Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy trzeba, zjem nawet węża. W podróży nie wybrzydzam

Daria Kubiak
- Prawdziwa siła nie bierze się z tego, ile człowiek ma centymetrów wzdłuż czy wszerz, ale z jego wnętrza - przekonywała Beata Pawlikowska, znana podróżniczka, dziennikarka, fotografka i autorka książek podróżniczych z serii ,, Blondynka....", która w minioną sobotę odwiedziła Kalisz. - Siła wynika ze sposobu myślenia oraz reagowania na zaskakujące sytuacje.

Jest przekonana o tym, że wszyscy jesteśmy codziennie zaskakiwani różnymi sytuacjami, które przynosi życie. Niektórzy z nas chcą problemy rozwiązywać od razu, a inni załamują się i najchętniej schowaliby się pod łóżko, żeby nie widzieć problemu. Jej zdaniem podobnie jest z podróżowaniem: niektórzy chcą dokądś pojechać i po prostu tam jadą.

-Daję słowo, że jak się już wyląduje na miejscu, to nagle okazuje się, że nie jest to takie trudne, jak się wydawało przed wylotem i patrzyło na to z daleka - wyznała Pawlikowska. - Obawiając się wszystkiego, można nigdy nie wyjechać i generalnie z takim podejściem można też nigdy niczego nie zrobić w życiu.

Beata Pawlikowska znalazła w sobie tę siłę. Siłę do podejmowania decyzji.

- Po prostu kupuję bilet, wsiadam do samolotu lecę i wysiadam w miejscu, które sobie wybrałam - opowiadała podróżniczka i trudno było oprzeć się wrażeniu, że jest to dziecinnie proste. - Wysiadam na lotnisku, zakładam plecak, wącham powietrze, rozglądam się i zaczynam swoją przygodę...

Tę przygodę znana globtroterka przeżywa już od wielu lat. Dla Beaty Pawlikowskiej egzotyczne, zazwyczaj samotne eskapady, głównie do Ameryki Płd oraz innych odległych zakątków świata- często dzikich, niedostępnych i niebezpiecznych, a następnie utrwalanie ich w kadrze oraz w pisanych reportażach i książkach stało się sensem życia. O tym mogli przekonać się osobiście uczestnicy kaliskiego finisażu wystawy fotografii Pawlikowskiej - ,,Świat się śmieje''.

Autorka zdjęć zapewniła, że najważniejszym przedmiotem zabieranym przez nią w podróż jest aparat fotograficzny, dzięki któremu może uchwycić i zatrzymać ulotne chwile, obrazy, zdarzenia, które nie pozwalały na to, aby pozostać wobec nich obojętnym. Zdjęcia to część jej pamięci.

- Zawsze mam ze sobą aparat fotograficzny - mówiła podróżniczka. - Podczas ponad 20 lat podróżowania zrobiłam wiele tysięcy fotografii.

Na kaliskiej wystawie znalazło się 30 zdjęć- pogodnych, skłaniających do uśmiechu- takich, które miały pokazać, jak bardzo ich autorka - co sama przyznała - lubi świat.

Jednak finisaż wystawy stał się tak naprawdę tylko pretekstem do pełnej emocji i pasji opowieści, w trakcie której Beta Pawlikowska podzieliła się z uczestnikami spotkania swoją filozofią podróżowania, i uchyliła nieco drzwi do ,,podróżniczej kuchni.''

Globtroterka jest weganką, co w podróżowaniu bywa kłopotliwe, zwłaszcza gdy znajdzie się na przykład w dżungli amazońskiej, gdzie nie ma możliwości, aby ktoś ugotował jej na przykład kaszę lub świeże warzywa. A mimo tego nie zabiera ze sobą żadnych produktów i robi to celowo, bo przecież wybierając się w podróż nie chodzi o to, aby zabrać ze sobą kawałek własnego świata i wygodnie się urządzić. Podróżniczka zapewniła, że zawsze stara się przystosować do miejsca, do którego przybywa, aby w pełni poczuć jego egzotyczny posmak.

- Kiedy przychodzi powódź, rzeki w dżungli podnoszą się o 15 metrów - snuła swą opowieść Pawlikowska. - Woda zalewa wszystko. Nie ma nic do jedzenia. Myśliwi mają tylko łuki i strzały. Jednak bardzo trudno jest upolować jakieś zwierzę. Zdarza się, że wracają z łowów z... garścią mrówek. Gdy trzeba, zjem upieczoną mrówkę. W podróży nie wybrzydzam. Jeżeli jedynym posiłkiem jest wąż pieczony na ogniu, to zjadam tego węża. I jestem tak bardzo wdzięczna, że codziennie za niego dziękuję...

Pawlikowska przyznała, że wzbudza wielkie zdziwienie w hotelach, gdy na pytanie recepcjonisty, dla ilu osób potrzebny pokój, odpowiadała - dla jednej.

Dlaczego lubi oglądać świat w pojedynkę? Czy nie przydałaby się jej bratania dusza i pomocna dłoń?

- Bratnią duszą jestem sama dla sobie - wyznała podróżniczka. - Po to wyjeżdżam na koniec świata, aby pogadać sama ze sobą. Z takich rozmyślań rodzą się pomysły, które realizuję po powrocie do domu.

Ostatecznie przyznała, że na krańcach świata przydałby się jej ktoś obok, zwłaszcza gdy odbywa podróż autobusem, trwającą nawet ponad 20 godzin, a potem wychodzi obładowana ekwipunkiem, sprzętem fotograficznym i sama musi sobie z tym wszystkim poradzić.

W trakcie ciekawej opowieści Pawlikowska nie ukrywała, że samotne podróżowanie bywa trudne. Wrażenia i przeżycia z ostatniej podróży do Ameryki Południowej, gdzie przeprawiała się samotnie przez największe rzeki tego kontynentu, znalazły się w jej kolejnych książkach.

Przygotowując się do tej wyprawy, Pawlikowska wymyśliła sobie, że poleci do Wenezueli, przepłynie jakoś Orinoko, dopłynie do Rio Negro (największy lewy dopływ Amazonki) i dalej dotrze do ujścia Rio Negro do Amazonki w Brazylii.

- Teoretycznie wydawało się to bardzo proste, ale w praktyce okazało się bardzo skomplikowane - przyznała podróżniczka. - Wyprawa trwała 2 miesiące, ale udało mi się całą drogę przepłynąć.

Wrażenia z pierwszej części wyprawy zawarła w książce ,,Blondynka na Orinoko'', kolejne doświadczenia z jej podróży można znaleźć w pozycji ,,Blondynka na Rio Negro'' a w najbliższej perspektywie ma ukazać się trzecia część opowieści - ,,Blondynka na Amazonce''.

- Wszystkie te trzy rzeki przepłynęłam i nie organizowałam jakiejś ekskluzywnej ekspedycji, choć mogłam tak zrobić - przyznała Pawlikowska z rozbrajającą przekorą. - Pomyślałam sobie jednak, że zrobię to inaczej. - Na każdej rzece świata muszą przecież pływać jakieś malutkie łódeczki, kursujące z jednej wioski do drugiej, a mnie się nie spieszyło...

I tak właśnie małymi kroczkami, korzystając z transportu łódkami, przeżywając po drodze różne przygody, chłonęła tajemniczy i piękny świat Ameryki Południowej, która działa na podróżników jak magnes. A wszystko to stało się możliwe dzięki determinacji i sile, o jaką nikt nie podejrzewałby kruchej, eterycznej blondynki. Ona sama nie widzi w tym jednak nic nadzwyczajnego.

- Gdy człowiek jest zdany tylko na siebie, wyzwala się w nim energia, która powoduje, że jakoś sobie radzi i nikt nie musi ratować go z opresji - przekonywała podróżniczka. - Wierzę, że taka siła i odwaga tkwi w każdym z nas.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski