Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fikcyjne bezrobocie kwitnie też w Wielkopolsce. Chcą darmowego leczenia, a nie pracy

Paulina Jęczmionka, Karolina Koziolek
Najwyższa stopa bezrobocia w powiatach Wielkopolski
Najwyższa stopa bezrobocia w powiatach Wielkopolski Infografika: DKŁ
Tysiące bezrobotnych przychodzą do urzędów pracy tylko po ubezpieczenie - taki wniosek płynie z programu tzw. powszechnych robót publicznych, który wprowadził powiat nyski. Eksperci proponują, by program objął cały kraj. Bo szacują, że około 700 tys. zarejestrowanych bezrobotnych to osoby, którym zależy tylko na składce NFZ. Urzędy w Wielkopolsce też przyznają, że miesięcznie wykreślają z bazy kilkadziesiąt osób odmawiających przyjęcia pracy.

O programie Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie (woj. opolskie), który ma zmobilizować do pracy długotrwale bezrobotnych, ale i sprawdzić, ilu z nich naprawdę chce znaleźć zatrudnienie, napisała "Rzeczpospolita". PUP zdecydował, że do robót publicznych będzie zatrudniał nie tylko sprawdzone, te same osoby, jak to przeważnie robią urzędy, ale wysyłać na nie wszystkich najdłużej bezrobotnych.
- A byli wśród nich tacy, którzy nie pracują już od kilkunastu lat - mówi Kordian Kalbierz, dyrektor PUP w Nysie.

Efekt? Co drugi bezrobotny w powiecie odmówił przyjęcia pracy. Z 304 osób, które dostały oferty, 44 w ogóle się nie zgłosiły, 22 uznały, że proponowana praca jest "nieodpowiednia", 20 przedstawiło zwolnienie lekarskie, 14 zajmowało się dziećmi. Oferty nie przyjęło łącznie 136 osób. Zostały więc skreślone z listy bezrobotnych i pozbawione ubezpieczenia zdrowotnego.

Program tzw. powszechnych robót publicznych ma trwać dwa lata. Zakłada, że gdy po wykreśleniu bezrobotny zgłosi się do urzędu ponownie, z marszu zostanie wysyłany na szkolenie np. jak pisać CV. - Jeśli się na nie nie stawi, zostanie skreślony ponownie i tym razem na dłużej - wskazuje Kordian Kalbierz.

Władze powiatu nyskiego prognozują, że dzięki programowi do 2014 r. mogą zmniejszyć bezrobocie z 24 do 12 proc. Bo szacuje się, że w całym kraju to fikcyjne wynosi nawet 40 proc. Problem dotyczy też Wielkopolski, choć tu bezrobocie - 10,6 proc., czyli około 160 tys. osób - jest jednym z niższych.

Urząd pracy w powiecie wągrowieckim, gdzie stopa bezrobocia (22,9 proc.) jest najwyższa w województwie, przyznaje, że przy każdej rekrutacji trafiają się osoby, który w ogóle nie są zainteresowane zatrudnieniem.

- Długotrwale bezrobotni to u nas ok. 40 proc. zarejestrowanych - mówi Beata Korpowska, dyrektor PUP w Wągrowcu. - Wśród nich są osoby, które były już pozbawione statusu bezrobotnego, ale po przepisowym okresie wróciły. Co miesiąc wykreślamy kilkadziesiąt osób, bo odmawiają przyjęcia pracy, choć nie mają uzasadnienia.

Według ekspertów to zwykle te osoby, którym zależy tylko na prawie do darmowego leczenia, a dorabiają np. na czarno. Dlatego rozwiązania z Nysy podobają się wielu wielkopolskim urzędom. Anna Subda, zastępca dyrektora PUP z Konina, gdzie bezrobocie sięga prawie 20 proc., potwierdza, że i u nich wiele osób odmawia pracy lub w ogóle się nie zgłasza na wezwanie. Podobnie jest w Słupcy (bezrobocie wynosi 18,6 proc.)

- Gdy potrzebowaliśmy 10 osób do robót publicznych, trzeba było wysyłać blisko sto skierowań, zanim znaleźliśmy chętnych. Prawie wszyscy odmawiali - skarży się Mirosław Chudziński, dyrektor PUP w Słupcy.

W Koninie w 2012 roku 2778 osób nie zgłosiło się, by podjąć pracę, a 501 odmówiło jej podjęcia. W styczniu i lutym br. jest to odpowiednio 300 i 39 osób.

- Szacuje się, że nawet 700 tys. bezrobotnych idzie do urzędu tylko po to, by mieć ubezpieczenie zdrowotne - mówi Jeremi Modrasewicz z PKPP Lewiatan. - Pomysł z Nysy jest dobry, bo pozwala oczyścić bazę z pozornych bezrobotnych. Teraz przypadający na ok. 700 osób pośrednik pracy, w dużej części traci czas na niezainteresowanych. To jedna z przyczyn, przez które urzędy pracy są nieefektywne i nie spełniają swojej roli.

A przez to nie ufają im ani ci, którzy faktycznie szukają pracy, ani pracodawcy. Modrasewicz szacuje, że tylko 10 proc. bezrobotnych trafia do pracy za pośrednictwem urzędów. Reszta szuka na własną rękę. Taka sytuacja nie podoba się samym urzędom.

Dlatego ich dyrektorzy są bezwzględnie za tym, by rozdzielić kwestię ubezpieczenia NFZ i świadczeń, jakie proponują urzędy pracy. - Moglibyśmy stać się agencjami pracy z prawdziwego zdarzenia - mówi Anna Subda z PUP w Koninie.

Eksperci uważają, że naprawą sytuacji powinno się zająć państwo. I rzeczywiście, resort pracy konsultuje już reformę (patrz: ramka). Ale na razie próżno szukać konkretów dotyczących uniezależnienia składki NFZ od statusu bezrobotnego.

Rząd zapowiada reformę urzędów pracy. Ma wzrosnąć efektywność ich działań
W lutym ministerstwo pracy przekazało do konsultacji projekt nowelizacji.
Reforma ma zwiększyć zatrudnienie młodych, osób powyżej 50. roku życia, rodziców po przerwie na wychowanie dziecka. Jednocześnie bezrobotni mają zostać podzieleni na trzy grupy.

Osobom, które dobrze sobie radzą na rynku, będzie oferowane doradztwo i pośrednictwo pracy. Dla tych, które muszą uzupełnić kwalifikacji, będą szkolenia i staże. A osoby od lat będące bez pracy, zostaną objęte kompleksowym programem aktywizacji.

PUP mają przy tym współpracować z pomocą społeczną, prywatnymi agencjami pracy i organizacjami pozarządowymi. Resort chce nagradzać te urzędy i rozwiązania, które będą najskuteczniej dawać bezrobotnym pracę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski