Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dźwig, który przewrócił się na PKP, miał sfałszowane dwa przeglądy techniczne

Łukasz Cieśla
Dźwig przewrócił się na budowie nowego dworca PKP w grudniu.
Dźwig przewrócił się na budowie nowego dworca PKP w grudniu.
Dźwig, który w grudniu ubiegłego roku przewrócił się na budowie dworca PKP w Poznaniu, nie miał ważnych dwóch ostatnich badań technicznych - dowiedział się w prokuraturze "Głos Wielkopolski". Chodzi o standardowy przegląd, który pozwoliłby dźwigowi na legalne poruszanie się po drogach.

W dokumentach dźwigu było zaświadczenie, że przeszedł badania diagnostyczne. Więc w czym problem? Poznańska prokuratura ustaliła, że w dniach, w którym teoretycznie przechodził dwa ostatnie badania w stacji diagnostycznej, tak naprawdę był w zupełnie innych miejscach - na placach budowy. Wniosek śledczych: badania były fikcyjne, a pieczątkę o dobrym stanie technicznym pojazdu wystawiono bez jego oglądania.


Czytaj także:
Zarzut dla operatora dźwigu: spowodował katastrofę po pijanemu!
Poznań: Dźwig przewrócił się na budowie dworca PKP [FILM]

Podejrzanym w tej sprawie jest Dariusz M., pracownik jednej z poznańskich stacji diagnostycznych. Usłyszał zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentach.

- Nie przyznał się do zarzutu, złożył wyjaśnienia i weryfikujemy jego linię obrony - mówi prokurator Paweł Barańczak, szef Prokuratury Rejonowej Poznań Wilda prowadzącej śledztwo ws. katastrofy dźwigu.

Śledczy podkreślają, że fikcyjne badania diagnostyczne nie miały bezpośredniego wpływu na samą katastrofę. Badania dopuszczające dźwig do podnoszenia ładunków przeprowadza Urząd Dozoru Technicznego i one zostały wykonane. Ale, jak dodają prokuratorzy, fakt, że dopuszczono dźwig do jazdy po drogach wskutek fałszywych badań świadczy o skali bałaganu i lekceważeniu prawa przez konkretne osoby.

Prokuratura sprawdza teraz, kto z firmy Lewandowska, do której należy feralny dźwig, zgłosił się po pieczątki uprawniające maszynę do jazdy po ulicach. Tej osobie także mogą zostać postawione zarzuty.

Sprawą zdziwiony jest przedstawiciel firmy Lewandowska. W rozmowie z “Głosem" stwierdził, że nic nie wie, by dźwig miał sfałszowane badania diagnostyczne. Podkreślił, że wszystkie wcześniejsze kontrole tego nie wykazały.

Przypomnijmy, że wskutek grudniowej katastrofy zginęła jedna osoba. Śledczy postawili zarzuty operatorowi dźwigu zatrudnionemu przez firmę Lewandowska. W chwili katastrofy był pijany. Poza tym jego błąd miał polegać na tym, że dźwig pracował na zbyt grząskim gruncie.

Drugim winowajcą, zdaniem prokuratury, jest Grzegorz W. To kierownik montażu z ramienia Pekabeksu, firmy stawiającej nowy dworzec PKP. Zaniedbania Grzegorza W. mają polegać na tym, że podobnie jak operator nie zadbał, by dźwig pracował na odpowiednio utwardzonym gruncie. Jak ustalili biegli to właśnie zbyt grząski grunt przyczynił się do przewrócenia się dźwigu. Wskutek katastrofy zginął jeden z robotników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski