Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Editors: Zupełnie nowy zespół [ROZMOWA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Editors
Editors Materiały prasowe
Ich koncert będzie jednym z największych wydarzeń poznańskiej Koncertowej Jesieni. Wydana w tym roku, czwarta płyta "The Weight of Your Love" jest powrotem Editors do rockowych brzmień, a także końcem etapu przejściowego w historii zespołu. O powrocie na właściwe tory, sesji nagraniowej za Oceanem i istocie rock'n'rolla rozmawiamy z perkusistą Brytyjczyków - Edem Layem.

Przed premierą poprzedniej płyty mówiliście, że znudziło się Wam bycie rockowym zespołem. W jednym z ostatnich wywiadów powiedziałeś, że znów to kochacie. Jak ważny jest dla Editors ten rockowy etos?

Ed: Ma on wręcz kluczowe znaczenie. Grając tyle koncertów w ciągu roku, zwyczajnie musimy emanować rockową energią. Po prostu kocham to uczucie, kiedy wychodzimy na scenę, kreując atmosferę, którą potrafi wytworzyć tylko kilku gości grających razem w jednym pomieszczeniu. Z kolei muzyce, którą piszemy - niezależnie czy mówimy o utworach ostrzejszych czy łagodniejszych - towarzyszy rockowa wrażliwość. Co może być lepszego od rock'n'rolla? Nie słyszałem o niczym takim (śmiech). To całkowita samorealizacja, a nie spełnianie czyichś zachcianek!

"In This Light and on This Evening" trudno jednak uznać za stuprocentowo rockowy krążek. Można zatem powiedzieć, że Wasze podejście do muzyki zatoczyło pewien krąg?

Ed: Na dobrą sprawę było ono zawsze takie samo. W miarę upływu lat każdy chce próbować nowych rzeczy. Podstawowym wyzwaniem, które podjęliśmy przy tworzeniu "In This Light...", było zbudowanie całej płyty w oparciu o instrumenty elektroniczne, nie pozbawiając jej ludzkiego pierwiastka. Z perspektywy czasu, uważam, że się nam udało, choć na koncertach wielokrotnie ograniczały nas możliwości technologiczne i problemy z wiernym odegraniem pewnych numerów. Dziś gramy je w nieco bardziej tradycyjnej, rockowej konfiguracji. Brzmią jak zupełnie inne piosenki.

W otwierającym nową płytę utworze "The Weight", Tom śpiewa, że obiecał sobie nigdy więcej już nie mówić o śmierci, a jednak jej motyw cały czas przewija się w twórczości Editors. Czy tego typu rozważania są czymś nieuniknionym, kiedy jest się na scenie od przeszło dekady?

Ed: Myślę, że niestety tak (śmiech). Śmierć od samego początku jest jednym z centralnych motywów w naszej muzyce i gotów jestem uwierzyć, że przytoczony przez ciebie fragment to czysta ironia Toma. Nasza muzyka jest zdecydowanie mocniejsza, kiedy opisuje życie z ciemniejszej perspektywy.

Innym fragmentem, który przypadł mi do gustu, są słowa o tkankach i kościach, które każdy z Was ma na kredyt, w singlu "Formaldehyde". Jaką cenę płacicie za możliwość robienia tego, co robicie?

Ed: Zdecydowanie najwyższą. Jest nią konieczność spędzania czasu z dala od rodzin, za którymi cały czas tęsknimy. Wiem, że dla wielu osób może być to wprost niepojęte, ale tak właśnie wygląda nasze życie. Bywa ono często bolesne, a wręcz wyniszczające, lecz to nasza praca. Utrzymujemy ten zespół przy życiu od ponad dekady. Za nami mnóstwo trudnych momentów, lecz warto było ponieść wszystkie dotychczasowe ofiary.

Od lat macie swój poważny udział w definiowaniu tego, czym jest brytyjska muzyka rockowa. Co zatem skłoniło Was, by nagrać "The Weight of Your Love" w Stanach Zjednoczonych?

Ed: Uważam, że to nadal bardzo "brytyjski" krążek. Z drugiej strony zależało nam na tym, by uciec od pewnych rzeczy, do których zdołaliśmy się przyzwyczaić na poprzednich albumach. Praca z tymi samymi producentami, inżynierami dźwięku i w tych samych studiach potrafi zapędzić człowieka w rutynę. Krótko mówiąc, chcieliśmy tym razem zmienić wszystko. Zależało nam na tym, by opuścić własną strefę bezpieczeństwa. Z dala od rodzin i domów stworzyliśmy na dobrą sprawę nowy zespół. Nashville, gdzie nagrywaliśmy, stworzyło ku temu doskonałe warunki. Wyszły nam zupełnie inne piosenki niż kiedykolwiek wcześniej.

Jak porównałbyś pracę z Amerykanami do tej z Brytyjczykami? Czy można tu mówić o odmiennej wrażliwości?
Ed: Amerykanie bardzo emocjonalnie angażują się w muzykę. Pytają, o czym jest tekst piosenki, w jakich okolicznościach powstawała... Tymczasem brytyjscy producenci koncentrują się na stronie stricte muzycznej. Interesuje ich przede wszystkim uzyskanie najlepszego brzmienia. Wycieczka do USA i nagrywanie "The Weight of Your Love" było zdecydowanie najbardziej odświeżającym doświadczeniem studyjnym w naszej karierze.

Tej jesieni Poznań odwiedza sporo zespołów z Wielkiej Brytanii. Za nami niedawne koncerty The Boxer Rebellion i Hurts, natomiast w listopadzie zobaczymy na żywo White Lies. Obserwujesz to, co dzieje się na Waszym rodzimym rynku muzycznym? Jest na nim ktoś, w kim upatrujecie swych następców?
Ed: Trudno powiedzieć. Z rodzimych grup wyróżnić trzeba 1975, którzy na pewno mają przed sobą wielką przyszłość. Fajnie, że wspomniałeś o The Boxer Rebellion. Zagraliśmy z nimi jeden z pierwszych koncertów w historii Editors. Cieszę się, że ci goście w końcu zaczynają być rozpoznawalni. W pełni na to zasługują. Od lat nagrywają świetne płyty. W odróżnieniu od większości zespołów nie bronią się pojedynczymi hitami w radiu, lecz wydają albumy, które w całości dają do myślenia.

Od ponad roku w składzie Editors grają dwaj nowi muzycy, którzy dołączyli po odejściu Chrisa. Zdołaliście się już całkowicie zgrać, dotrzeć?
Ed: Tak! Wiesz, przeszliśmy przez naprawdę okropne chwile z Chrisem. Na pewnym etapie nie byliśmy już w stanie rozmawiać o muzyce ani tym bardziej - tworzyć czegoś razem. A nikt przecież nie chce zespołu, który nie nagrywa nowych płyt. Przyjście Justina i Elliota było dla nas bardzo ożywcze. Nadal podekscytowani są daną im szansą współtworzenia muzyki Editors. Zbliżająca się trasa koncertowa będzie dla nas kolejnym sprawdzianem.

Czym z Waszego punktu widzenia różni się występ na festiwalu od regularnego koncertu?

Ed: Na festiwalu może być tak samo dobrze, jednak w praktyce zdarza się to bardzo rzadko. Nie mamy wówczas pełnej kontroli nad sceniczną produkcją ani długością setlisty, nie wspominając już o zbudowaniu jakiejś silniejszej relacji z publicznością, jak na naszych własnych koncertach.

Poznań to jedno z miast, w których startuje Wasza jesienna trasa. Dlaczego warto przyjść na Wasz koncert?

Ed: Bo koncerty są tym, co wychodzi nam najlepiej! Wiesz, nie udzielamy najlepszych wywiadów, nie czujemy się zbyt komfortowo na czerwonych dywanach i w otoczeniu znanych ludzi. Natomiast zawsze, gdy promujemy nową płytę na żywo, myślimy o tym, by wrócić do danego miasta przy okazji następnej. Poznań nie jest żadnym wyjątkiem pod tym względem.

Editors wystąpią w Poznaniu w czwartek, 3 października, w hali nr 2 MTP.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski