Ogród przy ulicy Spichrzowej był chyba ewenementem w skali kraju. Jak to możliwe, że przez tak długi okres udawało się utrzymywać nazwę, która nawiązywała do manifestu PKWN? Temat powracał kilka razy, ale zawsze upadał. Głównie z powodu kosztów. Najpoważniejsza próba miała miejsce w roku 2007. Na terenie ogrodu odbyło się wtedy referendum.
- Niektórzy działkowcy przychodzili do mnie i pytali dlaczego jest taka nazwa. Wydrukowaliśmy więc listę wszystkich członków ogrodu i każdy, przy okazji płacenia składki u skarbnika, miał też możliwość podpisania się pod zmianą lub przeciwko niej. Okazało się, że ci, którzy najgłośniej domagali się nowej nazwy, zagłosowali za utrzymaniem starej - wspomina prezes ogrodu Lech Kinda.
Ostatecznie aż 396 osób, czyli blisko 80 procent uczestników referendum opowiedziało się za tym, aby niczego nie zmieniać. Jedynie 86 osób chciało likwidacji 22 lipca w nazwie.
Po upływie ośmiu lat zarząd postanowił do tematu powrócić. Tym razem jednak nie w formie referendum, a podczas walnego zebrania członków, które jest najwyższą władzą w ogrodzie. W trakcie debaty prezes złożył wniosek o zmianę nazwy na „Relaks”. Poparło go 100 procent obecnych na sali działkowców. Nikt nie był temu przeciwny.
W zebraniu uczestniczyło około 200 osób, a zatem jedna trzecia członków ogrodu. Decyzje zebrania były jednak wiążące, ponieważ odbywało się ono w drugim terminie, pół godziny po pierwszym. Taką procedurę przewiduje statut w przypadku braku kworum. Wszystkie uchwały są wtedy ważne.
- Przedtem nie byłem zbyt chętny do zmiany i nie nalegałem na to. Sytuacja jednak zmieniła się po ustawie, jaką Sejm przyjął 1 kwietnia. Zgodnie z nią wszystkie takie miejsca, jak nasze w ciągu roku muszą zmienić nazwę. Nie można byłoby tego dalej utrzymać. Dlatego sam wyszedłem z taką propozycją i zaproponowałem nową nazwę „Relaks”. Po co czekać do samego końca? - wyjaśnia prezes.
Jak to możliwe, że w ciągu ośmiu lat aż tak radykalnie zmieniły się poglądy działkowców ze Spichrzowej? Prezes upatruje przyczyny w „odmłodzeniu” ogrodu.
- Co roku około 40 działek kupują ludzie młodzi. Wielu z nich z niczym nie kojarzy daty 22 lipca i jest im zupełnie obojętne, jaka będzie nazwa. Gdy robię zakupy dla ogrodu i podaję pełną nazwę, młodsi sprzedawcy w ogóle nie zwracają uwagi na tę datę. Czasami starsi o to pytają, ale rzadko - dodaje prezes Lech Kinda.
Oficjalnie nowy szyld na bramie wjazdowej i na ścianie domu działkowca zawiśnie w sierpniu, przy okazji obchodów jubileuszu 65-lecia ogrodu. Do tego czasu zarząd musi nie tylko zmienić pieczątki i tablice, ale także załatwić formalności w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych i Urzędzie Skarbowym. Sami działkowcy na swojej skórze nie odczują zmiany.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?