Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Europosłowie mają po kilkunastu asystentów. W tym kolegów z partii

Łukasz Cieśla, Mateusz Pilarczyk
Konrad Szymański z PiS korzysta z pomocy 14 asystentów
Konrad Szymański z PiS korzysta z pomocy 14 asystentów archiwum
Około 20 tysięcy euro miesięcznie unijnych piniędzy - tyle mają nasi europosłowie do wydania na swoich asystentów. Niektórzy z nich mają ich nawet po kilkunastu. Czy aż tylu potrzeba im do właściwego sprawowania mandatu czy też chodzi o wydanie pieniędzy na "swoich" ludzi?

Dużą liczbę asystentów wytknął polskim europosłom brytyjski bloger Jon Worth. Wyliczył, że rekordzista - Ryszard Legutko z PiS - ma aż 19 współpracowników.

Z Wielkopolski najwięcej asystentów mają Andrzej Grzyb z PSL i Konrad Szymański z PiS. Obaj korzystają ze wsparcia 14 asystentów, z czego zdecydowana większość pracuje w kraju, a nie w Brukseli.

Andrzej Grzyb tak dużą liczbę zatrudnionych osób tłumaczy m.in. tym, że PSL ma tylko kilku europosłów. Dlatego swoje biura otworzył także poza Wielkopolską - we Wrocławiu i Zielonej Górze.

- Pojawia się też pytanie czy dawać pracę młodym ludziom, czy nie? Ja chcę dać im szansę, zatrudniam też wielu stażystów. Poza tym w zeszłym roku z tego budżetu na asystentów zaoszczędziłem ok. 40 tys. euro unijnych pieniędzy. Nie jest więc tak, że wydaję wszystko do eurocenta. Płacę im w zależności od potrzeb.

Z kolei Konrad Szymański tłumaczy, że podczas kampanii w Wielkopolsce, pojawiły się postulaty od wyborców, by utworzył biuro nie tylko w Poznaniu.

- Uznałem, że muszę się z tego wywiązać - wyjaśnia Konrad Szymański.

Wśród asystentów Konrada Szymańskiego znajdujemy Marcina Porzucka i Błażeja Spychalskiego, sejmikowych radnych PiS. Polskim biurem posła kieruje natomiast Szymon Szynkowski vel Sęk, który jest szefem klubu PiS w poznańskiej radzie miejskiej.

- Reszta moich asystentów nie pełni nawet funkcji wewnątrz partii. Przyjmując do pracy nie sprawdzam nikomu legitymacji partyjnej, bo nie mam takich możliwości. Oczywiście musi być przekonanie, że chcemy tego samego - mówi Konrad Szymański.

Partyjnych legitymacji, jak deklaruje, nie sprawdza też Marek Siwiec. Sam zresztą obecnie jej nie ma po tym, jak niedawno opuścił SLD. Łącznie ma ośmiu asystentów. Dwóch w Brukseli, dwóch w poznańskim biurze i po jednym na byłe wielkopolskie miasta wojewódzkie.

- Zdecydowanie decyduje klucz merytoryczny. Wszyscy mają wyższe wykształcenie, znają języki, kształcą się dalej. Niedawno w Brukseli zatrudniłem osobę, która pracowała wcześniej w przedstawicielstwie Wielkopolski. Jeden z moich byłych współpracowników został burmistrzem Wolsztyna - wymienia Siwiec. I zwraca uwagę, że polscy deputowani mogą sobie pozwolić na większą liczbę asystentów niż ich koledzy z zachodniej Europy, ponieważ u nas są niższe koszty życia.

Siedmiu asystentów ma Filip Kaczmarek z PO. Szefem jego biura w Poznaniu jest radny PO Marek Sternalski. Eurposeł Kaczmarek uważa, że tekst angielskiego blogera jest obok istoty problemu.

- Te 6-7 procent budżetu Unii na administrację, w mojej ocenie, to nie jest jakaś olbrzymia kwota. W zamian mamy na przykład pokój w Europie - mówi Filip Kaczmarek z PO. - Ale są sprawy, które należy poprawić. Bywało tak, że europoseł zatrudniał swoją bliską rodzinę, np. żonę. Takie przypadki są ukrócane. Zdarzają się również przerosty w administracji. Pamiętam przypadek, że jedna z agencji UE wynajęła swoją siedzibę za 6 tysięcy euro miesięcznie za metr kwadratowy. Osoba, która za to odpowiadała poniosła konsekwencje. Ale niewiele więcej można było zrobić. Tę umowę sporządzono tak, że nie dało jej się wypowiedzieć bez płacenie olbrzymich kar umownych.

Najmniej asystentów - sześciu - ma Sidonia Jędrzejewska z PO.

Do tekstu brytyjskiego blogera z dystansem podchodzi prof. Zbigniew Czachór, ekspert od UE z UAM. Jak mówi, nie tyle liczy się ilości, ile jakość pracy poszczególnych osób.

- Nie można wykluczyć, że ci wszyscy asystenci rzetelnie wykonują swoje obowiązki i są przydatni. Poza tym, jeśli taką krytykę wypowiada Brytyjczyk, to podchodzę do niej z dystansem. Oni są sceptyczni wobec Unii, która dla nas, Polaków, wciąż jest olbrzymią szansą i najlepszą alternatywą - mówi prof. Czachór. - Na tę sprawę z innej strony. Mamy kryzys, spada zatrudnienie w sektorze prywatnym, więc dobrze się dzieje, że można ją znaleźć w sferze publicznej. Czy byłoby lepiej, żeby kolejni młodzi, wykształceni Polacy, wyjechali do pracy za granicę? - pyta prof. Czachór.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski