18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziesięć lat bez Marka Kotańskiego. Wciąż z Markiem [ZDJĘCIA]

Agnieszka Świderska
Wielkopolskiego Centrum Pomocy Bliźniemu w Rożnowicach.
Wielkopolskiego Centrum Pomocy Bliźniemu w Rożnowicach. Grzegorz Dembiński
- Monar to jest sztafeta, w której filozofię Kotana przekazuje się jak pałeczkę - mówi Marek Stefaniak, szef Wielkopolskiego Centrum Pomocy Bliźniemu, największego ośrodka Monaru w Wielkopolsce. - Mam nadzieję, że nikt kiedyś nie uzna, że bez tej pałeczki szybciej mu się biegnie. Wczoraj minęło 10 lat od tragicznej śmierci Marka Kotańskiego; człowieka, od którego Polska uczyła się tolerancji.

"Ten gościu ma swoją historię. Sam sobie ją wyrył". "Człowiek legenda", "Matka Teresa w spodniach", "Dla narkomanów jest tym, kim papież dla katolików". "Podziwiam go za obrotność. Za gadanie. Gdyby nie zajął się pomaganiem innym tylko sobą, to byłby jednym z najbogatszych ludzi w Polsce". "Człowiek od rozbijania murów nietolerancji". "Gdyby żył, zadedykowałbym mu "Dziwny jest ten świat" Niemena i "K..wskie życie" Peji". "Dla mnie on nigdy nie umrze". Tak o Kotańskim mówią dziś ci, którzy wierzą w jego filozofię ratowania świata "Daj siebie innym". Ich światy rozpadły się przez narkotyki, alkohol i bezdomność. Próbują je poskładać na nowo w ośrodku Monaru w Rożnowicach, podobnie jak 150 pozostałych.
- Najlepszym hołdem dla Kotana jest to, że jesteśmy tutaj - mówi Wojtek, który leczy się z alkoholizmu.

Tego samego nałogu, który zabił Kotańskiego. Dwa lata i osiem miesięcy więzienia - taką karę za jego śmierć poniósł 49-letni dziś mieszkaniec Nowego Dworu Mazowieckiego, który 18 sierpnia 2002 roku na prostej drodze wtargnął mu pod maskę. Kotański instynktownie próbował go ratować. Na tym samym instynkcie - ratowania innych, stworzył kiedyś Monar. Zabiło go 1,8 promila alkoholu we krwi tamtego. Nałóg, od którego przez tyle lat próbował uwolnić ludzi. Zmarł następnego dnia w szpitalu. Miał 60 lat.

Po dziesięciu latach od jego śmierci Monar wciąż leczy uzależnienia od braku szczęścia, a Markot pomaga wrócić do domu. Po dziesięciu latach Marek Stefaniak, szef Wielkopolskiego Centrum Pomocy Bliźniemu w Rożnowicach, wciąż ma w gabinecie te same zdjęcia Kotana. Doszły tylko kolejne. Zdjęcia przyjaciela, "ojca", który dał mu drugie "trzeźwe" życie, i guru, który nauczył go, jak dawać to drugie życie innym. Tej kotańskiej triady - miłości, godności i szacunku dla tych, którym COŚ przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. I wiary w to, że nikt nie jest stracony na zawsze.

- Nie znam lepszej filozofii ratowania innych od tej, której nauczył mnie Marek - mówi Marek Stefaniak. - Często pytał ludzi: "Kochasz mnie?". Nie chodziło mu o to, żeby ktoś go kochał, ale żeby się otworzył. Żeby komuś pomóc, najpierw musimy go otworzyć. Inaczej jest to bicie głową w mur jego problemu. Grupa terapeutyczna pomaga w otwarciu się. W wyzwoleniu i uświadomieniu sobie chęci zmiany. To wciąż najlepsza metoda terapii uzależnień, którą Marek przywiózł tu z Ameryki. Teraz stosują ją nawet te ośrodki, które odcinają się od Monaru.

W filozofii Monaru nie zmieniło się nic. Zmieniła się za to cała reszta. Jeszcze dziesięć lat temu cała kadra Rożnowic to było pięć, sześć osób. Dziś w całym centrum, które sięga daleko poza Rożnowice pracuje około 100 osób: psycholodzy, psychiatrzy, specjaliści terapii uzależnień i instruktorzy, prawnicy, personel medyczny. Podstawą funkcjonowania są kontrakty z NFZ i umowy z gminami na świadczenie usług na rzecz osób bezdomnych.

Do rzeczy, które się zmieniły po śmierci Kotana, należy także mniejszy rozgłos medialny wokół działań Monaru i Markotu.
- Jola Łazuga-Koczurowska, która dziesięć lat temu zastąpiła Marka, nigdy nie próbowała nim być - mówi Marek Stefaniak. - Kotan był jedyną w swoim rodzaju osobowością. Prowokatorem, który wychodził na ulice, by walczyć o ludzi, o których nikt inny nie chciał walczyć, by uczyć tolerancji dla nich. Nie ma sensu go udawać.

Zostawił po sobie przestrzeń tolerancji, o którą nie trzeba już walczyć. Można za to spokojnie w niej pracować. Dziś nikt nie wierzy już w to, że drugie Laski mogłyby się powtórzyć. W to, że po przebudzeniu w nowym ośrodku za oknem zobaczy się traktory i widły. Dziś Centrum Pomoc Bliźniemu w Zielińcu koło Wrześni prowadzi miejscową drużynę piłkarską FC Monar Zieliniec, a ośrodek w Laskach jako pierwszy nazwano imieniem Marka Kotańskiego.

Krystian miał 10 lat, kiedy na wrocławskim Rynku zobaczył po raz pierwszy w akcji Kotańskiego.
- Pamiętam, że powiedziałem wtedy do mamy "Zobacz, co on robi" - wspomina Krystian. - Wyśmiałem to. Dziś bym powiedział do mamy "Zobacz, co on robi. Ratuje ludzi". Może mnie też uratuje?
Wychował się na osiedlu, na którym dzieciaki zaczynają brać już w wieku 12 lat. Nie miał jeszcze 14 lat, kiedy pierwszy raz trafił na odwyk do Monaru. Wciąż nic nie rozumiał z Kotańskiego. To miało przyjść dopiero z kolejnym odwykiem.
- Wtedy zrozumiałem, że Kotański chce mi powiedzieć, żebym nie szedł dalej tą drogą, że mogę się zmienić - mówi Krystian.

- Podziękowałbym mu za to, że się nie poddał, kiedy z całym systemem walczył o takich jak ja, o ośrodki dla nich, bo gdyby to zrobił, to nie byłoby mnie dziś tutaj - mówi Arek. - Skończyłbym za kratkami albo byłbym już pod ziemią.
- Ziarna, które wtedy zasiał, teraz zaczynają owocować - dodaje Wojtek. - Nie ma dziesięciu lat bez Marka. On wciąż jest. Nie ma takiej opcji, by się gdzieś zapodział, zniknął. To niemożliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski