóch kaliszan twierdzi, że skrzywdzili ich policjanci

Mariusz Kurzajczyk
Mariusz Kurzajczyk
Karol Poniszewski wezwał policję do kłótni rodzinnej, po czym skuty trafił do aresztu. Pan Marcin zwrócił uwagę policjantom, po czym miał go po stopie przejechać radiowóz.

Karol Poniszewski i jego żona Urszula nadal nie mogą uwierzyć w to, co wydarzyło się w przedświąteczny wtorek najpierw w ich domu, a potem w policyjnym areszcie. Oboje zgodnie twierdzą, że interwencja policji była bezsensowna, a późniejsze potraktowanie mężczyzny niewspółmierne do okoliczności.

Wszystko zaczęło się niewinnie od rodzinnej sprzeczki. Poniszewscy podkreślają, że nie była to awantura, a raczej kłótnia. Pora typowa, bo nocna, choć przed północą, z tą tylko różnicą, że wcześniej nie było żadnej zakrapianej alkoholem imprezy.

Sama sprzeczka też wynikła właściwie z niczego. Pani Urszula już spała, bo o godz. 4 musi wstać do pracy. Jej mąż był u znajomych, gdzie miał wypić piwo. Nawet jeśli to były dwa piwa, nie powinno z tym być problemu, bo przecież prawo tego nie zakazuje. Problem polegał na tym, że obudził małżonkę, której to się nie spodobało. Doszło do wymiany zdań - oboje twierdzą, że raczej nerwowej niż głośnej i pan Karol oświadczył, że w takim razie on wychodzi, zabierając swoje rzeczy i psa. Na to kobieta się nie zgodziła i powiedziała, że odda mu rzeczy, ale nazajutrz rano. Jak to zdarza się w takich sytuacjach, mężczyzna się wkurzył, ale nie użył siły, lecz zadzwonił na policję. Radiowóz przyjechał mniej więcej po 40 minutach. Trochę to więc trwało, a w międzyczasie małżonkowie doszli do porozumienia, już nie było mowy o wychodzeniu z domu, a tym bardziej o zabieraniu psa. Kobieta poszła spać, a mąż bawił się w kuchni z czworonogiem. O telefonie na 997 przypomniał mu dzwonek. Drzwi otworzył policjantom osobiście, ale rozwój wypadków go kompletnie zaskoczył.

- Weszłam do kuchni i zobaczyłam, że mąż leży na ziemi skuty kajdankami - relacjonuje pani Urszula. - Zaczęłam prosić, żeby go zostawili, tłumaczyć, że nic się nie stało, ale jeden z policjantów powiedział: „Drugi raz tu przyjeżdżać nie będziemy.”

Jak widać, funkcjonariusze nie uwierzyli, że już jest po kłótni i chyba na wszelki wypadek zabrali mężczyznę, uznając, że może on być agresywny wobec żony. Jej prośby nie zdały się na nic, a Poniszewski wylądował na „dołku”. Tu miał zostać rozebrany do samych majtek, „żeby ochłonął”.

- Do rana marzłem w celi, bo dopiero przed świtem ktoś się zlitował i przyniósł mi koc. Bezskutecznie domagałem się wizyty w ubikacji i w końcu załatwiłem się na miejscu - opowiada pan Karol.

Mężczyzna twierdzi, że na jego wołania mundurowi reagowali słowną agresją. Warto dodać, że nikt nie zbadał, czy jest trzeźwy. Twierdzi, że nikt go też nie przesłuchał, nie podpisywał żadnych dokumentów. Po prostu rano wypuszczono go na wolność, a on od razu pobiegł do prokuratora, który spisał zeznanie. Na razie sprawą zajmuje się kaliska policja. Młodszy asp. Witold Woźniak z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu od razu stwierdził, że wersja pokrzywdzonego kupy się nie trzyma, bo policjanci nie wykonują takich czynności bez powodu. Gdy poprosiliśmy o oficjalnie ustosunkowanie się do sprawy, usłyszeliśmy tylko: „Obecnie trwa postępowanie wyjaśniające”.

Tymczasem może się okazać, że to niejedyne oskarżenie kaliskich policjantów o przekroczenie uprawnień. Poprzednie miało mieć miejsce 28 lutego. Tu głównym bohaterem jest pan Marcin, który miał podpaść funkcjonariuszom, bo zwrócił im uwagę, że nie należy zbyt długo parkować radiowozu z włączonym silnikiem.

Rzecz miała miejsce na osiedlu Dobrzec w pobliżu dawnego sklepu „Olimpia”. Kaliszanin był na spacerze z psem, wszedł do sklepu, porozmawiał ze znajomą sprzedawczynią, co zajęło mu kilka minut. Obok stał radiowóz, w którym ciągle pracował silnik. Mężczyzna miał grzecznie zwrócić policjantom uwagę, że zgodnie z przepisami nie można stać dłużej niż minutę na włączonym silniku. Doszło do wymiany zdań, zapewne niezbyt grzecznej, po czym kierowca radiowozu ruszył do przodu i do tyłu, pokazując, że nie stoi w miejscu.

W tej sytuacji kaliszanin poprosił policjantów o interwencję za sklepem, skąd dochodziły hałasy, trwała libacja. Policjant miał odpowiedzieć, że nie podjedzie, a mieszkaniec osiedla może sobie zatelefonować do dyżurnego.

- Wtedy wyciągnąłem telefon i zacząłem nagrywać zachowanie policjanta i poli-cjantki, to chyba bardzo ich zdenerwowało - relacjonuje kaliszanin.

To jednak nie koniec. Mężczyzna oskarża policjanta o to, że celowo na niego najechał samochodem, po czym funkcjonariusze mieli użyć gazu pieprzowego, skuć mężczyznę w kajdanki i zabrać do aresztu, gdzie spędził noc. Rano dostał mandat w wysokości 1000 zł plus 230 zł za „izbę wytrzeźwień” , przy czym on twierdzi, że nie pił nic. Dodajmy, że z aresztu kaliszanin trafił do szpitala, gdzie stwierdzono „skręcenie stawu skokowego i zerwanie torebki stawowej”. Na L-4 przebywał 12 dni. Także w tym przypadku Komenda Miejska Policji w Kaliszu prowadzi postępowanie wyjaśniające.

Oskarżeni o tortury
Przed Sądem Rejonowym w Ostrowie Wielkopolskim trwa proces policjantów z Siedlec oskarżonych o torturowanie trzech młodych mężczyzn. Sprawa ma związek z głośnym napadem na jubilera w Siedlcach.

W samym centrum miasta sprawcy w kominiarkach na twarzach i z pałkami w rękach skradli wyroby jubilerskie o wartości ponad 60 tysięcy złotych. Trzy tygodnie później w Ostrowie zatrzymani zostali trzej mieszkańcy tego miasta w wieku 19, 22 i 29 lat. Przewieziono ich do komendy w Siedlcach, gdzie zostali przesłuchani. Przyznali się. Jednakże wcześniej miało dojść do bicia pałkami, rażenia paralizatorem i polewania wodą. Funkcjonariusze mieli nawet przytrzaskiwać genitalia za pomocą szuflad biurka. Było też straszenie wywiezieniem do lasu i zaklejanie ust taśmą. Kilka dni później sprawcy napadu zostali wypuszczeni na wolność, otrzymując dozór policyjny i poręczenie majątkowe. Po tygodniu najmłodszy z mężczyzn popełnił samobójstwo.

Sprawa torturowania trafiła do prokuratury. Koronnym dowodem były wyniki obdukcji, której poddali się po powrocie z Siedlec ostrowianie. W trakcie długiego śledztwa zasięgnięto opinii biegłych. Ostatecznie prokuratura zdecydowała się na postawienie pięciu policjantom zarzutów nadużycia uprawnień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski