Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal w Jarocinie: Grać muzykę i nie oglądać się na innych!

Marek Zaradniak
Tomasz Budzyński
Tomasz Budzyński Łukasz Gdak
Jeżeli w muzyce rockowej ma wydarzyć się jeszcze coś ciekawego, to zrobią to tylko ludzie młodzi - przekonuje Tomasz Budzyński, rockman, który - jak sam mówi - jako muzyk narodził się w Jarocinie. Powspominajmy wraz z nim.

Kiedy pierwszy raz pojechał Pan na festiwal do Jarocina?
Był to rok 1984. Pojechałem z zespołem Siekiera, aby wystąpić w konkursie młodych kapel. Pojechaliśmy i zostaliśmy jednym z laureatów festiwalu.

A przedtem jako fan, jako chłopak interesujący się rockiem nigdy Pan tam nie był?
Nie. Słyszałem tylko, że jest takie wydarzenie i pamiętam, że w niektórych gazetach były zdjęcia z festiwalu w roku 1983, na których było dużo punków. To nam się bardzo podobało, bo ja w tym okresie ubierałem się w podobny sposób. Słyszeliśmy, że jest tam konkurs, a mieliśmy własną kapelę i pomyśleliśmy, że czemu nie my? No i wysłaliśmy kasetę. Dostaliśmy odpowiedź, żebyśmy przyjechali, no to przyjechaliśmy!

Jaka wtedy była atmosfera? To było przecież tuż po stanie wojennym.
Atmosfera dla nas była niesamowita, bo nagle okazało się, że takich osób jak my, czyli młodych ludzi z różnych stron Polski, jest bardzo dużo. Pamiętam, że wtedy przyjechało około 20 tysięcy osób. Ten widok, szczególnie ze sceny, był imponujący, bardzo budujący. To niezwykle pokrzepiająco wpływało na psychikę w tych czasach ciemności. To był przecież rok, w którym zamordowano księdza Jerzego Popiełuszkę. Bardzo symboliczna data kojarząca się z ponurym proroctwem Orwella.

A publiczność? Jak reagowała?
Bardzo żywo i spontanicznie. W czasie naszego koncertu, który trwał tylko 20 minut, było olbrzymie pogo. Tak żeśmy dowalili, że przeszło to do historii polskiej muzyki rockowej. Chcę też powiedzieć, że debiutujące kapele prezentowały bardzo wysoki poziom. Naprawdę było czego słuchać! Z wieloma zespołami, takimi jak Variete, Piersi, Made in Poland czy Fort BS się zaprzyjaźniliśmy. Kibicowaliśmy jedni drugim.

Rok 1984. Siły ciemności. Czy byliście inwigilowani?
W Jarocinie występowałem wiele razy. W 1984 roku z Siekierą to był pierwszy raz. Potem wielokrotnie grałem z Armią. Oczywiście, że byliśmy inwigilowani. Od 1985 roku dostawaliśmy wezwania, aby stawić się na spotkanie ze Służbą Bezpieczeństwa. Przesłuchanie było zawsze w dzień koncertu. Cała nasza załoga Armia i Izrael musiała się stawić.

A z zespołem 2TM2,3 też Pan występował w Jarocinie?
Tak, ale ten zespół powstał w drugiej połowie lat 90., kiedy Jarocin był już zupełnie czymś innym. Te festiwale z lat 80. bardzo różnią się od tych, które były w ostatnich latach.

Jak?
Powtarzam to, nie wiem który raz, że kiedyś sens festiwalu w Jarocinie był taki, że on przede wszystkim promował młode zespoły. To była jego misja!

Resztę wywiadu przeczytacie w papierowym wydaniu "Głosu Wielkopolskiego" (7.08.16)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski