18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Editors: Ułożone chłopaki na skraju rozróby

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Editors promowali w Poznaniu swoją ostatnią płytę
Editors promowali w Poznaniu swoją ostatnią płytę Waldemar Wylegalski
Na płytach sprawiają bardzo poprawne wrażenie, jednak na żywo Editors emanują energią, nad którą ledwie panują - takie wrażenie można było odnieść będąc na ich czwartkowym koncercie na poznańskich Targach.

Pobieżny kontakt z twórczością grupy z Birmingham pozwala sklasyfikować ją jako jeden z czołowych zespołów, które odkopały dorobek Joy Division i ich następców z New Order. Jakkolwiek powszechne jest to zjawisko na scenie rockowej ostatnich lat, tak trzeba zobaczyć Editors na scenie, by mieć pełny ogląd sytuacji.

Dlaczego? Bo ich na pozór grzeczne piosenki nabierają na estradzie temperatury, której niedaleko do wrzenia. Choć tytuły niby zgadzają się z tymi, które znamy z wkładek wydawnictw Brytyjczyków, to ich koncertowe adaptacje niosą ze sobą zupełnie inną energię. That's where similarity ends, cytując tekst utworu "Blood", którego również nie zabrakło w czwartkowej setliście. Ale po kolei.

Show rozpoczął się punktualnie, czyli o godzinie 20.40. Wtedy to z głośników zaczął rozbrzmiewać wstęp znany z najnowszego albumu "The Weight of Your Love". Przez następną godzinę i trzy kwadranse, formacja pod wodzą wokalisty i gitarzysty Toma Smitha z wprawą doświadczonej pielęgniarki podawała publice zastrzyki ze wszystkich etapów swej twórczości. Zamiast spodziewanego po intrze "The Weight", grupa zaserwowała następny na płycie "Sugar" i było to doskonałe otwarcie. Z jego mrocznym, dusznym klimatem doskonale współgrały przygaszone światła, które rozbłysły z pełną mocą dopiero podczas "Someone Says" i "Munich" z debiutanckiego "The Back Room".

Sporo było tego wieczoru odwołań do ostatniego krążka, choć z początku można było odnieść wrażenie, że muzycy nie przywiązują większej wagi do tego, że przyjechali do Poznania go promować. Przez pierwszą niecałą godzinę, prócz wspomnianego "Sugar", usłyszeliśmy tylko "Two Hearted Spider". Dopiero mniej więcej, gdy koncert był na półmetku, rozległy się dźwięki singlowego "Formaldehyde", a zaraz po nim "A Ton of Love", które zagęściły ruch pod sceną. Jednak największym zaskoczeniem były wykonania spokojniejszych "Honesty" i "Nothing". Zespół zdołał wtłoczyć w ich balladową konwencję napięcie, które rosło z sekundy na sekundę i wywoływało sprzężenie zwrotne po stronie publiki.

Choć konferansjerka Smitha nie wykraczała poza standardowe "dziekuja" i pytania, czy wśród fanów wszystko w porządku, nie sposób odmówić mu charyzmy. Udowodnił ją nie jarmarcznym zagadywaniem, lecz mimiką i gestykulacją, którymi podkreślał co bardziej kluczowe fragmenty tekstu. Pozostali muzycy, trzymający lekki dystans, mieli okazjonalny kontakt wzrokowy z tłumem. Pod koniec widać było, że Editors chcieliby nieco zwolnić swe wewnętrzne hamulce - Tom dyrygował ludźmi ze specjalnego podwyższenia, a pozostali członkowie grupy nieco bardziej ochoczo włączyli się w dośpiewywanie chórków. Coś ewidentnie wisiało w powietrzu...

Szkoda, że zespół nie wykorzystał tej chwili w pełni, najwyraźniej kurczowo trzymając się swej poukładanej konwencji. Czuję bowiem, że pod fasadą porządnych chłopaków, Editors kryją niezłych łobuzów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski