Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci wszystko u nas przewartościowały. Rozmowa z Tomaszem Makowieckim

Marek Zaradniak
Na nowy solowy  album fani Tomka Makowieckiego musieli czekać aż 6 lat, ale w tym czasie realizował on też inne projekty
Na nowy solowy album fani Tomka Makowieckiego musieli czekać aż 6 lat, ale w tym czasie realizował on też inne projekty Orski/Zacharski Sony Music Poland
Z Tomkiem Makowieckim przed koncertem w Poznaniu rozmawiamy o jego nowej płycie i rodzinie

Twoja najnowsza płyta nosi tytuł "Moizm". To brzmi tajemniczo...
Mogę śmiało powiedzieć, że moizm to moja prywatna religia wolności. Szukając tytułu zacząłem szperać we wszelkiego rodzaju izmach. Moizm kojarzy mi się z czymś, co tak naprawdę jest w stu procentach moje. Bo w zasadzie nad tą płytą pracowałem samodzielnie od kompozycji, poprzez produkcję, aranżację, po rozwijanie kabli i stawianie mikrofonów. Szukając znaczeń słowa moizm trafiłem na manifest łódzkiego artysty, który w latach 80. napisał "Wyznanie Moizmu". Gdy je przeczytałem, utożsamiłem się z nim , bo jest w zgodzie ze mną. Odezwałem się do autora, czy mógłbym umieścić go na okładce płyty. Zgodził się. Moizm to moja prywatna religia wolności, choć ma też inne, dość szerokie znaczenie w filozofii chińskiej. Natomiast ja to przekształciłem na swoją modłę.

Dlaczego ten krążek nazywasz swoim "najbardziej odważnym projektem"?
To najbardziej niezależna rzecz, jaką zrobiłem do tej pory. Prace zacząłem od zabawy dźwiękiem. Od tego, że na dwa tygodnie wyjechałem z zespołem i zamknąłem się w lesie, gdzie daliśmy się ponieść muzyce i nagraliśmy kilkanaście godzin dźwięków. Później dobrałem najlepsze fragmenty i w rezultacie powstała płyta najbardziej bezkompromisowa. Są na niej utwory trwające ponad 10 minut, co w dzisiejszych czasach może być trudne w odbiorze. W lesie pracowaliście dwa tygodnie, ale Twoi fani czekali na płytę sześć lat. Dlaczego ten pomysł tak długo dojrzewał?Przez te sześć lat tak naprawdę robiłem dużo rzeczy związanych z muzyką. Brałem udział w kilku projektach. Najpierw była grupa Silver Rocket, z którą pracowałem przy dwóch płytach i trasie koncertowej. Potem No! No! No!, które założyłem z Przemkiem Myszorem i Wojtkiem Powagą z Myslovitz. I tutaj praca nad płytą trwała półtora roku. A do tego była trasa po klubach. Potem był jeszcze epizod z Danielem Bloomem. a oprócz tego sam wyprodukowałem płytę "Muzyka z serca" w czasie sesji, do której miałem możliwość współpracy z wieloma muzykami i aktorami. Oprócz tego było zwyczajne życie. Pojawiła się dwójka dzieci i wszystko się przewartościowało. Tak naprawdę ta moja płyta krążyła jak satelita nad głową. Dużo rzeczy wziąłem na siebie, w tym przede wszystkim produkcję. A jak wiadomo czas szybko leci, ale przyszedł moment, gdy mogłem wszystko zrealizować.

Dwójka dzieci. Twoją żoną jest Reni Jusis. Czy dla niej też coś przygotowujesz? Będzie rodzinny projekt?
Póki co na razie niczego nie przygotowuję. Myślę, że mimo wszystko Reni jest artystką, która intensywnie pracowała. Zagrała mnóstwo tras koncertowych i nagrywała płyty. Ostatnio postanowiła poświęcić się macierzyństwu. Jednak powoli dzieci zaczynają dorastać do wieku przedszkolnego i być może jest to też ten czas, kiedy na spokojnie będzie można się w końcu razem zająć muzyką. Oboje dokładnie wiemy, jak pracuje się nad płytami, jak długo to trwa.

Czy Wasze dzieci wykazują talenty muzyczne po rodzicach?
Buzie im się nie zamykają. Cały czas chodzą i śpiewają.

Do nagrań zaprosiłeś m.in Józefa Skrzeka, Władka Komendarka i Daniela Blooma. Komendarek i Skrzek to ludzie o pokolenie od Ciebie starsi. Jak się pracowało?
To wszystko zdarzyło się w ostatnim momencie, gdy zamykałem płytę. Józka Skrzeka poznałem rok temu, gdy miałem przyjemność wystąpić razem z nim na jednej scenie przy okazji koncertu Daniela Blooma. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że to historia polskiej awangardy elektronicznej, wybitni muzycy. Mam ogromny szacunek do ich twórczości i pewnego dnia stwierdziliśmy z Danielem, że skoro na tej płycie są dwie dziesięciominutowe suity, dobrze by było, aby zaprosić ich do nagrania. Zadzwoniłem do Józka i wysłałem mu nagrania mailem. Po półtorej godzinie zgodził się. Dograł w studio w Krakowie swoją partię.

A Komendarek?
Razem z Danielem Bloomem odwiedziliśmy go w jego domu w Sochaczewie. Do końca nie wiedziałem, jakim jest człowiekiem. Gdy wychodziliśmy o piątej nad ranem miałem poczucie, że to ktoś wyjątkowy. Parę dni później przesłał mi mailem ślady na płytę.

Wasze dzieci cały czas śpiewają. Ty też pochodzisz z muzycznej rodziny. Twoi rodzice to filary zespołu Babsztyl.
Jaki wpływ mieli na to, co robisz?

Na pewno znaczący. Od małego byłem przesiąknięty muzyką i koncertami, na które jeździłem z nimi. Kiedyś zabrali mnie na trasę, która trwała miesiąc i myślę, że to takie życie, jakie naprawdę chciałbym prowadzić. Później w czasach licealnych już na sto procent byłem pewien, że będę to robił.

Jest nowa płyta. A trasa koncertowa?
Właśnie ją zaczynamy. W Poznaniu wystąpimy 30 stycznia w klubie Blue Note.

Tomek Makowiecki
środa, 30 stycznia
Blue Note (ul. Kościuszki 76), godz. 19,
bilety: 35-40 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski