Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Galaktyczny zwiad Monster Magnet [RECENZJA PŁYTY]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Monster Magnet, Last Patrol, wyd. Napalm Records 2013, cena: ok. 55 zł
Monster Magnet, Last Patrol, wyd. Napalm Records 2013, cena: ok. 55 zł Materiały wydawcy
Zamiast hymnów, które śpiewać będą tysiące gardeł, Dave Wyndorf i jego Monster Magnet proponują tym razem podróż do gwiazd. Zapnijcie pasy.

Choć tematyka kosmiczna nie jest w przypadku Amerykanów nowością (pamiętny singel „Space Lord”), to przez ostatnie lata ich rock’n’roll raczej mocno stąpał po Ziemi i pławił się w doczesnych przyjemnościach. Na dobrą sprawę, zespół nie pozwalał sobie na muzyczne odloty od czasu dwóch pierwszych płyt, czyli od jakichś... 20 lat. Historia jednak zatacza koło i 57-letni dziś Dave, zamiast po raz kolejny składać zwrotki z refrenami, znów zapuszcza się w niezbadane wymiary dźwięku. I najwyraźniej czuje się tu jak w domu, czego dowodem jest zawartość „Last Patrol”.

O ile wydany przed trzema laty „Mastermind” już od pierwszych taktów pacyfikował głośnością, o tyle otwierający nowy album „I Live Behind the Clouds” raczej dawkuje napięcie. Oszczędny temat „czystej” gitary dopiero po paru chwilach ustępuje hendrixowskiej solówce. Towarzyszy jej miarowe bujanie sekcji rytmicznej. Atmosfera gęstnieje na dobre w utworze tytułowym, opartym na marszowym riffie, a kulminującym w istnej orgii nakładających się efektów. – W takich momentach czuję się niczym czarodziej – mówi w jednym z ostatnich wywiadów lider Monster Magnet. Słuchając „Last Patrol” trudno mu się dziwić.

Psychodeliczny, choć już umiarkowanie czadowy trop kontynuuje chyba najbardziej piosenkowy „Paradise”, a przede wszystkim doskonale odkurzony „Three King Fishers” z repertuaru Donovana. W adaptacji Monster Magnet brzmi on niemal jak „Planet Caravan” Black Sabbath: słyszymy konga, gdzieś w dali niosą się gitarowe ornamenty… Sporo na tej płycie ciszy, niedopowiedzenia, charakterystycznych dla rocka przełomu lat 60. i 70. Po zajrzeniu do metryki Wyndorfa nie powinno to dziwić: z dużym prawdopodobieństwem była to pierwsza muzyka, którą świadomie się w życiu zaraził. Czym tę świadomość poszerzał, to już temat na odrębną opowieść...

Uspokajam: Amerykanie nie wyzbyli się ani trochę testosteronu i samczej energii, którymi emanowały ich poprzednie krążki. „Mindless Ones” czy napierający ku epickiemu finałowi „The End of Time” są jak odbezpieczone granaty rzucone w kierunku słuchacza. Jeśli ktoś szuka na „Last Patrol” rasowych, amerykańskich refrenów, powinien wsłuchać się właśnie w te numery. Fakt, że stanowią tu mniejszość, bynajmniej nie czyni albumu słabszym w stosunku do reszty dorobku zespołu, a jedynie potwierdza, że kiedy Monster Magnet chce zagrać inaczej niż zwykle, wie jak zrobić to z klasą i rozmachem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski