Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Erik Witsoe: Turysta w Seattle, Poznaniu i Los Angeles [ZDJĘCIA]

Paulina Rezmer
Amerykanin od blisko pięciu lat fotografuje Poznań
Amerykanin od blisko pięciu lat fotografuje Poznań Erik Witsoe
- Kiedy mówię do ludzi "jedź gdzieś, gdzie wydaje ci się, że nie chcesz jechać" zaskoczeni pytają, co mają robić w Chełmie, czy Ostrzeszowie - mówi Erik Witsoe, Amerykanin, który od blisko pięciu lat fotografuje Poznań. - Tymczasem to przyjemnie być turystą na własnym podwórku.

Kiedy chwilę przed świętami Bożego Narodzenia ukazał się album z fotografiami Poznania Erika Witsoe zatytułowany „Okiem przybysza”, skrzynkę mailową autora wypełniły gratulacje i prośby o wysyłkę. Między innymi do Seattle w Stanach Zjednoczonych i do Tokio w Japonii. Wnętrze „Bigfoot Coffee Shop”, małego sklepiku z wyśmienitą kawą na wynos i na wagę, który prowadzi przy ul. Ratajczaka, zapełniło się bardziej, niż zwykle. Prawie każdy z klientów do kawy kupował książkę i prosił o autograf.

- Jestem onieśmielony i wzruszony takimi reakcjami, bo zupełnie się ich nie spodziewałem - przyznaje Erik Witsoe, z urodzenia Amerykanin, od blisko pięciu lat Wielkopolanin, od zawsze czujny obserwator i ciekawy świata odkrywca. Odkrywca tego, co wszystkim pozornie znane. - Zatrzymuję się przed każdą księgarnianą witryną, w której wystawiony jest mój album, bo po prostu nie dowierzam, że to dzieje się naprawdę - przyznaje skromnie, ale jednocześnie z nieskrywaną radością.

Zobacz też Poznań na starych pocztówkach i fotografiach

Na pierwszy rzut oka obiekty i sceny fotografowane przez Erika nie są niczym szczególnym. Tramwaj przejeżdżający przez most Teatralny. Kobieta pospiesznie przemierzająca Stary Rynek. Spóźnialscy spieszący dokądś ze świątecznymi zakupami. Para spacerująca w parku Sołackim. Wschód słońca nad placem Wolności. Wszystko to stanowi widok tak codzienny, że aż trudno szukać powodów do zachwytu.

(Nie)doskonałości

A jednak Erik Witsoe zachwyca. Kilkanaście tysięcy fanów twórczości Amerykanina codziennie chętnie patrzy na Poznań przez jego obiektyw.

- A ja z kolei staram się patrzeć oczami innych - dodaje fotograf. - Bohaterowie moich zdjęć często prezentowani są od tyłu nie dlatego, że nie chcą pokazać twarzy, ale dlatego, że ja sam staram się uchwycić moment, w którym się znaleźli i obraz, który mają przed sobą. Zastanawia mnie, co widzą i jak będzie to wyglądać w szerszej perspektywie - tłumaczy. - Czy oni wiedzą, że właśnie dzieje się coś niezwykłego? Że światło układa się w niepowtarzalny sposób? Czy zastanawiają się, jakie tajemnice skrywa mgła, w którą zaraz wkroczą? Ja się zastanawiam...

Więcej prac Erika znajdziecie TUTAJ
Album "Okiem przybysza" zamówisz m.in. TUTAJ

Zapytany o ulubione miejsce do fotografowania Erik Witsoe nie ma gotowej odpowiedzi. Jego typ zależy od dnia, nastroju albo skojarzeń, które w danym momencie przyjdą mu do głowy. W dniu, w którym rozmawiamy jako swój numer jeden wskazuje fotografię spowitego mgłą placu Wolności, który przemierzają dwie postaci. Jedna niesie siatkę z zakupami. Może to przypadkowe spotkanie albo powrót z pracy do domu?

- Zachwycają mnie momenty takie, jak ten. To nowe rozdziały, czyste karty, początki tajemniczych ludzkich historii - mówi Erik. Jego prace, podobnie jak ludzkie historie, bywają niedoskonałe. Niektóre z ujęć są nieostre, rozmyte. Odbiegają od współczesnych standardów zmierzających do nienaturalnej perfekcji.

- Wolę tak. Celowo zostawiam zdjęcia z mankamentami, żeby sobie i tym, którzy chcą je oglądać, przypomnieć, że nie żyjemy w świecie idealnym. To, jaką jakość obrazu proponuje nam współczesna technologia, graniczy czasem z obłędem. Nie jestem zwolennikiem przedstawiania rzeczywistości w taki sposób, w jaki nie jest jej w stanie zobaczyć ludzkie oko - wyjaśnia. Super- ostra jakość jest dla Erika mniej ważna, niż perspektywa. Na jej idealne oddanie pracował przez lata jako rysownik m.in. komiksów, a także będąc związanym z kinem. Właśnie dlatego w jego zdjęciach równie ważne, a czasem nawet ważniejsze od tego, co dzieje się na pierwszym planie, jest tło.

Manifest życia

Zwykłe, codzienne życie miasta i jego mieszkańców jest dla Erika Witsoe bardziej atrakcyjne, niż manifestacje polityczne i zgromadzenia, których w Poznaniu coraz więcej.

- Ostatni protest Komitetu Obrony Demokracji fotografowałem wracając z zieleniaka, obwieszony zakupami - przyznaje. - Nie przez lekceważenie. Po prostu uważam, że w mieście jest mnóstwo fotografów, którzy uchwycą sens takich wydarzeń lepiej ode mnie, bo też lepiej rozumieją swoich rodaków, sytuację polityczną i gospodarczą. Nie zamierzam z tym konkurować.

Podobnie, jak nie zamierza dyskutować z powszechnym polskim narzekactwem i utyskiwaniem na pogodę. Choć wciąż odkrywa nasze narodowe cechy, część odpowiedzialności za nie przypisuje historii. - Zrozumiałem na pewno, że po tak burzliwych okresach w dziejach Polski nawet względny spokój może być przyczyną zmartwień - wyjaśnia pół żartem, pół serio.

Jedyne, czego nie rozumie, to ciągłego zdumienia i niedowierzania polskich rozmówców na wieść o tym, że ze Stanów postanowił przenieść się nad Wartę. - Poznań jest miejscem do życia dobrym, jak każde inne. Pokochałem to miasto od samego początku i nie zamierzam tego ukrywać - wyjaśnia.

Turysta

Album „Okiem przybysza” zadedykowany jest Andrzejowi Szoździe. Wieloletni fotoreporter najpierw „Gazety Poznańskiej”, a potem „Głosu Wielkopolskiego” zmarł w listopadzie.

- Nigdy go nie poznałem, ale jego prace pozwalają mi myśleć o nim, jak o radosnym, energicznym, ciekawym świata człowieku, który kochał swoją pracę - przyznaje Amerykanin. - Jeśli przez pryzmat tego, co się w życiu tworzy można oceniać nieznajomych, to stawiam tezę, że Andrzej był typem odkrywcy.

Podobną eksplorację Erik Witsoe poleca zresztą wszystkim. Jak mówi, żeby znaleźć się w nowym miejscu wcale nie trzeba lecieć na drugi koniec kuli ziemskiej. Wystarczy wrócić do domu trochę inną niż zwykle drogą, przespacerować się nową uliczką, przejechać się tramwajem tylko po to, by sprawdzić, gdzie nas zawiezie.

- Nie ma nic złego w byciu turystą we własnym mieście, czy kraju. Byłem turystą mieszkając w Seattle, w Los Angeles, jestem turystą w Poznaniu - podkreśla. - Kiedy mówię do ludzi „jedź gdzieś, gdzie wydaje ci się, że nie chcesz jechać” patrzą na mnie zaskoczeni i pytają, co mają robić w Chełmie, czy Ostrzeszowie. To oczywiście tylko przykłady, ale najmniej prawdziwym stwierdzeniem jest to, że w małych miasteczkach, obcych wsiach, czy miastach, w których się zasiedzieliśmy nie ma nic ciekawego - tłumaczy. - Jest. Wystarczy tylko chcieć to odkryć.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Erik Witsoe: Turysta w Seattle, Poznaniu i Los Angeles [ZDJĘCIA] - Poznań Nasze Miasto

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto