Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton Dariusza Lipińskiego: Unia państw, a nie państwa dla Unii

Dariusz Lipiński, były wiceprzewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy
Dariusz Lipiński.
Dariusz Lipiński. Paweł Miecznik
Choć losy debaty o tak zwanej praworządności w Polsce rozstrzygną się gdzie indziej, ubiegłotygodniowe posiedzenie Parlamentu Europejskiego było interesujące na tej samej zasadzie, co wycieczki dragonów pana Michała Wołodyjowskiego, czyli popisy harcowników przed właściwym starciem: ukazywały stan ducha i gotowości bojowej stron.

Wystąpienie premiera Morawieckiego było twarde, bo inne być nie mogło. Wiele razy o tym pisałem, więc przypomnę tylko w największym skrócie: Unia nie ma prawa ingerowania w ustawy sądownicze państw członkowskich (podobnie jak – dla przykładu – w prawo cywilne, prawo rodzinne lub podatki), gdyż takie kompetencje nie zostały jej przyznane w traktatach. A zgodnie z artykułem 5 Traktatu o Unii Europejskiej „WSZELKIE KOMPETENCJE NIEPRZYZNANE UNII W TRAKTATACH NALEŻĄ DO PAŃSTW CZŁONKOWSKICH” (podkreślenie moje – DL). Jednym z nas te ustawy mogą się podobać, innym nie, ale tu, w Polsce. Nie Unia będzie o nich rozstrzygała, bo nie powierzyliśmy jej wszystkiego.

Przewodnicząca von der Leyen wydawała się być nieprzygotowana, choć próbowała demonstrować stanowczość. To można zrozumieć. Parlament Europejski ma ograniczone uprawnienia, dużo mniejsze od parlamentów narodowych (co nie przeszkadzało mu zajmować się, dwa tygodnie wcześniej, całkiem serio, problemem aborcji w Teksasie; dobrze więc, że te uprawnienia są niewielkie). Jednak akurat wotum nieufności dla Komisji Europejskiej ma prawo uchwalić.

W dodatku, zupełnie niezależnie od spraw związanych z Polską, w kuluarach Brukseli i Strasburga pojawiła się pogłoska, jakoby socjaliści, uskrzydleni prawdopodobnym obsadzeniem fotela kanclerskiego w Berlinie przez Olafa Scholza, rozważali odwołanie pani von der Leyen w połowie kadencji na rzecz swojego człowieka; byłaby to rzecz bez precedensu w dziejach integracji. Przewodnicząca Komisji, polityk jak na standardy unijne umiarkowany, znajduje się więc pod ogromną presją ideologicznych radykałów, którzy być może debatę w PE potraktowali jako element tego planu.

Albowiem tylko ktoś bardzo naiwny mógłby wierzyć w to, że w atakach unijnych establishmentów na Polskę czy Węgry chodzi o jakąś „praworządność” lub inne „wartości europejskie” (cudzysłowy są w tym miejscu zamierzone, bowiem oba te pojęcia pojawiają się ustawicznie w znaczeniu odbiegającym od słownikowego, często wręcz karykaturalnym). Toczy się współczesna wojna parareligijna, parodia – farsowa acz groźna – wypraw krzyżowych. Zimna, to znaczy bez użycia ognia i miecza, ale z pełnym zastosowaniem szantażu i olbrzymich pieniędzy. Na sali w Strasburgu wielu mówców zapominało, że przedmiotem debaty miała być praworządność i szczerze zdradzali, co im w duszy gra. Domagali się swobody aborcji w Polsce (jak dwa tygodnie wcześniej w Teksasie), wskazywali na – nieistniejące przecież, ale na wojnie prawda nie jest ważna – „strefy wolne od LGBT”,

ba, ktoś wspominał nawet pasy cnoty, w jakie zakuwane miałyby być kobiety w Polsce. Nie ukrywali, że chodzi o narzucenie ich lewicowo-liberalnej ideologii, ich WIERZEŃ, tym państwom i społeczeństwom, które ich nie podzielają. A ponieważ wyznawcy lewicowej pseudoreligii naprawdę w nią wierzą (50 lat, od maja 1968 roku, prania mózgów zrobiło swoje), ich krucjata będzie kontynuowana.

Jednak raczej przy użyciu innych metod. Bo pieniądze z Funduszu Odbudowy będą odblokowane. Nie tylko dlatego, że szantaż nimi nie ma podstawy prawnej, a eskalowanie go mogłoby doprowadzić do nieobliczalnych konsekwencji w skali całej Unii. Są inne powody. Niemcy to najważniejszy partner gospodarczy Polski i przewodniczący niemieckiej Komisji Stosunków Gospodarczych z Europą Wschodnią Oliver Hermes już wyraził zaniepokojenie z powodu strat, na jakie narażony byłby biznes niemiecki w związku z blokadą środków postkowidowych dla Polski. Pieniądze zostaną odblokowane i wie już o tym Donald Tusk przymierzający się do narracji, jak to on pogadał z kim trzeba, by Unia za winy rządu nie karała ogółu Polaków.

W tym samym dniu, w którym Parlament uchwalił swoją rezolucję, obradowała też Rada Europejska. Znamienne, że według zgodnych świadectw dziennikarskich obrady prezydentów i premierów państw członkowskich Unii, przebiegły dość spokojnie, a domniemany „kryzys” w Polsce nie okazał się na tyle ważny, by poświęcić mu choćby jedno zdanie w konkluzjach tego posiedzenia. Nic dziwnego, bo – w odróżnieniu od Parlamentu – Rada Europejska zajmowała się tematyką naprawdę poważną: epidemią koronawirusa, eksplozją cen energii i bezpieczeństwem zewnętrznych granic Unii w kontekście kolejnej odsłony kryzysu migracyjnego.

Symboliczne jest, że trzech byłych polskich premierów, którzy bez skrupułów budowali swe kariery w stanie wojennym w partii komunistycznej, próbowało w ubiegły wtorek pouczać o praworządności premiera wywodzącego się z Solidarności Walczącej. Nic bardziej dosadnie nie streściłoby hipokryzji tej debaty.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski