Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Erlend Øye: Lubię zostawiać miejsce dla innych muzyków [ROZMOWA]

Kamil Babacz
W Eskulapie Erlend Øye zagra przedpremierowo materiał ze swojego drugiego, solowego albumu
W Eskulapie Erlend Øye zagra przedpremierowo materiał ze swojego drugiego, solowego albumu Materiały prasowe
Jego dwa zespoły - Kings of Convenience i The Whitest Boy Alive - to już klasyka indie popu. Erlend Øye zagra w niedzielę w klubie Eskulap materiał ze swojej drugiej solowej płyty "Legao". Kilka dni przed koncertem z muzykiem rozmawiał Kamil Babacz.

Na początek może nieco dziwne, ale chyba istotne pytanie. Wyobraź sobie sytuację - spotykasz osobę, która nie tylko nie zna Twojej muzyki, ale nie zna muzyki w ogóle. Pojęcie muzyki nie jest dla niej znane. Jak wytłumaczyłbyś jej, jak brzmi twoja twórczość?

Erlend Øye: Powiedziałbym, by wyobraziła sobie dźwięk małej rzeki, połączony z odgłosami ptaków i wiatru poruszającego liście drzew. Na tle tych dźwięków ktoś opowiada historię. I ta historia jest w formie piosenki, którą ktoś śpiewa. A śpiewanie, ha, to trudne... Śpiewanie to mówienie w bardzo piękny sposób.

Zadałem Ci to pytanie, ponieważ chcę się dowiedzieć, co jest dla Ciebie najbardziej interesujące w muzyce. Co jest jej esencją?

Erlend Øye: Wyobraź sobie, że cofasz się dwa tysiące lat wstecz i podróżujesz dookoła świata z małą gitarą. Spotykasz różnych ludzi, z którymi nie możesz porozumieć się za pomocą żadnego języka, który znasz. Ale śpiewając, możesz przekazać swoje emocje. Właściwie często tak robię, gdy podróżuję. Biorę ze sobą małą gitarę i dzięki temu mogę się podzielić czymś z ludźmi, dać im coś od siebie. Ludzie na całym świecie są bardzo pozytywnie nastawieni do osób, które potrafią grać muzykę. Muzyka to więc dobre narzędzie społeczne.

Pamiętasz pierwszy ważny muzyczny moment w Twoim życiu?

Erlend Øye: Pamiętam, że słuchałem piosenki "Moonlight Shadow" Mike'a Oldfielda i pomyślałem wtedy: "Lubię ten utwór bardziej niż inne".

Dlaczego?

Erlend Øye: Nie wiem. Najwyraźniej dlatego, że jest w nim pewna melancholia. Potem się okazało, że w muzyce, którą lubię, zwykle jest coś melancholijnego.

Twój nowy album pojawi się w sklepach za kilka dni. Opowiedz coś o tej płycie.

Erlend Øye: To kolekcja piosenek, które powstawały niemal 10 lat. Miałem kilka pomysłów na piosenki reggae. To dla mnie coś kompletnie nowego. Stwierdziłem więc, że powinienem zaprosić do współpracy kogoś, kto specjalizuje się w tej muzyce. Islandzka grupa Hjalmar była oczywistym wyborem, ponieważ tworzą muzykę reggae, ale nie jest to najprostsza, banalna wersja tej muzyki. Nie są zainteresowani kulturą rasta, religią czy dreadami, ale tworzeniem pięknych dźwięków. Wiedziałem więc, że to właściwi goście i że zrozumieją, co chcę zrobić z piosenkami. Nie robię tego, bo chcę być lubiany przez osoby, które palą trawę (śmiech).
Gdzie ich znalazłeś?

Erlend Øye: Zobaczyłem ich na festiwalu w Norwegii. Potem okazało się, że w kawiarni niedaleko mojego mieszkania w Bergen mieli ich albumy. Chodziłem więc tam często i przypadkiem słyszałem ich muzykę. Zdążyłem ją dobrze poznać. Stwierdziłem, że brzmienie tego zespołu jest naprawdę ciekawe. Okazało się, że to dlatego, że mają własne studio, w którym pracują od wielu lat.

Występujesz z nimi? Będziemy mogli usłyszeć ich w Poznaniu?

Erlend Øye: Tylko niektórych, bo są zaangażowani w bardzo wiele projektów i ciężko wszystkich zebrać. Część ze mną koncertuje, razem m.in. z muzykami z Włoch i Finlandii. To świetna grupa. Jestem bardzo ciekawy, jak to wszystko wyjdzie, bo jeszcze nie graliśmy wszyscy razem.

Nagrałeś ostatnio utwór po włosku. Roisin Murphy nagrała całą EP-kę z coverami włoskich piosenek. Czy to już jakiś nowy ruch?

Erlend Øye: Powód jest prosty - włoska muzyka z lat 60. i 70. jest po prostu bardzo dobra. To, że ludzie tacy jak ja czy Roisin Murphy odkryli tę muzykę, było tylko kwestią czasu. Jest po prostu bardzo inspirująca.

Jakie jest Twoje podejście do grania koncertów? Planujesz odegrać utwory tak, jak brzmią na płycie, czy zrobisz z nimi jakieś dziwactwa?

Erlend Øye: Zaczniemy blisko oryginalnego brzmienia, ale jestem pewien, że w trakcie trasy będzie się to zmieniać. Zagramy zresztą wiele utworów z innych okresów mojej kariery. Jestem równie ciekawy tego, jak to wypadnie, jak ty. Ale będziemy eksperymentować. Właśnie dlatego lubię trasy koncertowe. W trasie pojawia się wiele nowych pomysłów. Grasz każdego dnia nieco inaczej. Rozmawiasz z grupą i zastanawiasz się - powinniśmy to zagrać jak wczoraj czy może w inny sposób? Nawet podczas prób dźwięku pojawia się wiele pomysłów i inspiracji.
Czyli nie jesteś jednym z tych muzyków, który gra każdy kolejny koncert tak samo?

Erlend Øye: Myślę, że dzisiaj istnieje wiele zespołów i muzyków, którzy po prostu nie są dobrymi muzykami. I to dlatego grają razem z muzyką z taśmy, półplaybackiem. Muszą grać w określony sposób, bo tak to zostało zaaranżowane. Ale ja nie rozumiem dlaczego ludzie chcieliby iść na koncert, który jest z góry zaplanowany i co wieczór identyczny. To tak jakbyś zamiast słuchać muzyki na żywo, oglądał jedynie prezentację muzyki. Muzycy powinni grać razem i pozwolić przeznaczeniu się kierować. Myślę, że jedną z najbardziej ekscytujących rzeczy we wspólnym graniu muzyki jest moment, kiedy zespół nagrywa album "A", rusza z nim w trasę i w jej trakcie rodzi się muzyka na album "B", w zupełnie naturalny sposób. Ty idziesz na koncert i widzisz ich gdzieś pośrodku - możesz usłyszeć nadchodzenie kolejnego albumu w tym, jak grają, jak zmienia się ich styl.

Z tego, co mówisz, można dojść do wniosku, że tworzenie muzyki to dla Ciebie przede wszystkim efekt twórczej współpracy. Od początku jednak opisuje się Ciebie przede wszystkim jako charakterystycznego autora piosenek. Jak więc właściwie wygląda Twój proces twórczy?

Erlend Øye: Po prostu lubię pisać piosenki tak, by było w nich dużo miejsca na pomysły innych muzyków.

Pochodzisz z Bergen, mieszkałeś w Berlinie, a teraz przeprowadziłeś się na Sycylię. Co Cię tam zaprowadziło?

Erlend Øye: Cóż, życie jest krótkie, mój przyjacielu. Lepiej być pewnym, że sprawdziliśmy, co świat ma nam do zaoferowania. Na pewno nie staram się osiągnąć jakiegoś celu. Nie boję się niczego. Nie boję się zestarzeć, nie boję się, że nie będę mieć pieniędzy. Myślę, że życie może być bardzo ekscytujące i chcę doświadczyć wielu różnych rzeczy, nim się skończy.

Osiągnąłeś mnóstwo, pewnie sporo przed Tobą. Zapytam więc jak na rozmowie o pracę - gdzie widzisz siebie za pięć lat?

Erlend Øye: Mam nadzieję, że będę mógł po prostu wymyślić piosenkę, nagrać ją i nakręcić teledysk. Szybko, w niecałe dwa miesiące, zamiast myśleć od razu o albumie. To właśnie było fajnie w mojej piosence po włosku - jedna piosenka okazała się udanym wydawnictwem. Ale w gruncie rzeczy nie wiem - może będę mieszkał gdzie indziej? Zmieniam mnóstwo w swoim życiu. Mam różne potrzeby i pragnienia, różne marzenia. Kto wie, o czym będę marzył za pięć lat.

Co przychodzi Ci pierwsze do głowy, gdy myślisz o Polsce?

Erlend Øye: Kiełbaski i ogórki kiszone. Ostatnim razem, gdy grałem w Poznaniu, zostałem zaproszony na afterparty do prywatnego domu. Były tam kiełbaski i ogórki kiszone. Świetnie się bawiłem. Uwielbiam jeść. Jeśli chcesz mnie uszczęśliwić, po prostu zaproś mnie do swojego domu, w którym ugotuje dla mnie twoja mama.

Erlend Oye
Eskulap (ul. Przybyszewskiego 39)
5 października, godzina 20
bilety: 59, 75 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski