Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal teatralny Maski: Zapatrzeni w siebie?

Jacek Sobczyński
Ukraińska wersja „Makbeta” to bodaj najlepiej przyjęty spektakl podczas tegorocznej edycji festiwalu Maski
Ukraińska wersja „Makbeta” to bodaj najlepiej przyjęty spektakl podczas tegorocznej edycji festiwalu Maski fot. archiwum festiwalu
Niby festiwal z maskami w tytule, a tymczasem na promującym go plakacie pojawia się naga, ludzka twarz. Przewrotna gra konwencją? Tak, bo gdy przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że twarz nie ma ani oczu, ani nawet oczodołów. Niestety, z powodzeniem mogliby przejrzeć się w niej twórcy niektórych festiwalowych spektakli.

Głównym pytaniem, z którym pozostawia się zakończony wczoraj Festiwal Teatralny Maski jest to, jak mocno prezentujący tam swoje sztuki artyści filtrują otaczającą rzeczywistość przez własne poczucie wrażliwości i estetyki. A drugim - czy w ogóle to robią. Jak choćby Eva Rufo, autorka bardzo oczekiwanego spektaklu "Ja też (pragnę być almodovarowską dziewczyną)". Punkt wyjściowy - świetny, rozpięty pomiędzy kultem kobiety w kinie Pedro Almodovara oraz obecnością w popkulturze kultu wykreowanych przez Hiszpana postaci. Niestety, autorka nie zapanowała nad powstrzymaniem tekstowego chaosu, przez co dialogi niebezpiecznie skręcają w stronę literackiego zlewu, tyleż oryginalnego, co kompletnie niezrozumiałego. U kobiet Rufo wewnętrzne uczucie rozbija się o magmę wulgarnej niedostępności.. Cóż, u Almodovara wulgarność miała swoje zastosowanie...

O magmę rozbiło się też głośne "Prawo McGoverna" teatru Niewinni Chłopcy. Tu mur ustawił sam autor sztuki, Zbigniew Hołdys, już na wstępie z natchnieniem przemawiając z taśmy do widowni. W scenariuszu rockman stara się pokazać widzom coś, czego jeszcze nie widzieli, to rozciągając pierwszą scenę na niemal godzinę, dając głos tylko jednemu z pary porywacz - uprowadzony prawnik, to znów żonglując napięciem i zazębiając kolejne wątki. Chwyty Hołdysa imponują pomysłowością, nie są jednak w stanie zasłonić tekstowej mizerii scenariusza, zaglądającego w świat ludzkich, pierwotnych instynktów i wynaturzeń. Ambitna porażka, pozostająca wszak na długo w pamięci.

Ciekawszy był za to ukraiński "Makbet" Teatru Dakh, czarujący widzów feerią barw scenografii i umieszczeniem klasycznego (i wciąż uniwersalnego) dramatu Szekspira w multikulturowej konwencji. Bardzo nierówny, lecz momentami kapitalny (skecz o wojskowym, trudniącym się wyszukiwaniem gejów) monolog typu stand-up comedy zaprezentował poznaniakom Rafał Rutkowski z Teatru Montownia w sztuce "To nie jest kraj dla wielkich ludzi". Grający z manierą wczesnego Grahama Chapmana Rutkowski wcielił się w postacie księdza, krytyka filmowego, ginekologa oraz aktora, walczącego z chałturą, momentami przekraczając granice dobrego smaku - i śmiesząc przy tym publikę.

Nie sposób oceniać kondycję alternatywnego teatru w Polsce, patrząc przez pryzmat świetnie zorganizowanego, czterodniowego festiwalu. Należy jednak zastanowić się, na ile niezależni twórcy cierpią na chorobę nadmiernego zapatrzenia się w siebie lub własne postacie, na ile natomiast starają się mimo to potraktować głębiej otaczającą nas rzeczywistość. Bo lek na tę chorobę jest jeden - zdjęcie maski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski