Z pięciu walk popularny „Wróbelek” przegrał tylko jedną, w III rundzie z późniejszą mistrzynią, Włoszką Martiną Esposito. Dobra postawa w pierwsze fazie zmagań pozwoliła poznaniance na rywalizację w repasażach. W nich podopieczna Radosława Miśkiewicza spisała się fantastycznie. Najpierw pokonała przez ippon Izraelkę Amihai Shahed (wygrana w 35 sekundzie), a następnie w taki sam sposób Gruzinkę Mariam Czanturię. Warto dodać, że był to ósmy występ poznańskiej judoczki na imprezie rangi ME i ostatni w kategorii młodzieżowej.
Zobacz też: Poznanianka nie została miss Wielkopolski, ale za to wywalczyła tytuł mistrzyni Polski w judo
– Jestem bardzo szczęśliwa, bo nigdy na ME nie szło mi dobrze. Raz byłam siódma i to był szczyt moich możliwości. Tym razem karta się odwróciła i dzięki temu odniosłam największy sukces w karierze – przyznała sympatyczna dziewczyna z Winograd.
Według niej największy stres towarzyszył walce z Gruzinką, bo jej wynik o przesądzał o zdobyciu medalu.
– Znamy się z Gruzinką jak łyse konie, choć ani razu nie walczyłyśmy ze sobą na oficjalnej imprezie. Za to na campach często biłyśmy się w springach. Myślę, że to mi bardzo pomogło, tak samo jak szczegółowe omówienie planu taktycznego z trenerami – dodała zawodniczka Akademii Judo Poznań.
W stolicy Węgier Wróblewską do boju zagrzewał jej szkoleniowiec klubowy, Radosław Miśkiewicz i trenera kadry seniorek, Paweł Zagrodnik.
– Z jednej strony co dwie głowy to nie jedna, więc na pewno mogłam liczyć na dużo rad i wskazówek. Z drugiej jednak momentami nie wiedziałam, co robić, bo inny przekaz płynął z trybun, a inny zza maty. Może byłam trochę rozkojarzona przez to, że zawsze byłam tylko pod opieką mojego trenera klubowego. Dla mnie więc była to swego rodzaju nowość – dodała trzecia judoczka ME w wadze 70 kg.
Jej osiągnięcie jest tym bardziej godne pochwały, że zostało wywalczone w niesprzyjających okolicznościach.
– W ostatnich dniach byłam przeziębiona, odezwały się też moje dolegliwości astmatyczne. Jakby tego było mało, to jeszcze w przegranej walce z Włoszką oddałam rywalce lewą rękę i o mało tego błędu nie przypłaciłam kontuzją. Podobno z boku to wyglądało fatalnie. Na szczęście było to tylko naciągnięcie mięśni i mogłam dalej walczyć. Poza tym adrenalina zrobiła swoje. Wiedziałam, że kolejnej szansy na medal już nie będę miała, więc absolutnie odrzuciłam myśl o wycofaniu się z turnieju – podkreśliła nasza judoczka, która do Budapesztu praktycznie przyjechała prosto z wojskowych MŚ w Paryżu, gdzie też dwa razy stawała na podium.
– Walczyłam tam z bardzo utytułowanymi zawodniczkami i na pewno zyskałam pewność siebie. Wydaje mi się też, że trzecie mistrzostwo Polski seniorek i inne udane starty w ciągu ostatnich trzech miesięcy również dodały mi skrzydeł – zauważyła Wróblewska.
Była jeszcze jedna kwestia, która mogła mieć wpływ na medalową formę dwukrotnej laureatki naszego plebiscytu na najlepszych sportowców Wielkopolski.
– Niedawno miałam spotkanie z psychologiem. Nigdy nie miałam przekonania do takiej dodatkowej motywacji, ale trener mnie namawiał i w końcu dopiął swego. Nie mówię, ze teraz będę chodzić na terapię co tydzień, ale jeśli zbiegło się to z medalem ME, to kto wie czy w przyszłości tego nie powtórzę – zakończyła poznańska judoczka.
Dodajmy jeszcze, że imprezę w stolicy Węgier z sentymentem będzie też wspominać włocławianka Angelika Szymańska, która w wadze 63 kg zdobyła złoty medal.
Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?