Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Elżbietówka", rajski ogród Wielkopolski, działa już od 20 lat [ZDJĘCIA]

Danuta Pawlicka
Od dwudziestu lat tworzy pod Poznaniem jedyny w swoim rodzaju ogród botaniczny. Bez ekipy robotników i specjalistycznego sprzętu, za to z pomocą najbliższej rodziny i życzliwych, bez-interesownych ludzi. Bywały takie dni, że sama, w pojedynkę, ubrana w gumiaki i z łopatą w ręku zamieniała piaszczysty, nieurodzajny ugór w zielony raj. Jej ogromna determinacja i wysiłek sprawiły, że właśnie u niej podziwiamy dzisiaj bajeczną, jedną z największych w Polsce, kolekcję bzów (lilaków).

Początki "Elżbietówki", prywatnego ogrodu botanicznego, którego właścicielką jest Elżbieta Guzikowska-Konopińska z Poznania, nie były romantyczne. Kilka hektarów gruntów, które kupiła od rolnika w gminie Kostrzyn, bardziej przypominały mongolskie stepy porośnięte rzadką trawą, niż ziemię zdolną wyżywić krzak bzu. Trzeba też było zrekultywować dzikie wysypisko śmieci, z którego korzystali okoliczni mieszkańcy. A jednak wizja ogrodu w tych nieprawdopodobnie trudnych warunkach się ziściła.

Siła wyobraźni
Patrzyła na angielskie ogrody utrzymywane w doskonałej kondycji przez wiele pokoleń i nie mogła od nich oderwać wzroku. Z bliska niejeden raz obserwowała niemieckie rosaria i przydomowe ogródki, w których bujnie rosły kwiaty i dojrzewały owoce. Podziwiała holenderskie kobiety rozpoczynające siewy na zielonych poletkach z pierwszymi wiosennymi promieniami.

- Od dziecka zakładałam grządki, sadziłam rośliny, a te dziecięce marzenia o własnym ogródku nigdy nie umarły. Odżyły podczas zwiedzania ogrodów na zachodzie Europy i chyba już wtedy dojrzewało we mnie pragnienie, aby założyć własny ogród. Ponieważ zawsze fascynowały mnie stare drzewa, na początku chciałam zagospodarować jakiś dworski, zaniedbany park, któremu przywróciłabym utracone piękno. Jednak w latach dziewięćdziesiątych, gdy rozglądałam się za czymś odpowiednim dla siebie, nie było mnie na to stać - opowiada pani Elżbieta.

Zmieniła więc plany. Poszukując ziemi nadającej się do założenia nowego ogrodu, trafiła na niewielkie wzgórze we wsi Brzeźno, nieopodal Poznania. Spojrzała w dół, zatrzymała wzrok na odległym horyzoncie i już wiedziała, że stoi we właściwym miejscu. Od pól wiał orzeźwiający wiatr, a wraz z nim poczuła zapach świeżej trawy. I ta cisza, w której niemal słyszała własne myśli! Nie zastanawiała się, jakie trudności może napotkać. A nawet gdyby je zdołała przewidzieć, nie powstrzymałyby jej przed kupnem tej ziemi. Jeszcze dzisiaj, po dwudziestu latach, gdy razem wchodzimy na ten prywatny taras widokowy i pani Elżbieta patrzy tam, gdzie kwitnące pole rzepaku kontrastuje z ciemną ścianą olch, przyznaje: - Tak, ciągle tutaj czuję dawny dreszcz zachwytu.

I ani wodospad Wiktorii w Afryce, ani tyrolskie krajobrazy nie są w stanie wywołać u niej takich wzruszeń, jak ten jeden widok. Nie żałuje więc ciężkiej, mozolnej pracy osadnika, który jałowej glebie przywracał urodzajność.
- Dopiero później, gdy już byłam właścicielką 5, 5-hektarowego pola, dowiedziałam się, że jest ono V i VI klasy. To jest przecież teren po byłej żwirowni i śmietnisku - opowiada absolwentka Politechniki Poznańskiej z dyplomem mgr. inż. elektryka, która z dnia na dzień została ogrodnikiem.

Tę surową, zastaną rzeczywistość złagodziła ciekawa prehistoria wzgórza i otaczającej go okolicy opadającej i wznoszącej się niby morskie fale. Urozmaicony krajobraz zawdzięcza swoje ukształtowanie morenie, która powstała w czasie ruchu lądolodu. Jej wiek geolodzy obliczyli na około 19 tysięcy lat. Dokładnie w tym miejscu zatrzymała się ogromna, ogromna czasza lądolodu, a efektem jej postoju jest pagórkowata okolica. Jednak świadomość tej bogatej przeszłości niewiele się przydała, gdy Elżbieta Guzikowska-Konopińska pierwszy raz stanęła na pustym polu, aby zaplanować aleje i osie widokowe przyszłego ogrodu. Brnąc po śniegu, bo była zbyt niecierpliwa, aby czekać z tym do wiosny, zdała sobie sprawę, że bierze udział w jakimś surrealistycznym przedsięwzięciu.

A przecież było w tym echo pracy dawnych pionierów Dzikiego Zachodu, którzy osiedlając się w nowych miejscach, zmieniali je na swój użytek.
Miłośniczka żab
Nie dysponowała budżetem, który pozwalałby choćby na jedną małą ekstrawagancję. Liczyła każdą złotówkę, szukała posezonowych wyprzedaży, porównywała ceny roślin i materiałów najbardziej podstawowych i niezbędnych. Mistrzostwem świata okazało się na przykład kupno kilometrów siatki na płot. Sprowadziła ją z południa Polski, bo tam była o wiele tańsza. Koparkę bardzo często wyręczał któryś z czterech jej synów, którzy chętnie kopali doły pod pierwsze drzewa. Z tych nasadzeń powstał solidny, dziesięciometrowy pas lasu zatrzymujący uciążliwe wiatry, a wzdłuż płotu wyrósł żywopłot trudny do przebycia dla dzików.

W innym miejscu funkcję wiatrołapu równie skutecznie pełni ekran utworzony z dziesiątków brzóz, a takie same sielskie brzozy jak z obrazka Józefa Rapackiego wytyczają drogę dojazdową. Trudno policzyć, ile potu i zabiegów "za młodu" kosztowały "dorosłe" już drzewa i krzewy. Nie usypywała gór i nie rozkopywała wzniesień, jak to robi wielu ogrodników podporządkowujących sobie naturę. Ona uznała jej wyższość, a kiedy odkryła zamulony staw na skraju pola, postanowiła uczynić z niego siedlisko żab.

- Wiele rozwiązań, które pomogły mi w realizacji ogrodu, powstało z czystego przypadku. Z żabami było podobnie. Na jakimś spotkaniu usiadłam obok nieznajomego mężczyzny. W trakcie rozmowy okazał się nim prof. Leszek Berger, jeden z największych na świecie naukowców badających żaby. Powiedziałam wtedy, że bardzo lubię żaby, ale w moim ogrodzie ich nie ma. Profesor obiecał mi pomóc. I dotrzymał słowa. Po pewnym czasie poinformował mnie, że z 896 jaj powstało 728 żywych zarodków i wszystkie są w słoiku, który mi właśnie wręcza - wspomina pani Elżbieta.

Buchalteria tego wyliczenia co do sztuki mówi wszystko o naukowej pasji badacza. Właścicielka ogrodu opowiada, jak wielką atencją i sympatią darzyła zmarłego niedawno naukowca. Światowego formatu uczony we własnym kraju i mieście nie mógł znaleźć uznania. Najpierw poznański UAM, a później jagiellońska uczelnia odrzuciły jego pracę habilitacyjną, bo okazała się sprzeczna z... prawami Mendla! Naukowcy z całego świata potrzebowali aż siedmiu lat, aby przyjąć zaskakujące wyniki badań prof. Bergera.
Sądząc po majowym żabim chórze, który słychać już w samo południe, stawy w "Elżbietówce" zostały zdominowane przez kolejne pokolenia przodków wyhodowanych przez poznańskiego profesora. Przy okazji wyszło na jaw, że zimne płazy, stworzenia prymitywne i pozbawione wyższych uczuć, najwyraźniej polubiły swoją panią. Kiedy siada tuż nad wodą, nie uciekają w popłochu, lecz bez strachu wchodzą na jej stopy.

Jak pachnie Krasawica Moskwy?
Botanicy oburzają się, ilekroć ktoś niepoprawnie lilak nazwie bzem. Również pani Elżbieta niejeden raz wysłuchiwała, iż nie uchodzi, aby właścicielka ogrodu uznanego za dobro narodowe popełniała takie błędy.
- Nazwy "bez" używam świadomie, bo ma konotacje kulturowe. Poeci napisali o nim mnóstwo wierszy, "bez" stał się ulubionym motywem dla wielu piosenek, a maj zawsze nam się kojarzy z kwitnącymi bzami. Nazwa weszła na stałe do naszego codziennego języka. Do mojego ogrodu zapraszam młodzież szkolną i prowadzę warsztaty ogrodnicze, więc nie będę im opowiadała o "lilakach", bo ta nazwa jest dla nich zupełnie oba - tłumaczy się ze swojego językowego uporu.

To nie ma najmniejszego znaczenia, gdy staje się pośród bajecznych krzewów bzów w Brzeźnie! Nos natychmiast reaguje na odurzający zapach, a oczy podążają za dziesiątkami kolorów od ostrych i jaskrawych po blade i subtelne. Przewodniczka zna wszystkie, blisko 200 odmian, jak własnych pięcioro dzieci (czterech synów i jedna córka). Wie, kiedy zaczynają kwitnąć, jak pąki stopniowo zmieniają barwę, dochodząc do pełnego rozkwitu. Zwraca uwagę na różnorodną budowę kwiatów i na ich wielkość. Trudno byłoby przeprowadzić tutaj ranking na kwiat najpiękniejszy, najbardziej zaskakujący czy najmocniej pachnący. Byłaby to Krasawica Moskwy, a może Miss Kanady, Saugeana lub Sensation, albo Kardynał czy Primrose? A jakie szanse miałby Hugo de Vries?

Ale właścicielka nie pozwala na ochy i achy nad bzami, pardon lilakami, bo już prowadzi do ogrodowego salonu, w którym królują kaliny. Pachną inaczej, ale równie intensywnie, jak bzy. Przybierają kształt miniaturowych krzewinek ubranych w multum białych kwiatowych piłeczek albo krzewów w rozmiarze midi. Wszystkie są przystrojone w ślubny biały kolor, tylko wyjątkowo złagodzony lekkim "kremem". Prawie 60 odmian i gatunków zebranych na małej przestrzeni robi wrażenie czegoś tak ulotnego, jakby za chwilę te wszystkie białe obłoczki miały odlecieć gdzieś daleko w przestworza.

I coś dla kontrastu - lapidarium, muzealny zbiór kamieni. Elżbieta Guzikowska--Konopińska nie mogła patrzeć, jak z pól znikają polne kamienie, a wielkie głazy wydobywane z wnętrza ziemi są rozłupywane na drobne i zalewane cementem w fundamentach. Z tego sprzeciwu powstał piękny i wartościowy zbiór kamieni, w większości uratowanych z pól gminy Kostrzyn Wlkp. W tej nowej dziedzinie, która bardzo wzbogaciła "Elżbietówkę", nieoceniona okazała się bezinteresowna pomoc prof. Andrzeja Muszyńskiego, naukowca z Wydziału Geologii UAM. I tak pod kuratelą pani Elżbiety spoczął między innymi amfibolit, "kamlot" ogromnych rozmiarów, dla którego wynajęto dźwig i 19-metrową lawetę. Na uratowanie tego giganta oraz innych głazów narzutowych właścicielka ogrodu napisała projekt "Ratujmy Najstarsze Zabytki Ziemi". Pieniądze, które w ten sposób zdobyła, rozwiązały przynajmniej ten jeden finansowy problem.

Jednak nie rozmiar, a wiek eksponatów robi największe wrażenie w lapidarium. Trzeba dokładnie czytać tabliczki z objaśnieniami, by trafić na niepozorny piaskowiec jotwicki (przywleczony z Pobiedzisk, a "urodzony" gdzieś w Skandynawii). Naukowe badanie oszacowało go na 1,3 mld lat, a to przy 4,5-miliardowym wieku Ziemi budzi szacunek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski