Ten utwór to oczywiście "L'Estaca" Liacha, którą Emel zapowiedziała jak tradycyjny utwór kataloński, najwyraźniej nie mając świadomości, że w Polsce znamy go jako "Mury". Oczywiście miała do niewiedzy prawo, tym bardziej, że zadeklarowała się jako miłośniczka "Dekalogu" Krzysztofa Kieślowskiego, a biało-czerwoną sukienkę założyła dla podkreślenia faktu istnienia tych samych barw we fladze zarówno Polski, jak i Tunezji.
Spodziewaliśmy się wykonawcy zanurzonych w muzycznej kulturze afrykańskiej, ale etniczne brzmienia były dla nich tylko punktem wyjścia. Równie istotną częścią kulturalnego rodowodu tunezyjskiej wokalistki są bowiem utwory Boba Dylana, Joan Baez i Leonarda Cohena (zaśpiewała jego "Hallelujah"), a nawet Gorana Bregovića, co podkreśliła śpiewając doskonale u nas znane "Ederlezi".
Gdyby jednak wskazać najmocniejsze punkty jej występu, trzeba by wskazać utwory "Liberta" i "Kelmti Horra", narodzone w Tunezji - państwie, które do 2010 roku przypominało Kubę pod rządkami Castro, a może nawet schyłkowy PRL. To w tych piosenkach słychać stan ducha młodych Tunezyjczyków, którzy doprowadzili do upadku swojego dyktatora. Wieczór z Emel Mathlouthi także z tego powodu nie był wydarzeniem jednym z wielu.
Więcej o koncercie i Tunezji w poniedziałkowym wydaniu "Głosu Wielkopolskiego".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?