Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzień Dziecka: Supergadżet dla dziecka, czyli tata spełnia swoje marzenia

Magdalena Baranowska-Szczepańska
Rodzice, którzy mają talenty albo realizują życiowe pasje zwykle zarażają nimi dzieci. Od najmłodszych lat szukają znaków, które potwierdziłyby, że są tacy jak oni. Muzycy patrzą więc z zaciekawieniem na reakcje kilkumiesięcznych pociech puszczając im Mozarta czy Bacha, a sportowcy oceniają pierwsze kroki, rzuty piłką czy sposób wsiadania na rower... i kupują to, o czym sami marzyli w dzieciństwie.

Monika Mańczak jest mamą Soni i Igora oraz żoną Wojciecha Mańczaka, który karierę sportowca zaczynał startując w WKKW. Potem z koni przesiadł się na samochody, a od 9 lat ściga się na motocyklach. W ubiegłym roku zdobył tytuł 2 wicemistrza Polski w wyścigach Supermoto.

- Chcąc nie chcąc zarażamy bakcylem swoje dzieci. Naszej rodziny to zjawisko nie ominęło. Córka dostała swój pierwszy prawdziwy motocykl jak miała 4 latka. To była Yamaha z różowym siedzeniem! - opisuje mama Monika i dodaje, że „cacko” córki miało specjalnie dorobione boczne kółka do nauki jazdy, takie jakie przykręcane są do rowerków. - Mała miała niesamowita frajdę, a tata pękał z dumy, kiedy już nauczyła się sama na niej jeździć.

Sonia została też wyposażona w profesjonalny i bezpieczny strój wraz z kaskiem, a motocykl przy okazji otrzymał okleiny identyczne w jakich startował tata Soni w zawodach. Motor kosztował 5 tysięcy zł, a strój, który został sprowadzony ze Stanów Zjednoczonych - ponad tysiąc złotych. Sonia przesiadła się jednak z koni mechanicznych na żywe. Podobnie jak mama zakochana jest w zwierzętach. Teraz trenuje wraz z mamą. A Yamaha przechodzi właśnie w ręce 3-letniego Igora, który już ma przysłowiowego bzika na punkcie motoryzacji.

- To jest naturalne pragnienie, by nasze dziecko miało wszystko, czego zapragnie albo to, co my sądzimy, że chciałoby mieć - mówi dr Anna Steliga, pedagog i dodaje: - Wielu współczesnych rodziców realizuje własne marzenia z dzieciństwa i wszystko jest dobrze, dopóki jest to wspólna radość z korzystania z drogich gadżetów, a nie presja, by stały się one narzędziem do osiągania sukcesów.
Starwarsiarze, czyli fani Gwiezdnych Wojen mówią wprost, że ich fascynacja filmem to nie tylko miłość do laserów i kosmitów. To zjawisko społeczne, które mówi o walce dobra ze złem, lojalności, odwadze, uczciwości, przyjaźni, szlachetności, przyszłości, przeszłości oraz miłości.

Nikt nie wie, ilu fanów żyje w Polsce i na świecie, wiadomo jednak, że jest ich całe mnóstwo, a wszelkie gadżety, które pojawiają się przy okazji kolejnych części filmu, znikają ze sklepowych i internetowych półek jak świeże bułki.

Gry, książki, figurki bohaterów, stroje, pojazdy, ale także śpioszki i wiele innych przedmiotów dla najmłodszych dzieci bez względu na cenę kupowane są przez rodziców - Starwarsiarzy, którzy miłością do filmów zarażają dzieci.

SW to nie tylko film, to sposób patrzenia na świat
- Moja fascynacja uniwersum Star Wars ma początek w szarych latach osiemdziesiątych, w samym ich początku, kiedy świat dla 6-7-latków nie wyglądał kolorowo. Zabawki były brzydkie, a rodzice kupowali nam to, co było - wspomina Sebastian Person, fan Star Wars i dodaje, że w dorosłym życiu wiele razy spotykał się z ludźmi, dla których SW był równie ważny za dzieciaka, jak i teraz. Wciąż mają podobny sposób widzenia świata, reakcje na otoczenie czy potoczny język.

- Kiedy wchodziliśmy w ten świat jako dzieci, można było zobaczyć okrojoną wersję w kinach, a na ścianie powiesić sobie słaby plakat wyrwany ze „Sztandaru młodych”. Kiedy już byliśmy owładnięci tym wariactwem naprawdę mocno, to kolega wysłał list do fanclubu SW na adres znaleziony w niemieckim „Bravo”. I po kilku tygodniach odezwał się do niego listownie oficjalny szef tego fanclubu w Kalifornii i przysłał nam paczkę magazynów Star Wars. To było dopiero coś! Zbieraliśmy potem nawet strzępki z gazet czy cokolwiek, choćby przypadkowo bliskie SW - opowiada Sebastian Person i przypomina, że wtedy nie było mowy o żadnych gadżetach, plakatach, statkach. Nikt nawet o tym nie marzył, cieszył się z drobiazgów.

Dziś dostęp przez sieć do gadżetów na całym świecie jest nieograniczony. Kupno czegokolwiek ograniczają tylko pieniądze i ich dostępność. Plakaty czy fotosy można drukować sobie samemu.
Wspólna zabawa nie tylko łączy, ale i uczy
Sebastian jest ojcem 5-letniego Ernesta i przyznaje, że jak syn się urodził, to automatycznie uznał, że Star Wars to zbiór wartości dla niego, bo nie jest zamknięty (kolejne części filmów czy seriali wciąż powstają), ciągle rośnie (Lucas sprzedał Uniwersum Disney’owi co gwarantuje progres), nie starzeje się (star trek), nie jest obciachowe i demode (Harry Potter).

- Filmy Ernest oglądał razem ze mną i wiem, że połknął bakcyla - mówi dumnie tata i uważa, że ta fascynacja nie jest chwilowa. - Już drugi rok jestem męczony o fabułę, wątki których nie zrozumiał albo których nie pamięta. Rozmawiamy w domu o filmach, bohaterach, różnych sytuacjach - opowiada.

Cały pokój Ernesta jest wypełniony gadżetami SW. I ich gromadzenie nie jest przypadkowe.

- Ernest świadomie wybiera sobie rzeczy i bardzo je ceni. Deklaruje chęć posiadania jednej rzeczy i jest gotów na nią czekać cierpliwie nawet parę miesięcy. Na przykład na AT-AT, maszynę kroczącą, musiał czekać ponad pół roku, bo tyle trwało sprowadzenie oryginalnej zabawki z US, problemem była oczywiście cena, ale większy problem był taki, że przestano je produkować w 1992 - opowiada Sebastian i nie kryje, że te gadżety również sprawiają jemu ogromną radość. - Bawimy się razem, ja dużo o tym wiem i widzę, że na nim to robi wrażenie. Cała ta bajka jakoś ułatwia mu poznawanie świata i ma dzięki niej zdrowe podejście do rzeczywistości. Co dziwniejsze, już wie, że historia jest nieprawdziwa, ale ciągle fascynuje go i wraca równie mocno z każdym odnalezionym nawet przypadkiem gadżetem.
To, co najnowsze, jest najtańsze
Ceny gadżetów są wysokie. Fani wymieniają się na portalach społecznościowych informacjami na temat miejsc, w których kupić można to, co właściwie jest nie do zdobycia. Duży AT-AT (maszyna krocząca) to wydatek ok. 1000-1500 zł. Statki kosmiczne uzależnione są od wielkości, najtańszy kosztuje 150 zł, najdroższy może osiągnąć cenę nawet 800 zł. Figurki kosztują od 60-70 zł za sztukę, chociaż są także i takie za 400 zł.

Fani tłumaczą, że to, co nowe i właśnie wychodzi na rynek, jest w miarę dostępne dla wszystkich, ale już wydania sprzed 2000 roku są bardzo kosztowne.

Rodzic musi być gotowy na odrzucenie
- Ludzie powinni się dzielić tym, co potrafią oraz tym, z czego czerpią radość, czyli ze swoich pasji. Przecież sale koncertowe wypełnione po brzegi czy galerie pełne chętnych kupców, to marzenie każdego artysty - mówi Bogumiła Zboralska-Słupiń-ska, psycholog. - Kiedyś ojcowie przekazywali swoim synom fach i od małego pokazywali im swój warsztat pracy, wprowadzali w tajniki zawodu. Dziś ojcowie dzielą się ze swoimi dziećmi pasjami. Wiele razy zdarzało mi się widzieć niemowlę w śpioszkach z emblematami drużyny piłkarskiej i tatę, który dumnie pchał wózek w koszulce z takimi samymi wzorami. I to jest bardzo pozytywne zjawisko. Istotne jest jednak w tym wszystkim to, by rodzic był gotowy na pogodzenie się z sytuacją, w której dojdzie do zmiany. Dzieci lubią poszukiwać, bawią się raz klockami, innym razem piłką. Tata fan musi mieć tego świadomość - podpowiada psycholog.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dzień Dziecka: Supergadżet dla dziecka, czyli tata spełnia swoje marzenia - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski