Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

El Chico: Oskarżony o egzekucję w agencji sądzony po 20 latach

Barbara Sadłowska
Od tragicznego zdarzenia w klubie El Chico na poznańskim Piątkowie minęło przeszło 20 lat, ale dopiero dziś prokurator zażądał dożywocia dla Aleksandra S., oskarżonego o zabójstwo jednego ochroniarza agencji i niemal śmiertelne postrzelenie drugiego.

Około czwartej nad ranem - 1 lipca 1995 roku, do El Chico weszło trzech mężczyzn mówiących po rosyjsku. Zamówili po drinku, ale nie chcieli skorzystać z usług pań do towarzystwa. Jeden z nich chciał zadzwonić. Ochroniarz Dariusz K. zaprowadził go do pokoju z telefonem. Wtedy został zaatakowany. Jeden z napastników miał broń. Drugi - nóż. Dariusz K. zdążył jeszcze krzyknąć do drugiego ochroniarza: - Oni mają broń! Przeżył jedynie Piotr J. postrzelony w brzuch, udo i łokieć.

Po zabójcach pozostały tylko odciski linii papilarnych na mapie drogowej, paczce papierosów i szklanym blacie stolika przy którym siedzieli. Zostały one zabezpieczone i zeskanowane, ale w 1996 roku sprawa została umorzona, bo nie było ich z czym porównać.

Dopiero w 2006 roku Niemcy zwrócili się do polskiej policji, prosząc o zweryfikowanie karty daktyloskopijnej niejakiego Zbigniewa L. Okazało się, że pan L. nie ma z tym nic wspólnego, ale odciski palców są identyczne z zabezpieczonymi po strzelaninie w poznańskiej agencji.

Ich "właścicielem" był mieszkający w Niemczech Aleksander S. W ubiegłym roku stanął przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Nie przyznał się do winy, twierdząc, że w 1995 roku nie było go w Polsce. Owszem, kupował polskie i litewskie paszporty, ponieważ w Niemczech przebywał nielegalnie. Swoich dokumentów - jako urodzony w Tadżykistanie emigrant - nie posiadał. Mówił, że wszystko stracił podczas trzęsienia ziemi.

Problem pojawił się, gdy okazało się, że zniknęły zabezpieczone dowody: mapa, opakowanie Marlboro i blat stolika z El Chico. Odpowiedzialny za nie funkcjonariusz został skazany, ale do końca nie było wiadomo, czy jest winny korupcji czy najzwyklejszego niedbalstwa. Podczas poniedziałkowej rozprawy prokurator przekonywał, że według biegłych skany odcisków są nawet bardziej precyzyjnym dowodem niż te zabezpieczone na przedmiotach.

- Przyjechali do Poznania z zamiarem zabójstwa - mówił oskarżyciel, powołując się na zeznania dwóch świadków, według których Aleksander S. miał być żołnierzem gangu, który zamierzał przejąć wpływy z poznańskich agencji towarzyskich.

Prokurator zażądał dla niego dożywocie - z ograniczeniem, że o warunkowe, przedterminowe zwolnienie może wystąpić po czterdziestu latach. Czyli po osiemdziesiątce...

- Materiałów dowodowych praktycznie nie ma - przekonywali obrońcy oskarżonego. Kwestionowali wiarygodność świadków z przestępczym życiorysem i przypominali, że świadkowie z agencji nie rozpoznali Aleksandra S.

- Nie przyznaję się do tego przestępstwa. Nie było mnie w tamtym miejscu i w tamtej chwili - powiedział oskarżony.

Sąd ogłosi wyrok w poniedziałek. Nieprawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski