Od 24 października restauracje, bary i kawiarnie nie mogą przyjmować gości. Od 11 tygodni kucharze serwują jedzenie wyłącznie na wynos. Czy da się utrzymać z takiej formy działalności?
- Dania na wynos to jakieś 5-10 procent obrotu restauracji. Co w takim razie z pracownikami? Jesteśmy gotowi pracować zgodnie z obostrzeniami, ale ograniczenia są każdego dnia nowe i nikt nie chce prowadzić z nami dialogu - mówi Piotr Częstochowski z Poznańskiej Izby Gastronomii.
Czytaj też
Restauratorzy próbują znaleźć własny sposób, by przeżyć kolejny lockdown. - Uprzedzam, że nie podam nazwy, ale na naszą prośbę jedna restauracja urządziła nam pyszne przyjęcie urodzinowe w domu – mówi Anna spod Poznania. - Mamy duży dom, gościliśmy tylko dziadków, dlatego kelner i kucharz mogli przebywać u nas zgodnie z ograniczeniami. Wszystkie dania były przygotowane w restauracji i zamówione z dowozem. Tęskniliśmy za profesjonalnym serwowaniem, które nadało wyjątkowości naszej uroczystości – opowiada.
Taka forma funkcjonowania, czyli „restauracja na wynos” to jeden z wielu sposobów na zarobek. Na Starym Rynku czy w parkach można napić się ciepłej kawy, herbaty, a nawet skosztować grzańca. Podobnie jest też na Jeżycach i Wildzie. Restauracje w weekendy szczególnie starają się pokazać, że są otwarte – duże potykacze, otwarte drzwi, muzyka z głośników na zewnątrz, dużo światła w środku.
- Nie ma zakazu wchodzenia do restauracji, by odebrać zamówione wcześniej jedzenie. Nie będziemy prosić klientów, by czekali przed drzwiami, aż dania będą gotowe i spakowane. Mogą w tym czasie zamówić kawę na wynos. A my nie sprawdzamy, gdzie zaczną ją pić – mówi jeden z poznańskich kucharzy, który chciał zostać anonimowy.
Wspomina on też o lokalach, które przyjmują gości, ale raczej sporadycznie. - Wiem, że w Wielkopolsce, nie w samym Poznaniu, jest pizzeria, w której można obejrzeć mecz i zjeść posiłek na miejscu. Jednak wejść tam mogą raczej sprawdzone osoby – mówi. Znam też miejsce w samym Poznaniu, gdzie można zamówienie na wynos zjeść w drugiej sali, której nie widać z ulicy.
Czy można to już nazwać podziemiem restauracyjnym? Branża gastronomiczna czuje się porzucona. Jej przedstawiciele mówią, że nie mają wsparcia finansowego ani prawnego (chodzi m.in. o akcyzy i nowe kasy, za które muszą zapłacić).
Czytaj też
- Coś tam słyszałem o podziemiu gastronomicznym i wcale mnie to nie dziwi. Zwłaszcza, kiedy obiecuje się nam pomoc, a jej ciągle nie dostajemy. Jeżeli państwo nas oszukuje, zaczniemy robić to samo – mówi Andrzej Gołąbek, właściciel oraz szef kuchni restauracji Republika Róż.
- Na tę chwilę, sytuacja w gastronomii jest tragiczna. Drugi lockdown jest gwoździem do trumny. Goście też coraz rzadziej zamawiają dania na wynos. Są zmęczeni tymi naczyniami jednorazowymi. Chcieliby do nas przyjść, rozgościć się i zjeść świeżo przygotowane dania. Jednak rząd za wszelką cenę nie pozwala nam normalnie funkcjonować. Wypłatę pracownikom muszę z czegoś dać, opłat za czynsz i media też nikt za nas nie zapłaci – dodaje.
Jednak w Poznaniu nie ma tak odważnych restauratorów jak w Cieszynie. Tam od 8 stycznia działa restauracja „U Trzech Braci”. - Jest obowiązująca od 1995 r. swoboda prowadzenia działalności gospodarczej i na tym się opieramy. To nam daje prawo do tego, co robimy. A tu nagle pojawia się jakieś rozporządzenie stojące w sprzeczności z zapisami Konstytucji. I dlatego postanowiliśmy kontynuować naszą działalność – powiedział Tomasz Kwiek, współwłaściciel restauracji "U Trzech Braci" w Cieszynie dla portalu cieszyn.naszemiasto.pl.
Czytaj też
Wielkopolscy przedstawiciele branży gastronomicznej bardzo uważnie obserwują ponowne otwarcie restauracji w Cieszynie. Sami jednak nie śpieszą się z oficjalnym otwarciem.
- Jest wiele różnych pomysłów na to, jak wykorzystać dziury w przepisach. Część firm robi warsztaty, a to szkolenia czy też akcje promocyjne. Też słyszałem o restauracjach, które przyjmują gości. Ale wiem, że w Poznaniu nie jest to zjawisko na skalę masową, trudno mówić o podziemiu – mówi Juliusz Podolski, de’GUSTATOR PR, krytyk kulinarny.
– Są to raczej incydentalne przypadki. Restauratorzy, z którymi współpracuję, nie podejmują takich działań. Tłumaczą to tym, że to nie przywróci ich sytuacji finansowej sprzed roku. Dlatego wolą nie ryzykować – mówi i dodaje, że organizując przyjęcie, na którym zarobią 100-200 czy 500 złotych, nie jest opłacalne przy wysokości kary, jaką mogą otrzymać.
Czytaj też
- Restauratorzy są świadomi zagrożenia. Wielu z nich, by zachować ciągłość pracy, stara się ograniczać kontakty z zewnątrz do minimum. Przedsiębiorców gastronomicznych po kilku miesiącach zamknięcia, nie stać na to, by przy ewentualnym zakażeniu wysłać całą załogę na kwarantannę – mówi Juliusz Podolski.
Sprawdź też:
- Tak wyglądał Poznań w 2002 roku. Jak zmieniło się miasto? Zobacz zdjęcia!
- To miejsce pod Poznaniem ma tragiczną historię. Nadal przyciąga osoby żądne wrażeń
- 30 zdjęć przedwojennego Poznania. Tak pięknie wyglądał!
- Tak wyglądają najgroźniejsi przestępcy w Polsce. Zobacz zdjęcia poszukiwanych
- Przestępcy z Wielkopolski poszukiwani przez policję. Widziałeś któregoś z nich?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?