Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Błaszczyk ciągle ma nadzieję na wyzdrowienie córki

Danuta Pawlicka
Ewa Błaszczyk:  Moja nadzieja jednak nigdy nie gaśnie, inaczej nie byłabym zdolna do żadnego.
Ewa Błaszczyk: Moja nadzieja jednak nigdy nie gaśnie, inaczej nie byłabym zdolna do żadnego. Paweł Miecznik
Na fotelach siedzą dwie rezolutne dziewczynki. Obie uśmiechnięte, u obu jasne grzywki opadają na czoła. Ten pogodny obrazek utrwalony na rodzinnej fotografii i dwa puste dzisiaj fotele wywołują w aktorce Ewie Błaszczyk wspomnienia, które będą jej towarzyszyć już do końca życia.

Czytaj także:
Śpiączka afrykańska dopadła polskiego turystę
Małgorzata Dydek w stanie śpiączki farmakologicznej

Co z tego, że upłynęło od tamtej jednej chwili ponad dziesięć lat. Czas nie ma znaczenia, a pamięć przechowuje każdą sekundę, każdy grymas na buzi sześcioletniej Oli. I ten jej krzyk, który z takim samym natężeniem dzwoni w uszach. Nic nie zapowiadało, że coś może pójść nie tak. Dzień zaczął się jak zwykle. Bliźniaczki Ola i Mania (dziś nie chce siadać bez siostry na fotelach) były lekko przeziębione. Nic szczególnego. Obie dostały do połknięcia tabletki. Ola się zakrztusiła i przez kilka pierwszych sekund nie było zapowiedzi dramatu, jakim zakończył się dziecięcy kaszel. Odcięcie dopływu powietrza do płuc, a w konsekwencji tlenu do mózgu doprowadziło Olę na granicę życia i śmierci.

Ola zapadła w śpiączkę trwającą do dzisiaj. Ewa Błaszczyk, jej matka, mogła pogrążyć się w rozpaczy. Codziennie rozdrapywać niegojącą się ranę. Zastanawiać nad każdą czynnością, która mogłaby przebiegać inaczej. To było łatwe. Nikt by się nie dziwił, nie zadawał pytań o samopoczucie. Zaledwie 100 dni wcześniej straciła partnera życiowego, Jacka Janczarskiego. Jego nagłe odejście ciągle było świeże. A potem sześcioletnia córka:

- Analizowanie i przeżywanie tego, co się stało, do niczego nie prowadzi, a wręcz pogarsza sytuację. Swoje traumatyczne doświadczenia staram się przekuć na pozytywne działanie. Tak naprawdę to chyba nigdy nie zaakceptowałam tego, co się stało, wciąż walczę. Na pewno dzisiaj mam większą wiedzę o tym, co się przydarzyło Oli, ale okoliczności tamtego wypadku były trudne do przewidzenia i nawet z tym, co dzisiaj wiem, mogłabym się spóźnić - tłumaczy mi podczas niedawnego spotkania w Poznaniu.

Skąd czerpie nadludzkie siły? Przecież nie godzi się na stan Oli. Nie przyjmuje do wiadomości diagnozy, która może każdego porazić: kilkuminutowe niedotlenienie mózgu uszkodziło system nerwowy dziecka. Obrzęk płuc i mózgu był stanem faktycznym, nie domysłem lekarzy, a w konsekwencji - coma, śpiączka. Na potrzeby medyków ustalona skala Glasgow nie wyjaśnia wszystkiego. Nie odpowiada na wszystkie pytania o szanse, nadzieje i cuda, których nawet medycyna nie wyklucza w stosunku do tych przypadków, których nie potrafi wyjaśnić. Ewa Błaszczyk trzyma się tej jednej wątłej nici, która daje jej siłę w walce o życie córki. Ktoś kiedyś powiedział, że bardziej nas motywuje walka o drugiego człowieka niż o nas samych. Czy tak jest w jej przypadku?

- Wydaje mi się, że jeśli spotyka nas osobiście jakieś nieszczęście, to w większości wypadków nie jesteśmy w stanie sami sobie pomóc. Wtedy liczy się chart ducha, wola walki... Pozostaje kwestia poddania się lub działania - mówi.
Wybrała tę trudniejszą drogę, która zmusza do heroicznej samodyscypliny, aby o niczym nie zapomnieć, niczego nie przegapić. A przecież Ola wymaga nieustannej opieki - w dzień i w nocy. Przytrafiają się jej infekcje, które pogarszają ogólny stan organizmu, mimo najlepszej pielęgnacji, jaką zorganizowano, zamieniając jej pokój na salę szpitalnej intensywnej terapii i rehabilitacji. Dla matki to nieustanna huśtawka nastrojów od nadziei, gdy Ola daje znać mrugnięciem, że słyszy, że wie, o co ją proszą, po zwątpienie, czy kiedykolwiek obudzi się i powie pierwsze słowo:

- Moja nadzieja jednak nigdy nie gaśnie, inaczej nie byłabym zdolna do żadnego działania - stwierdza kategorycznie.

Pytana o Boga, czy szuka u niego wyjaśnień i pociechy, a może złorzeczy Mu, ma pretensje i żal o to, co ją spotkało, odpowiada mi: - Prowadzę z Nim nieustającą dyskusję...

Nie jest sama w tej nierównej walce, której zakończenia nikt nie potrafi przewidzieć:

- Wspiera mnie wielu ludzi na różnych poziomach, rodzina, przyjaciele, lekarze, pracownicy fundacji, osoby zupełnie obce, które uśmiechają się do mnie na ulicy.

To bardzo ważne, że nie jest sama. Pamiętam kilkuletnią dziewczynkę, która pod Poznaniem została przejechana na pasach przez samochód. To się wydarzyło na wprost okna matki, która czekała na dziecko z obiadem. Po wielu operacjach córka wróciła do domu w stanie wegetatywnym. Matka nie chciała tego słyszeć i nigdy nie zaakceptowała, że żyje tylko ciało córki. Prowadziła z nią wielogodzinne dialogi, sprzeczała się o drobiazgi. Uczyła ją tabliczki mnożenia, czytała lektury, robiła dyktanda i wytykała córce błędy, które mogłaby zrobić. A na koniec roku zapraszała jej dawne koleżanki z klasy. Nikt z rodziny nie rozumiał tego, miano o to pretensje, w domu była jeszcze młodsza córka.

- Najważniejsze to nie poddać się, mieć koło siebie lekarzy specjalistów, terapeutów, którzy pomogą wyjść ze stanu "szoku" i zacząć działać z nadzieją, że nasze dziecko wyzdrowieje. W większości przypadków rodzice są potwornie zagubieni i po to między innymi moja fundacja prowadzi konsultacje i specjalny program psychologiczny, aby im pomóc. Staramy się nieść pomoc i zdobywać wiedzę z zakresu "medycyny dla dzieci w śpiączce". Niestety, nie ma w Polsce oficjalnych statystyk dotyczących dzieci w stanie apalicznym. Jest wielu pasjonatów i wiele jeszcze do zrobienia - mówi.
Życie Ewy Błaszczyk, aktorki i piosenkarki, zmusza do ról, które wyłączają umysł z codziennej udręki przy łóżku chorego dziecka. Nikt nie oczekuje na scenie zbolałej kobiety, która śpiewa o miłości. Jeanne Moreau, wybitna francuska aktorka i pieśniarka, gdy jej syn po wypadku walczył o życie w szpitalu, wieczory spędzała przy jego łóżku, a potem grała rolę szczęśliwie zakochanej. To, jak wspominała, pozwoliło jej przetrwać te trudne chwile. Ewa Błaszczyk do swoich scenicznych ról dodała tę najbardziej odpowiedzialną i wymagającą wielkiego hartu ducha i charakteru - walkę o życie własnego dziecka oraz wspomaganie innych matek i rodzin w podobnej sytuacji.

Dlatego między innymi jej fundacja Akogo nawiązała współpracę z fundacją Światło w Toruniu, która prowadzi jeden z najbardziej znanych i jeden z najlepszych polskich ośrodków wybudzeń:

- Wracając z ostatnich warsztatów w Poznaniu, podczas których rodzice uczyli się, jak powinni udzielić pomocy dziecku, które się zakrztusi, byliśmy na spotkaniu w Toruniu i nasza współpraca będzie jeszcze bliższa - zapowiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski