- Nie, ja w challengerze światowym startuję właśnie - baba odparła, ale zatrzymała się i aplikacje sportową w komórce wyłączyła.
- Challenger w bieganiu po schodach? - pytanie następne dziad zadał i zaraz sam sobie odpowiedział: - Śnię pewnie jeszcze…
Sen to jednak nie był. Baba celem uniknięcia uwag drwiących skrywała dotąd przed dziadem, że w challengerze największego spalania kalorii startuje. Rywalizacja miesiące dwa trwa, a babie jak dotąd świetnie idzie. Miejsce 721 zajmuje, a pierwsze 800 jako czołówkę ścisłą traktować postanowiła, bo ponad dziewięć tysięcy pań kalorie owe pali. No i właśnie z dziadem na wsi u mamy baby byli, gdzie zamierzała na rowerze jeździć i na kijach chodzić też. A tu padać zaczęło, na szczęście odkryła, że wśród dyscyplin licznych w aplikacji swojej chodzenie po schodach też ma.
- Wstaw tylko ekspres i sobie nie przeszkadzaj - dziad z uśmieszkiem dziwnym rzekł. Ale padać właśnie przestawało, to babie 120 kalorii na schodach spalonych wystarczyło. Z kijami w świat ruszyła.
I jak tak szła przez pola, lasy i drogi nastrój poprawiał jej się z krokiem każdym. Widać endorfiny jej się w mózgu robiły, co hormonami szczęścia są. Myślała baba jak to miło na wsi się żyje. Wszyscy o sobie wszystko wiedzą, uśmiechają, zagadują życzliwie bardzo. W mieście to człowiek anonimowy taki jest. A tu na bezdrożach nawet zawsze kogoś znajomego się spotka, pogada co w domu, co w pracy i u dzieci co też. Na etapie takim endorfin baba już była, że świat wiejski i ludzie tutejsi wspaniali tacy byli, gdy w oddali traktory dwa i traktorzystów na polu ujrzała. Tych samych pewnie, co to dzień wcześniej chwalili, że to tak zdrowo z tymi kijami. Właśnie przyjaźnie ręką pomachać miała, gdy wiatr pewnie powiał inaczej czy coś, bo głos męski bardzo wyraźny mimo odległości znacznej ją dobiegł:
- No, co ty, nie poznajesz? To ta popier… redaktorka.
I już żadne endorfiny na nastrój pomóc nie mogły. A dziad to współczucia nie okazał nawet żadnego, tylko śmiechem się uniósł, gdy mu opowiedziała. Z radością więc baba telefon od przyjaciółki przyjęła, żeby na ploty wpaść i kawkę.
- E, sama kawa, to trochę mało - przyjaciółka w progu oświadczyła. - Może ciasteczka kupię, albo winko?
Baba albo wybrała, bo kalorii mniej ma. Koleżanka do sklepu się udała i długo nie wracała. Wyglądała więc baba przez okno. I wtedy wzrok jej na kwiaty padł. Piękne bardzo. Przyjrzała się doniczkom, zamiast ziemi podłoże dziwne bardzo było. Suche w dodatku jak pieprz. Przypomniała sobie baba, że z przyjaciółką problem wspólny mają, że o podlewaniu zapominają, co przyczyną sporów rodzinnych jest. Dziad to jak wyjeżdża sąsiadkę o podlewanie kwiatów prosi i informuje jeszcze, że baba to tyle już zmarnowała… No to tak czekając, baba kwiaty podlała.
- Skąd ta woda na parapecie? - przyjaciółka po powrocie się zadziwiła.
- Może rozlałam trochę, kwiaty ci podlałam - baba wyjaśniła.
- Naprawdę? - przyjaciółka aż zamrugała z wdzięczności chyba.
- E, nic takiego, lubię pomóc czasami.
Owa nadal mrugała i w końcu wydukała:
- Naprawdę podlałaś sztuczne kwiaty?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?