Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy serce przestaje bić, wkraczają oni i dają drugie życie. Kardiochirurdzy i transplantolodzy z ul. Długiej uratowali 23-latka

Nicole Młodziejewska
Nicole Młodziejewska
- Zawsze mówię, że jest jakiś taki mistycyzm w transplantologii, kiedy serce dawcy zaczyna ponownie bić w ciele biorcy - przyznaje prof. Marek Jemielity.
- Zawsze mówię, że jest jakiś taki mistycyzm w transplantologii, kiedy serce dawcy zaczyna ponownie bić w ciele biorcy - przyznaje prof. Marek Jemielity. Waldemar Wylegalski
Dzięki nim 23-letni pacjent może mieć plany na przyszłość. Dokonują cudów, bo dają drugie życie. Kardiochirurdzy i transplantolodzy z ul. Długiej w Poznaniu przeszczepiają serca.

Zazwyczaj to noc. Na jednej z sal leży pacjent. Jest słaby, bo słabe jest jego serce. Przy życiu utrzymuje go jedynie aparatura, do której jest podłączony. Czeka. Czekają też medycy. Czy jeszcze dziś zadzwoni telefon? Czy przyjdzie informacja, że znaleziono dawcę serca? Czy będzie ono pasować?

Na takim oczekiwaniu mijają dni, tygodnie, czasami nawet miesiące. W tym czasie lekarze podpinają pacjenta pod coraz silniejszy sprzęt. Wierzą, że się uda; że pacjent doczeka przeszczepu. Nie ma mowy o śmierci. Aż w końcu przychodzi ten dzień. Pojawia się serce. Czasami nawet na drugim końcu kraju. Wtedy lekarze mogą przystąpić do akcji. Dać drugie życie.

23-latek dostał nowe życie

Takiego cudu 23 marca dokonali lekarze z Kliniki Kardiochirurgii i Transplantologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Poznaniu. Ocalili 23-letniego pacjenta. Chłopak został tu przewieziony 16 lutego. Od razu trafił na ostry dyżur z dekompensacją krążenia. Jak mówią lekarze, był na granicy życia i śmierci.

- Etiologia choroby tego 23-latka to coś, co nazywamy kardiomiopatią, czyli nieprawidłową budową i funkcją serca. Polega to na tym, że serce coraz bardziej się powiększa i słabiej się kurczy - wyjaśnia prof. Marek Jemielity, kierownik Kliniki Kardiochirurgii i Transplantologii UM w Poznaniu.

- Choroba rozwija się powoli, na początku bezobjawowo, a później nagle zaczynają się problemy. Pojawiają się obrzęki. Nagle pacjent widzi, że nie może wejść po schodach, że puchnie mu brzuch, bo następuje zatrzymanie wody - tłumaczy dr n. med. Hanna Wachowiak-Baszyńska, kardiolog.

Pacjent został od razu zgłoszony „do przeszczepu serca”, ale niestety, nie było dla niego dostępnego odpowiedniego narządu. Stan 23-latka zaczął się bardzo mocno pogarszać, do tego stopnia, że trzeba było zainstalować mu specjalne urządzenie, które wspomagało pracę serca.

- Zaletą Impelli jest możliwość jej zastosowania bez konieczności wykonania zabiegu operacyjnego. Jest to niewielka pompa wprowadzana przez cewnik do lewej komory serca, która przez pewien czas może wspomagać jego pracę - mówi prof. Jemielity.

Niestety, mimo podłączenia urządzenia, pacjent wciąż słabł. Jego stan pogarszał się lawinowo, a czasu było coraz mniej.

- Wszczepione urządzenie z czasem okazało się niewystarczające. Ponieważ przez kolejne 10 dni nie było zgłoszenia odpowiedniego serca, ostatecznie podjęliśmy decyzję o zainstalowaniu mu jeszcze innego rodzaju pompy wspomagającej pracę serca (Heart Mate 3). To jest taka alternatywa, implantujemy te urządzenia, jako tzw. pomost do transplantacji

- wyjaśnia kierownik kliniki.

- Dotychczas wszczepiliśmy ich 25. Pierwsze - siedem lat temu. Ten pacjent nadal żyje i ma się dobrze. Muszę przyznać, że nie sądziłem, że dożyję takich czasów, kiedy będą takie możliwości ratowania życia chorych z ciężką niewydolnością serca. Jeszcze 3-4 lata temu w takiej sytuacji musielibyśmy powiedzieć wprost, że pacjent niestety umrze, bo nie doczeka przeszczepu

- dodaje.

To było jak cud

Implantowanie nowego urządzenia zostało zaplanowane kolejnego dnia rano. I wtedy zdarzył się cud. Dzień wcześniej, około godz. 22 wieczorem zadzwonił „Poltransplant” z informacją, że znalazło się serce.

- Ten przeszczep był trudniejszy niż te rutynowe, ponieważ chłopak przez bardzo długi czas był w ciężkiej niewydolności, miał zaburzenia krzepnięcia, które generowały te urządzenia. Ale poradziliśmy sobie z tym wszystkim

- relacjonuje kierownik kliniki.

Dzisiaj 23-letni pacjent dochodzi do siebie. Jest zmęczony, ale szczęśliwy i nie traci optymizmu.

- W przeciągu 2-3 tygodni, jeżeli nic złego się nie będzie działo, to chłopak opuści szpital. Teraz jest on po prostu szczęśliwy, bo dostał nowe życie i musi się z tym trochę oswoić. Jego rehabilitacja przebiega w sposób bardzo zadowalający, od kilku dni wstaje z łóżka i porusza się samodzielnie, a w końcu, jeszcze kilka dni temu niemal walczył ze śmiercią

- podsumowuje prof. Jemielity.

- Będzie potrzebował jeszcze około dwóch tygodni zanim będzie mógł opuścić szpital. Trzeba podkreślić, że pacjent po przeszczepie ma obniżoną odporność, dlatego ważne jest zachowanie warunków higienicznych, jak unikanie skupisk ludzi, noszenie maseczek, odpowiednia dieta. Każdy dostaje od nas szczegółowe instrukcje, co wolno, czego nie wolno

- dodaje dr Hanna Wachowiak-Baszyńska.

Dziesiątki przeszczepionych serc

Zespół prof. Marka Jemielity to fachowcy. Od 2010 roku przeszczepili już 82 serca. Najlepszym dowodem na ich sukces są uratowani przez nich pacjenci. Tacy, jak panowie Jarosław i Marcin, którzy nowe życie otrzymali kolejno pół i półtora roku temu.

Dziś do szpitala przychodzą tylko na wizyty kontrolne, a także, jak sami przyznają, by odwiedzić wspaniały personel.

- Tak, jak przez całe życie bałem się lekarzy, tak pobyt tutaj wspominam z przyjemnością, wszystko dzięki świetnej opiece

- mówi pan Marcin.

Pacjenci dr Hannę Wachowiak-Baszyńską nazywają dobrą ciocią, a nawet drugą mamą.

- Naprawdę, tak się nami opiekuje, jak druga mama. Szczególnie teraz, po przeszczepach, gdy co miesiąc jesteśmy tutaj na wizycie. Ale nawet poza szpitalem zawsze możemy do niej zadzwonić i o wszystko zapytać

- przyznaje pan Jarek, który do szpitala trafił z tego samego powodu co 23-letni pacjent.

- Choroba u mnie uaktywniła się w wieku 36 lat, odziedziczyłem ją. Zaczęło się od duszności, wodobrzusza, braku sił, kaszlu - czyli tak naprawdę objawów, które w żaden sposób nie wskazują, że to problem z sercem. Mój stan zaczął się coraz bardziej pogarszać i tak trafiłem tutaj na kwalifikacje do przeszczepu serca. Miałem szczęście, bo czekałem na nie zaledwie dwa tygodnie

- opowiada.

Z kolei pan Marcin, jak tłumaczą lekarze, był zdrowym człowiekiem. Jego życiu zagroził jeden rozległy zawał serca.

- Wszystko przez to poleciało - wspomina pacjent. - Leczenie zachowawcze nie przyniosłoby żadnych efektów. Jedynym wyjściem był przeszczep.

Nowe serce otrzymał po ponad miesiącu oczekiwania.

- To było super. Wyszedłem z tego bez szwanku. Wszystko dzięki wspaniałemu personelowi

- wspomina ten dzień pan Marcin.

Na pierwszy rzut oka ich codzienność niewiele się zmieniła, ale tak naprawdę otrzymali szansę na nowe życie.

- Nie jest tak, że dostaliśmy nowe serca i zmieniły nam się charaktery - śmieje się pan Jarek. - Ale na pewno przez tę sytuację inaczej patrzymy na życie i doceniamy każdą chwilę.

Czytaj też: Najnowocześniejszy szpital w Wielkopolsce. Podpisano umowę na drugi etap prac. Minister zdrowia: "To przykład dobrej praktyki"

Nowe serce na wiele lat

A takich chwil może być wiele. Przeszczepione serce może bić przez wiele lat, a tym samym człowiek może cieszyć się długim życiem, podczas którego funkcjonuje zupełnie normalnie. Pacjenci prof. Jemielity jeżdżą na wakacje, spełniają marzenia i korzystają z każdego dnia, jak zdrowi ludzie.

- To bardzo ważne, żebyśmy mieli świadomość, że przeszczep serca naprawdę może dać nowe życie, że to nie jest tylko tak, że uratujemy pacjenta na chwilę

- zwraca uwagę profesor.

- Mamy pod opieką pacjenta, który jest po drugim przeszczepie. Pierwsze serce otrzymał mając 28 lat. Teraz ma 58 lat i jest już pięć lat po drugim przeszczepie. Czuje się bardzo dobrze, prowadzi normalne aktywne życie, pracuje zawodowo

- dopowiada dr Wachowiak-Baszyńska.

- Mamy pod opieką pacjenta, który jest po drugim przeszczepie. Pierwsze serce otrzymał mając 28 lat. Teraz ma 58 lat i jest już pięć lat po drugim przeszczepie. Czuje się bardzo dobrze, prowadzi normalne aktywne życie, pracuje zawodowo

- dopowiada dr Wachowiak-Baszyńska.

Otrzymanie nowego serca, a tym samym nowego życia często jest szczególnym wydarzeniem, które motywuje wielu pacjentów do działania. To właśnie wtedy podejmują oni decyzje o zmianach, rozwoju i spełnianiu marzeń.

- Sami zachęcamy młode osoby, żeby uzupełniały wykształcenie, poszły do pracy. Mieliśmy przypadek 18-latka, który przez około dwa lata czekał na przeszczep, będąc na sztucznych komorach serca. To był taki zbuntowany nastolatek, który mówił, że nie będzie się uczył. Po udanym przeszczepie obiecał mi, że dokończy szkołę. I właśnie w tym roku podchodzi po raz drugi do matury. Trzymamy za niego kciuki

- dopinguje dr Wachowiak-Baszyńska.

Za każdym sercem stoi dawca

Przeszczep serca jest szansą dla chorego, a dzień zabiegu niejednokrotnie wspominany jest, jako najszczęśliwszy w życiu. Nie można jednak zapomnieć, że związany jest on zawsze z jakąś tragedią po drugiej stronie. Dawcami serc są bowiem osoby zmarłe. Jednak, by przeszczep przeszedł pomyślnie, zarówno biorca, jak i dawca muszą spełniać kilka warunków.

- Po pierwsze musi być zgodność w grupie krwi, ale tylko w tych grupach głównych - A, B, 0. To, czy jest to Rh plus czy minus nie ma znaczenia. Po drugie musi być też zgodność masy ciała, bo trudno 90-kilogramowemu mężczyźnie wszczepić serce od ważącej 50 kg dziewczyny, bo ono po prostu nie da rady. Oczywiście dawcy są również badani pod kątem wirusologicznym, pod kątem onkologicznym, żeby nie przekazać choroby. Ale taką ciekawostką, o której warto wspomnieć, jest to że w przeszczepie serca płeć nie ma żadnego znaczenia. Można mężczyźnie przeszczepić serce kobiety i odwrotnie

- wyjaśnia prof. Marek Jemielity.

Niestety, serc nadających się do przeszczepu wciąż jest zbyt mało. To generuje długie kolejki oczekujących pacjentów, dla których czas jest największym przeciwnikiem.

- W naszym szpitalu mamy takie warunki, że moglibyśmy wykonywać 25-30 przeszczepów w rocznie, ale jest znaczny niedobór dawców. To ma miejsce wszędzie, nie tylko w Polsce. To nie jest wcale tak, że Polacy są jakoś negatywnie nastawieni do oddawania narządów. To nie jest też tak, że problemem są odmowy. Po prostu, tych dawców tylu nie ma

- tłumaczy prof. Jemielity.

I dodaje:

- Można powiedzieć, że na szczęście ich nie ma, bo to ewidentnie świadczy o postępie medycyny, o tym, że tych chorych udaje się uratować przed śmiercią. Ale to przekłada się na niedobór narządów. Istnieje też takie powiedzenie, że gdy motocykliści wyjeżdżają na ulice, to zaraz będziemy mieli przeszczepy. Obecnie jednak najczęściej dostajemy zgłoszenia o dawcach, którzy zmarli z powodu pęknięcia tętniaka naczyń mózgu.

Co więcej, problemem czasami okazuje się sam transport narządów.

- Jeżeli dawca jest blisko, to nie stanowi to dla nas problemu, bo wsiądziemy do karetki Pogotowia Ratunkowego i zespół pojedzie pobrać narząd. Ale bywa i tak, że serca pobieramy z Lublina, Szczecina czy Białegostoku. Zawsze ważny jest czas, bo serce musi zostać przeszczepione w ciągu czterech godzin od pobrania. Dlatego na takich odległościach wykorzystuje się Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, Lotnictwo Wojskowe i policję. Ale kiedyś mieliśmy taką sytuację, że przeszedł ogromny front atmosferyczny, wielka śnieżyca i helikopter nie mógł polecieć. I to są takie nasze dramaty. To nie jest zależne od nas, ale powoduje, że czas oczekiwania na przeszczep się wydłuża. A tej chwili na liście pilnej w Polsce jest około 60 chorych czekających na serce

- wylicza prof. Jemielity.

Stosowane kiedyś metody leczenia często wzbudzają dziś kontrowersje, a opisy przeprowadzanych zabiegów mrożą krew w żyłach. Lobotomia, wypalanie żelazem czy rażenie pacjenta prądem to dopiero początek. Zobacz, jakie przerażające metody leczenia były kiedyś popularne i regularnie wykorzystywane w medycynie --->Czytaj też: Tragiczna historia opuszczonego szpitala psychiatrycznego pod Poznaniem. Działy się tam przerażające rzeczy, o których mało kto słyszał

Przerażające dawne metody leczenia. Dziś wywołują ciarki. Lo...

„To nie jest sklep, nie wybieramy jednego serca z wielu”

Niedobór dawców często powoduje też brak wyboru, jeśli chodzi o niektóre parametry serca. Jak mówią lekarze, gdyby były takie możliwości, woleliby przeszczepiać młodym pacjentom serca młodych osób. Ale takiego wyboru nie ma.

- Najważniejsze jest uratowanie człowieka. Jeżeli chory ma 20 lat, a dawca miał około 50 lat, to jeśli wiem po przeprowadzonych badaniach, że serce jest sprawne, to nie zastanawiam się, tylko takie serce przeszczepiam. Kiedy ktoś umiera, to najważniejsze jest to, żeby w ogóle to serce dostał. Oczywiście, że gdybyśmy mieli szansę takiego wyboru, to pewnie, że bym wolał, żeby ten wiek był podobny. Ale to nie jest sklep, tu serca nie leżą na półce, a my nie podchodzimy do niej i nie wybieramy sobie jednego z wielu

- kwituje kierownik kliniki.

„Kiedy serce dawcy zaczyna ponownie bić w ciele biorcy”

W Klinice Kardiochirurgii i Transplantologii pierwszy przeszczep wykonano w pierwszy dzień wiosny 2010 roku.

- Ten pierwszy pacjent żył 10 lat, ale z różnych przyczyn, niezwiązanych z problemami serca, zmarł. Mimo to, z tej pierwszej piątki, oprócz niego żyją wszyscy pacjenci. Od tego czasu łącznie wykonaliśmy 82 przeszczepy. Czas pandemiczny był wyjątkowo niekorzystny, bo zamknięto drugą kardiochirurgię w szpitalu przy ul. Szwajcarskiej, kiedy tamtejszy szpital został jednoimiennym. W związku z tym cały nawał tzw. zwykłych chorych przeszła na nas

- podsumowuje prof. Jemielity.

Z tego powodu, mimo że w Polsce liczba operacji kardiochirurgicznych spadła o 30 proc., to w klinice przy ul. Długiej wzrosła o 20 proc. Ale niestety spadła liczba transplantacji. Z kolei w zeszłym roku w klinice przeprowadzono przeszczepy u 10 chorych.

- To byli i chorzy starsi, schorowani, ale też młodsi, niektórzy z nich po wcześniejszych operacjach serca. Mieli już wszczepione sztuczne zastawki serca, wykonane tzw. bajpasy albo przeszli operację wady wrodzonej. Ale wszyscy szczęśliwie opuścili szpital i żyją

- wymienia dr Wachowiak-Baszyńska.

Jak mówią lekarze, przeszczep serca jest również dla nich magicznym momentem. Każde uratowane życie napędza ich do dalszego działania.

- Zawsze mówię, że jest jakiś taki mistycyzm w transplantologii, kiedy serce dawcy zaczyna ponownie bić w ciele biorcy. I bez względu, na to, kiedy zadzwoni telefon z informacją, że jest serce, nawet w nocy, każdy z nas niemalże z ogromną ochotą podchodzi do kolejnego przeszczepu. Myślę, że jest to dla nas nie tylko poczucie dobrze spełnionego obowiązku ale, co ważniejsze, jest to uczestnictwo w ratowaniu człowieka w tak niezwykły sposób, jakim jest przeszczep serca. Wszystko to ma ogromną wartość dla całego kilkudziesięcioosobowego zespołu biorącego udział w zabiegu transplantacji

- podsumowuje prof. Jemielity.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Zdarzają się choroby o tak niezwykłych objawach, że trudno uwierzyć, aby były prawdziwe. Niestety, dziwne, rzadkie choroby często okazują się nieuleczalne, a chorującym na nie osoby utrudnia normalne funkcjonowanie wśród innych ludzi, którzy o ich chorobach nigdy nie słyszeli.Zobacz w galerii najdziwniejsze choroby w historii medycyny ---->

Najdziwniejsze choroby w historii medycyny i ich niezwykłe o...

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski