Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fismoll: Uważam, że mam w sobie wikinga! [ROZMOWA]

Kamil Babacz
Fismoll
Fismoll Archiwum artysty
Jednym z jego fanów jest Kasia Nosowska, która powiedziała, że jego twórczość upłynnia mu serce. Debiutancki album Arka Glenska, znanego lepiej jako Fismoll, ukazał się w czerwcu. Niecałe trzy tygodnie później na Open'erze słuchał go tłum fanów. Z Fismollem rozmawiamy o jego rodzicach-muzykach, nieświadomych plagiatach, Islandii, a nawet o Bogu.

Jakie jest Twoje pierwsze muzyczne wspomnienie?
Fismoll:
Chyba "Bajka iskierki" Turnaua i jakaś piosenka Enyi to dwa pierwsze utwory, które pamiętam. Pamiętam też, jak tata uderzał czasami w kamerton przed moim zaśnięciem, byłem wtedy bardzo mały.

Twoi rodzice byli muzykami. Mieli duży wpływ na formowanie się Ciebie jako twórcy?
Fismoll:
Wydaje mi się, że nie – to raczej zasługa ludzi, którzy mi pokazywali tę nowszą muzykę, z którymi o niej rozmawiałem albo z nimi grałem. Rodzice mieli wpływ w sumie na najważniejszą rzecz – na to że zacząłem grać.

W Twoim domu było dużo muzyki?
Fismoll:
Gdy się urodziłem, moja mama została w domu ze mną, a tata dalej pracował w Teatrze Muzycznym. Często grali mi, gdy zasypiałem, robili próby, w domu zawsze było dużo dźwięków. Cicho było tylko wtedy, gdy się spało. Słuchali dosyć spokojnej muzyki, jakoś to po nich odziedziczyłem.

Uczysz się w poznańskiej Szkole Talentów. Odczułeś kiedyś konflikt między klasycznym wykształceniem muzycznym, a Twoją twórczością?
Fismoll:
Wydaje mi się, że osobie, która się nie edukowała, może być łatwiej stworzyć coś nowego, nieograniczonego klasycznymi zasadami kompozycji. Jakiś czas temu stwierdziłem, że nie mogę słuchać muzyki, bo muszę nauczyć się myśleć po swojemu. Mam wrażenie, że ciągłe obcowanie z muzyką czasami kłóci się z komponowaniem. Czasem trzeba się wyciszyć, zapomnieć, że się czegoś słuchało. To pomaga, gdy chce się zabrać za coś swojego.

Podobno istnieje takie zjawisko jak podświadomy plagiat - ktoś coś usłyszał, umieścił w swoim utworze, ale wcale nie miał zamiaru tego kopiować. Zdarzyło ci się?
Fismoll:
Ktoś napisał odnośnie piosenki "Let's Play Birds", że jest bardzo podobna do utworu Bon Ivera "Re: Stacks" - twierdził, że podkradłem akordy. Trochę mi się przykro zrobiło. Od razu sprawdziłem tę piosenkę - choć często porównują mnie do Bon Ivera, jego twórczość znam dość pobieżnie - i pomijając bicie, nic nie było podobne. W odpowiedzi na ten zarzut ktoś rozebrał utwory na części pierwsze, porównał, wskazał, że akordy są częściej zmieniane, melodia zupełnie inna, inny jest aranż. Komuś się te piosenki po prostu skojarzyły. Nawet ja tak mam - gdy słyszę swój utwór "Close to the Light", to wydaje mi się bardzo podobny do muzyki Sigur Rós. Chciałem jednak, żeby taki był, bo te dźwięki kojarzą mi się ze światłem.

Często kojarzysz muzykę z naturą albo miastem, ludźmi, obserwowanym światem. Jesteś typem romantyka, czy tak po prostu myślisz o muzyce?
Fismoll:
Nie wiem, czy jestem romantyczny… Czasem nie lubię sam siebie za to, że na przykład utwory, które wrzucam na Facebooka, opatruję jakimś patetycznym cytatem. Tego się jednak nie da wyzbyć. Mógłbym inaczej rozumieć dźwięki, inaczej je nazywać, ale to mi przychodzi naturalnie. Może ktoś mi powie, że jestem miękki i nadwrażliwy, jednak uważam, że raczej mam w sobie wikinga, który idzie przed siebie, ale wzrusza się, jak może. Granie dźwięków dla samego ich grania uprawiałem przez kilka lat w szkole. Często nie czułem praktycznie nic, tylko to, co jest napisane na kartce - głośniej, ciszej, ciepłą barwą itd. W końcu zdałem sobie sprawę, że nie o to chodzi.

Może ktoś mi powie, że jestem miękki i nadwrażliwy, jednak uważam, że raczej mam w sobie wikinga, który idzie przed siebie, ale wzrusza się, jak może

Nabrałeś media, wpisując na swoim Facebooku w rubrykę "miasto rodzinne" Reykjavik. Dlaczego?
Fismoll:
Kiedyś bardzo fascynowałem się Islandią, wtedy też odkrywałem muzykę Sigur Rós i innych zespołów stamtąd. Reykjavik ustawiłem trochę dla żartu, jeszcze zanim stałem się, jakkolwiek nie ubrać tego w cudzysłów, bardziej rozpoznawalny. Potem zaczęła tworzyć się grupa ludzi, którzy mnie słuchają i poszła fama, że jestem z Islandii. Teraz zmieniam to miasto co dwa tygodnie, gdy trafię na ładne miejsce podróżując z myszką w ręce po Google Earth. Oczywiście jestem w stu procentach z Poznania, nie z Islandii.

A chciałbyś? Brakuje ci w Poznaniu jakiejś islandzkości?
Fismoll:
To nie zrodziło się z buntu, lecz z infantylnej zabawy. Nie zależy mi na tym, by moja strona na Facebooku była perfekcyjna, by znalazły się tam wszystkie książki, które lubię. W kategorię ulubieni artyści wpisałem Bóg, bo nie miałem ochoty ich wypisywać. Chyba bałbym się mieszkać w Islandii. Wolę 40 stopni w moim mieszkaniu latem, niż noc przez długi okres. Wydaje mi się, że znudziłbym się Islandią po miesiącu.

Islandzcy artyści tworzą twój muzyczny język?
Fismoll:
W mojej muzyce jest trochę z Ólafura Arnaldsa i Sigur Rós, trochę też z Jose Gonzalesa czy Bon Ivera. Nie mam żalu, gdy ktoś mnie do nich porównuje, ale liczę też, że znajdą się osoby, które powiedzą, że robię własną muzykę. Raczej zresztą nie inspiruję się muzyką. Inspirują mnie moje przeżycia. Gdy pojechałem w góry i usiadłem na szczycie, poczułem jakąś wielkość i Boga. Zorientowałem się, jak bardzo potrafię się wszystkiemu dziwić, że to dobry moment, by wyczulić się na świat i rzeczy przepiękne, najważniejsze, ale ukryte w małych szczegółach.

Jesteś bardzo religijny?
Fismoll:
Nie byłem w kościele z własnej decyzji od 5 lat. Nie mam nic do osób, które czują radość z bycia tam. Dla mnie Bóg jest wszędzie. Mogę się modlić w lesie, na polanie albo w domu, idąc spać. Założyłem naszyjnik z krzyżem po wielu latach, gdy stwierdziłem, że jestem godzien go nosić. Chciałbym też przyjąć jeszcze raz chrzest, by przeżyć to doświadczenie z własnej woli. Mam znajomego, który w wieku 30 lat przyjął ponownie chrzest i twierdzi, że mu to zupełnie odmieniło życie. Może zacznę chodzić do kościoła, gdy poczuję taką potrzebę. Lubię działać świadomie.

Jesteś taki spokojny, że aż czekam na moment, gdy ci coś odpieprzy! Określa się Ciebie jako klasycznego singer-songwritera - to wiele osób mogłoby wkurzyć, zachęcić do eksperymentów. Nie masz w sobie chęci, żeby kogoś zaskoczyć, zaszokować?
Fismoll:
Wiesz, jeżeli ktoś pisze, że jestem klasycznym singer-songwriterem, to najpierw sprawdzam jak brzmią ci klasyczni singer-songwriterzy. Jeżeli jest w mojej muzyce coś podobnego do ich muzyki, to OK, stwierdzam, że jestem jednym z nich i nie zamartwiam się tym. Spełniam się tworząc swoją muzykę. Jasne, czasami budzi mi się w głowie taki głos, który mówi: "Teraz zrobię coś innego, swojego, lecz zaatakuję z zupełnie innej strony". Wtedy jednak zastanawiam się: "Po co? Przecież jest mi ze sobą dobrze, wyrażam się przez swoją muzykę". Nie jestem osobą, która głosi, by wszyscy się radowali i przytulali do drzew, ale nie chcę też dawać ludziom ciężaru.

Nie jestem osobą, która głosi, by wszyscy się radowali i przytulali do drzew, ale nie chcę też dawać ludziom ciężaru

Kasia Nosowska powiedziała o Tobie "Chłopak upłynnia mi serce". Co wtedy poczułeś?
Fismoll:
Zdziwiłem się, że autorytet muzyczny w naszym kraju mówi o mnie tak ciepło. Fajnie zostać docenionym przez dojrzałego muzyka. Nigdy nie słuchałem muzyki pani Kasi. Jestem ogromnym patriotą, ale nie mam dużego pociągu do polskiej muzyki. O tym, że pani Kasia tak o mnie powiedziała, dowiedziałem się od mojego menadżera. Zaprosiła mnie także do wspólnej trasy koncertowej - zagram swoje anglojęzyczne utwory przed jej koncertami.

Pierwszy duży koncert - na Open'erze - już masz za sobą. Jak to jest grać dla takiej masy ludzi?
Fismoll:
Gdy piętnaście po siódmej wyszedłem na scenę, by nastroić gitarę, na ziemi siedziało może 30 osób. Stwierdziłem, że fajnie - będzie lekko, kameralnie, jak na biwaku. Schowałem się za scenę, zapaliłem papierosa, po czym na scenę poszedł mój przyjaciel Kacper Budziszewski, który gra ze mną w zespole. Okazało się, że w ciągu tych 10 minut wypełnił się cały Alter Space. Znajomi mówili, że ludzie się już nie mieścili. Ja oczywiście chcąc umilić im wieczór zaproponowałem by usiedli, lecz to nie był najlepszy pomysł, bo ludzi ciągle przybywało. Najbardziej niesamowite jest, to, że chcą ze mną rozmawiać po koncercie. Ostatnio podszedł do mnie konkretnej postury gość i powiedział: "Zmieniłeś mi życie"! Pytam się go - na gorsze czy lepsze, a on na to: "Hehe, jeszcze zabawny jesteś facet".

Fismoll, właściwie Arkadiusz Glensk (ur. 1994).
Poznański twórca muzyki opisywanej jako avant-pop, indie-pop i folk. Jest wokalistą, instrumentalistą, kompozytorem i autorem tekstów. Jego twórczość porównywana jest do nagrań Bon Ivera i Sigur Rós. Ojciec muzyka zauważył, że jego syn w dzieciństwie często śpiewał w tonacji fis-moll - stąd wziął się jego pseudonim artystyczny.
Fismoll uczył się w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej II stopnia im. Jadwigi Kaliszewskiej w Poznaniu, czyli w słynnej "Szkole Talentów". Nad debiutancką płytą pracował z Robertem Amirianem. Album "At Glade" ukazał się w czerwcu br. i dotarł do 20. miejsca listy OLiS. W lipcu Fismoll wystąpił na Heineken Open'er Festival. Jesienią ruszy w trasę koncertową z Katarzyną Nosowską. W ramach festiwalu Polska Akademia Gitary zagra w Puszczykowie i Jarocinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski