Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ginekolog z Jemenu: Na początku pacjentki się mnie bały

Ewa Bochenko
- Pamiętam pierwszy dzień na  dyżurze - wspomina dr Mohamed Ali Al-Hameri. - Ulokowałem się w gabinecie i poprosiłem pielęgniarkę, aby wezwała pierwszą pacjentkę. Wyjrzała na korytarz, po czym zmieszana powiedziała, że niestety, ale... żadnej nie ma
- Pamiętam pierwszy dzień na dyżurze - wspomina dr Mohamed Ali Al-Hameri. - Ulokowałem się w gabinecie i poprosiłem pielęgniarkę, aby wezwała pierwszą pacjentkę. Wyjrzała na korytarz, po czym zmieszana powiedziała, że niestety, ale... żadnej nie ma Archiwum
Dr Mohamed Ali Al-Hameri do Sokółki przyleciał z Azji. I choć szybko zaadaptował się w Polsce i nauczył naszego języka, do dziś w żadnym słowniku nie znalazł tłumaczenia trzech słów: aczkolwiek, chociaż i przecież.

Od 10 lat szukałam swojego ginekologa, któremu bym zaufała. Kiedy byłam w ciąży, trzy razy zmieniałam lekarza! Aż w końcu trafiłam na dr Alego. Jest naprawdę świetnym lekarzem, najlepszym, u jakiego byłam. Bardzo mi pomógł, to super fachowiec - tak o dr Mohamedzie Ali Al-Hamerim, lekarzu-ginekologu, wyrażają się jego pacjentki.

Podstawą jest zaufanie

Dr Ali w Polsce mieszka od ponad 30 lat. Do jego trzech gabinetów ginekologicznych w powiecie sokólskim pacjentki zjeżdżają niemal z całego województwa. Ale początki były trudne. Jego egzotyczny wygląd sprawiał, że panie... się go bały.

- Pamiętam pierwszy dzień na dyżurze - wspomina dr Mohamed Ali Al-Hameri. - Ulokowałem się w gabinecie i poprosiłem pielęgniarkę, aby wezwała pierwszą pacjentkę. Wyjrzała na korytarz, po czym zmieszana powiedziała, że niestety, ale... żadnej nie ma. Nie potraktowałem tego jako porażki, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że badanie ginekologiczne należy do tych najintymniejszych. Wiedziałem, że pacjentki muszą nabrać do mnie zaufania. Z czasem pojawiało się ich coraz więcej...

Był zafascynowany Wałęsą

Do Polski przyjechał z dalekiego Jemenu w 1984 r. Na studia. Od zawsze chciał zostać lekarzem. - A w moim kraju wtedy nie było jeszcze możliwości studiowania - tłumaczy. - Uczelnie wyższe dopiero powstawały. Młodzi ludzie, chcąc zdobyć wyższe wykształcenie, musieli szukać go poza granicami.

Polskę wybrał nieprzypadkowo. Fascynował go Lech Wałęsa oraz papież Jan Paweł II. Dodatkowym argumentem było to, że państwo pokrywało koszty studiów. Miał możliwość wyboru kilku uczelni wyższych. Zdecydował się na białostocką, ponieważ tylko w tym mieście wszystko było w jednym miejscu: akademiki i budynki uczelni praktycznie w samym centrum. Co ciekawe, na początku chciał zostać kardiochirurgiem, ale finalnie zrobił specjalizację z ginekologii.

Oszukany i okradziony

Studia w naszym kraju wspomina bardzo dobrze. Chociaż spotkało go też kilka nieprzyjemnych przygód:

- Jechałem pociągiem do Zabrza, właśnie do szpitala kardiologicznego, w którym prof. Religa przeprowadzał wtedy pierwsze przeszczepy serca - opowiada. - W pociągu zostałem okradziony dosłownie ze wszystkiego. Było to dla mnie bardzo niemiłym i niemałym zaskoczeniem. Ale jeszcze większym zaskoczeniem okazała się „uczciwość” złodzieja, który odesłał na uczelnię mój... indeks, paszport i legitymację studencką.

Nie było to zresztą jedyne zetknięcie z polską przestępczością. W pierwszych dniach pobytu w naszym kraju on i jego koledzy, z którymi przyleciał do Polski, w Warszawie stracili niemal wszystkie pieniądze.

- Chcieliśmy coś zjeść, gdzieś się przespać - wspomina. - Zebraliśmy więc wszystkie nasze środki finansowe, a było tego około 100 dolarów i postanowiliśmy wymienić walutę na złotówki. Problem polegał na tym, że w ogóle nie znaliśmy języka polskiego, więc nie udało nam się ustalić, gdzie jest zlokalizowany kantor. Ktoś jednak nam podpowiedział, że na dworcu centralnym, pod tunelem, znajdziemy tzw. cinkciarza. Były to czasy, w których dolar miał dużą wartość. Za 100 dolarów powinniśmy dostać 6 tysięcy złotych! Wtedy też nielegalny obrót walutą był surowo karany. No i cinkciarz nas oczywiście oszukał - zamiast 6 tys. złotych dostaliśmy... 1200 zł. Próbowaliśmy zareagować na jego wyłudzenie, ale on zaczął krzyczeć „milicja, milicja!”. A my, mimo, że oszukani, uciekliśmy stamtąd szybko, nie czekając ma dalszy rozwój wydarzeń...

Jednak niemiłych sytuacji spowodowanych jego ciemnym kolorem skóry sobie nie przypomina: - Ale też i starałem się nie prowokować sytuacji, w których mogłoby dojść do jakichś przepychanek - przyznaje. - Nie chodziłem po zmierzchu, unikałem też dużych imprez studenckich.

Śnieg znał tylko z telewizji

W Polsce najbardziej zaskoczył go... mróz.

- Lecąc do Polski wiedziałem, że jest tam surowy klimat, ale nie spodziewałem się, że zimno będzie również latem - mówi z uśmiechem. I wspomina, jak stanął na płycie warszawskiego lotniska w chłodną wrześniową noc, ubrany jedynie w koszulkę z krótkim rękawem. Zmarzł potwornie, ponieważ zaczynały się już przymrozki.

Jeszcze większy szok przeżył, gdy po raz pierwszy poczuł dotyk... śniegu. Dotychczas bowiem znał go jedynie z telewizji. A w Polsce trafił na „zimę stulecia”!

- Nigdy nie zapomnę tych kilkumetrowych tuneli śnieżnych na drogach - podkreśla.

Zaraz po przylocie do Polski, zachorował i trafił do szpitala. - A nie znałem wtedy jeszcze w ogóle języka. Nie umiałem się porozumieć z personelem. Nie wiedziałem nawet co jem. Takie to wszystko było dla mnie nowe i dziwne - wyznaje.

Ale był bardzo zdeterminowany. Codziennie uczył się około stu polskich słów. Nie wstydził się mówić w naszym języku, choć łatwo nie było. Jego pierwsze próby wyrażania myśli w naszej mowie nie miały nic wspólnego z gramatyką.

- Najgorzej było na studium w Łodzi, gdzie uczyłem się przez rok. Wyjeżdżając z Jemenu byliśmy - razem z kolegami - jednymi z najlepszych maturzystów. A w Polsce mieliśmy problemy z rozwiązywaniem najprostszych zadań z chemii i fizyki. Tylko dlatego, że nie rozumieliśmy ich treści. Tłumaczyliśmy więc je sobie na język angielski, albo szukaliśmy podobnych w podręcznikach anglojęzycznych. I jakoś te studium ukończyliśmy.

Dziś przyznaje, że choć włada językiem polskim od ponad 30 lat, ciągle stara się unikać trudnych słów, zwłaszcza tych z dwuznakami „sz, cz, rz“. Pogodził się z tym, że łamigłówki słownej „chrząszcz brzmi w trzcinie” nigdy nie uda mu się powtórzyć.

I Lekarz, i... sołtys!

Dr Mohamed Ali Al-Hameri jest nie tylko lekarzem. Przez prawie dwie kadencje pełnił też funkcję sołtysa w Zawistowszczyźnie - wsi w gminie Sokółka, w której mieszka.

- Dwa razy zostałem wybrany! - podkreśla z dumą. - Pewnie trochę dlatego, że sąsiedzi uważali, iż przez moją pozycję więcej uda mi się dla wsi zrobić. Niestety, aby dobrze zajmować się sołectwem, trzeba poświęcić na to sporo czasu. Ja go aż tyle nie miałem. Aby więc wieś na tym nie traciła, zrzekłem się funkcji na rzecz innego mieszkańca, który zresztą świetnie sprawdza się w tej roli.

Zanim jednak na dobre osiadł w Zawistowszczyźnie, najpierw adoptował się w Sokółce. - To, że trafiłem do tego miasteczka, to był czysty przypadek. Koleżanka z roku pochodziła stąd i to ona podpowiedziała mi, abym tu postarał się o staż. Zacząłem na pogotowiu, a teraz mam kilka swoich gabinetów, nie tylko w Sokółce, ale również w Dąbrowie Białostockiej i Suchowoli - mówi.

Dr Ali w Polsce również się ożenił. Ma dwie córki i syna. Z czasem pokochał nasz kraj. Przywykł do surowego klimatu, polubił krajobrazy i polską kuchnię. A najbardziej schabowe! Ale słynnego polskiego bigosu nie dotyka! Kiedyś bowiem się nim zatruł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ginekolog z Jemenu: Na początku pacjentki się mnie bały - Gazeta Współczesna

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski