Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

GMO - Dlaczego mówię NIE

Katarzyna Stawińska
Katarzyna Stawińska
Katarzyna Stawińska
Temat GMO u części społeczeństwa budzi wiele emocji. Pozostała część albo nie wie czym jest GMO i niekoniecznie ją to interesuje, albo "gdzieś coś słyszała" i ufa, że jeśli wprowadzono to na nasz rynek, to dobre i sprawdzone rozwiązanie. Nie jest jednak ani dobre, ani tym bardziej sprawdzone - pisze czytelniczka "Głosu", Katarzyna Stawińska z Poznania, z zawodu inżynier inżynierii środowiska.

Zgodnie z szeroko rozumianą definicją, GMO (organizm genetycznie modyfikowany) jest to organizm, w którym materiał genetyczny został zmieniony: albo w sposób zachodzący w warunkach naturalnych wskutek krzyżowania lub naturalnej rekombinacji, albo poprzez zastosowanie nowoczesnych metod inżynierii genetycznej.

W ten sposób organizm nabiera nowych cech lub zmienia istniejące. Każdy z nas zna odmiany jabłek uzyskanych metodą krzyżowania (np. popularne w Polsce ligole). Część osób wie, że GMO są od dawna wykorzystywane w medycynie np. w produkcji ludzkiej insuliny. Kontrowersje natomiast budzą odmiany roślin uzyskane metodami inżynierii genetycznej, które bezpośrednio albo pośrednio trafią na nasz stół. A raczej ryzyko związane z ich wprowadzaniem do ekosystemów, a następnie do naszych organizmów.

GMO made in Monsanto
Największym producentem GMO na świecie jest amerykańska firma Monsanto. Ze strony internetowej jej oddziału - Monsanto Polska, dowiadujemy się, że powstała ona w 1901. W 1960 stworzono dział rolniczy. A co się działo w między czasie? O tym się ze strony internetowej nie dowiemy.

Ale wystarczy poszperać nieco by znaleźć takie oto informacje:
1935 - Monsanto rozpoczyna produkcję polichlorowanych bifenyli (PCB), szeroko stosowanych głównie jako ciekłe izolatory w dużych transformatorach i kondensatorach. Wkrótce okazuje się, że są one silnie toksyczne, powodują raka i problemy reprodukcyjne u zwierząt i ludzi. Wycofano je z produkcji dopiero w latach siedemdziesiątych, a miliony ton PCB nadal krąży w środowisku.

1944 - Monsanto wprowadza do produkcji dichlorodifenylotrichloroetan (DDT) służący do zwalczania owadów. Pod koniec lat sześćdziesiątych DDT zostało zabronione w krajach rozwiniętych, z powodu jego silnej toksyczności i kancerogenności. Niestety w wielu regionach trzeciego świata jest używane do dziś.
Podczas wojny w Wietnamie (1962-1970) wojsko amerykańskie zrzuciło w celu zniszczenia dżungli prawie 72 miliony litrów innego wynalazku Monsanto - defoliantu zwanego “Agent Orange". Zawierał on supertoksyczne dioksyny.

Mogłoby się zdawać, że z czasem a także wraz z powstaniem działu rolniczego, firma Monsanto sama zaczęła ostrożniej podchodzić do swoich wynalazków. Nic bardziej mylnego:
1976 - Monsanto wprowadziło na rynek Cycle-Safe - pierwszą plastikową butelkę na napoje. Mimo “bezpiecznej nazwy", w rok później została ona zakazana ze względu na działanie rakotwórcze.

1979 - Monsanto przeprowadziło badania, na podstawie których stwierdziło, że dioksyny nie są rakotwórcze. W 1990 EPA (Agencja Ochrony Środowiska USA) oświadcza, że wyniki badań sfałszowano.

1985 - Monsanto rozpoczęło sprzedaż Aspartamu (Nutra-Sweet) - słodziku podejrzewanego o powodowanie nowotworów mózgu, później zakazanego w Stanach Zjednoczonych.

Ponadto w przypadku popularnego środka chwastobójczego o nazwie Roundup (znanego także i u nas), Monsanto deklarowało, że jest on całkowicie biodegradowalny. Dopiero po przegranych rozprawach w Stanach Zjednoczonych i Francji usunięto z opakowania tę informację. Co więcej, istnieją publikacje naukowe wskazujące na wysoką szkodliwość tego herbicydu. Czy zatem można ufać firmie Monsanto, że produkowane przez nią odmiany GMO są bezpieczne?

GMO w Europie
W przypadku Unii Europejskiej, ocenę ryzyka związaną z nową odmianą GMO przeprowadza Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). W oparciu o tę ocenę kraje członkowskie podejmują decyzję o ewentualnym wpuszczeniu danego GMO na nasze rynki. Procedura prowadząca do wydania oceny ryzyka jest dokładnie opisana, uwzględnia szereg aspektów, ścieżka autoryzacji nie jest prosta a wszystko może potrwać nawet kilka lat.

Jednakże EFSA powinna być instytucją całkowicie niezależną, tymczasem część byłych lub obecnych członków jest związana z przemysłem biotechnologicznym (w jednym z raportów CEO wskazano nawet okres prac EFSA, kiedy to 12 na 21 jej członków miało udokumentowaną przeszłość związaną z przemysłem biotechnologicznym).

Z kolei ocena nowej odmiany GMO przeprowadzana jest w oparciu o wyniki badań dostarczanych przez producenta. Przy czym producent może zastrzec, że część informacji przekazanych jest poufna i przedstawiona tylko do wiadomości EFSA. Nie można posądzać EFSA o wydawanie decyzji, które szkodziłyby europejskim obywatelom, ale brak dostępu do pełnej informacji o badaniach producenta sprawia, że w głowie rodzi się pytanie: dlaczego?

Dane są tak "poufne", że aby uzyskać informację na temat badań nad kukurydzą BT-176, profesor Gilles-Eric Seralini¸ biolog molekularny z francuskiego Uniwersytetu w Caen, ekspert francuskiego rządu musiał wygrać sprawę w sądzie. Z danych, które otrzymał wynikało, że była testowana ona na czterech krowach krowach przez czternaście dni. Jedna z krów zdechła już po pierwszym tygodniu karmienia GMO. Eksperci usunęli martwą krowę z eksperymentu i dalej kontynuowali badania już tylko na trzech...

W przypadku informacji dotyczących kukurydzy NK-603, prof. Seralini musiał najpierw udać się do sądu francuskiego, a kiedy się okazało, że wyniki badań są w Niemczech - do sądu niemieckiego. Po opublikowaniu ich w prasie naukowej, Monsanto przyznało, że widziało skutki uboczne, które wystąpiły u szczurów w trakcie badania, ale uznało, że są one "nieistotne biologicznie" i że stosują tę praktykę od 50 lat.

GMO w Polsce
Polska sprzedała firmie Cargill (należącej do Monsanto) ponad 80% wszystkich Centrali Nasiennych. Ponadto firma wykupuje nasze zakłady przemysłu paszowego i produkcji oleju spożywczego. Pytanie: jak to możliwe, że w mediach nasi rządzący podkreślają, jak ważne jest zachowanie niezależności w strategicznych sektorach państwa?

W 2007 i 2008 roku przedstawiciele ambasady Stanów Zjednoczonych jeździli po Polsce, przekonując do biotechnologii i odmian GMO regionalnych decydentów politycznych, kadrę akademicką, dziennikarzy, lokalne organizacje i producentów. Spotkania najwyraźniej nie przyniosły spodziewanego efektu, skoro w "Ramowym stanowisku rządu RP" z 2008 roku zawarto zapis, że "Rząd Polski opowiada się przeciwko wprowadzeniu do obrotu z możliwością uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych".

Złudzenia te rozwiewa rok 2011. Rząd, tłumacząc się koniecznością dostosowania naszego prawodawstwa do unijnego, przedstawia projekt nowej ustawy o nasiennictwie.

Nowelizacja jest potrzebna. W Polsce istnieje o tyle osobliwa sytuacja, że rolnicy w zasadzie mogą wysiewać dopuszczone przez UE odmiany GMO (i wysiewają), lecz nie wolno im nabyć oficjalnie w kraju materiału siewnego tych roślin, ponieważ dotychczasowa ustawa nie zezwala na dopuszczenie ich do obrotu (nie są one wpisane do rejestru odmian roślin uprawnych).
W ramach uporządkowania tej sytuacji, w proponowanej formie ustawy rząd wprowadza zapis rejestrację odmian GMO.

Jednakże ustawa nadal pozostawia otwartą kwestię upraw transgenicznych (także ich nie zakazując). Ponadto, zapisy dotyczące GMO wprowadza się do niej w ostatnim momencie. Z tego powodu, tj. wprowadzenia tak późno kwestii odnoszących się do "problemów kontrowersyjnych społecznie, bez debaty i bez dobrego przygotowania opinii publicznej" - jak to określił Prezydent Komorowski, a także niezgodności ustawy z przepisami unijnymi, podejmuje on decyzję o jej zawetowaniu.

Na początku roku prezydent przedstawia własny projekt ustawy o nasiennictwie, w którym podtrzymuje zapisy zakazujące obrotu materiałem siewnym GMO. Według opozycji i organizacji pozarządowych, komisje pracują nad projektem ustawy w pośpiechu. Zmierzają w ściśle określonym kierunku, opartym na założeniu, że wprowadzenie do naszego rolnictwa GMO nie jest szkodliwe (polecam na Youtube filmy z sal sejmowych: "Wiejska według Monsanto" oraz "Skandaliczne przepychanie GMO"). W trakcie tych prac, wszystkie zapisy prezydenta dotyczące GMO zostają usunięte. Odrzucono także wszystkie poprawki wniesione przez opozycję, dotyczące m.in.: zakazu uprawy GMO, obowiązku umieszczania odpowiedniej informacji, jeśli nasiona są GMO, a nawet obowiązku hodowcy informowania o tym, że wpisywana do rejestru odmiana jest odmianą GMO.

Według organizacji "Polska wolna od GMO", nasiona odmian transgenicznych, bez odpowiednich etykiet, trafią na pola, bo zdecydowana większość rolników, ogrodników, pszczelarzy nie będzie szukać dodatkowych informacji na ich temat. Jeśli rzeczywiście wejdzie rozporządzenie zakazujące upraw GMO, inspekcje będą musiały to kontrolować. Ale czy przy szczupłych zasobach finansowych dadzą radę monitorować większość pól i śledzić sprzedawany materiał siewny?

Tymczasem zanieczyszczenie spowodowane przez niemożliwe do kontrolowania uprawy GMO będzie się rozprzestrzeniać. Czy zatem naprawdę naszemu rządowi zależy, by Polska była "krajem wolnym od GMO? Zamiast odpowiedzi twierdzącej, do głowy przychodzą raczej myśli o ogromnych zyskach wynikających z zapisów tej ustawy tylko dla jednego gracza...

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: GMO - Dlaczego mówię NIE - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski