Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grobelny Piknik za 45 milionów

Tadeusz Dziuba
Tadeusz Dziuba
Tadeusz Dziuba Grzegorz Dembinski
Katastrofa Poznańskiej Elektronicznej Karty Aglomeracyjnej (PEKA) jest kolejną znakomitą ilustracją jakości kończącej się prezydentury Ryszarda Grobelnego. Powiedzmy od razu: była i jest to prezydentura nieprzywiązująca wagi do tego, by Poznań był miastem przyjaznym dla mieszkańców i odwiedzających je gości. Była to i jest prezydentura zapewniająca bardzo wygodne bytowanie rządzącej kamaryli, w tym poznańskiej PO, nieodmiennie wspierającej Grobelnego. Można byłoby rzec, mają oni niekończący się piknik, Grobelny Piknik.

Przypomnijmy garść faktów dotyczących PEKI, których boleśnie doświadczyliśmy na własnej skórze: zła organizacji pracy punktów odbioru kart; zbyt mała liczba punktów nabywania kart na okaziciela; konieczność zakładania fikcyjnych kont elektronicznych dla uzyskania kart dla dzieci; niemożliwość bieżącego sprawdzenia stanu środków na karcie; nieaktualne oprogramowanie części kart (dopuszczono do tego - jak się okazuje - z całą świadomością); niesprawność niektórych czytników; elektroniczna portmonetka mająca tę właściwość, że ograbia właściciela z jej zawartości, a poza tym rejestrująca doładowanie z dużą zwłoką; nieprzewidzenie w systemie niektórych typowych sytuacji, np. wymiany karty z powodów innych niż jej zagubienie; zawieszanie się systemu; zawieszanie się strony internetowej; wadliwe oprogramowanie automatów stacjonarnych; podwójne liczenie przez system przystanków w węzłach przesiadkowych itd. Wszystko wskazuje na to, że oprogramowania PEKA nie przetestowano na poziomie dostatecznym, co jest nieodzownym elementem wdrażania systemów informatycznych, uwzględnionym w cenie zamówienia. W przypadku PEKA testy przeprowadzili poznaniacy.

Czy tak musiało być? Może to efekt wyjątkowości rozwiązania? Może niespotykanego rozwiązania technologicznego? Ależ nie. Elementy składowe PEKA funkcjonują od dość dawna, jak przykładowo karty przedpłacone. Mikroprocesorowe karty też nie są żadnym novum. W tej sytuacji stworzenie systemu wiąże się z powieleniem istniejących rozwiązań lub dostosowanie ich do nowych potrzeb. Może zatem skala okazała się wyjątkowa? Też nie. Docelowo ma korzystać z systemu 400-500 tys. ludzi, czyli około połowa mieszkańców aglomeracji poznańskiej. Łączy się to ze zbiorami danych o wielkościach funkcjonujących od lat w obrocie gospodarczym. Trudno w tym zakresie mówić o szczególnym nowatorstwie PEKA. Może więc problem w nadmiernej oszczędności, która przyniosła skutek w nędznej jakości systemu? Koszt PEKA na to nie wskazuje. System pochłonął, bagatela, ok. 45 mln zł. Mamy więc kosztowny bubel, marnie działający fajerwerk, który zamiast sprawić, by nasze codzienne życie okazało się nieco łatwiejsze, skutecznie je utrudnił.

Na dokładkę po dwóch tygodniach od inauguracji spaliła się płyta serwera głównego systemu PEKA. Ten, kto wpadł na pomysł oparcia systemu, który obsługuje komunikację publiczną kilkusettysięcznej europejskiej aglomeracji, na jednym serwerze, usytuowanym w pokoiku czy pokoikach Zarządu Transportu Miejskiego, zasługuje na zaszczytne miano Gwiazdy Pikniku a la Grobelny.

Bareja wiecznie żywy - napisał o PEKA jeden z internautów. Podobnie wiecznie żywa jest nonszalancja władz miasta, prezydenta i ubezpieczającej go poznańskiej PO. Przypomnijmy: nonszalancja to lekceważący stosunek do - w tym przypadku - mieszkańców Poznania i poznańskiej aglomeracji. Najpierw przez lata, bodaj przez sześć lat, beztrosko mamiono ich nadciągającą nowoczesnością i wygodą, jaką przyniesie im nowa technologia, ledwo za 45 mln zł. Jak zaś król poznańskiej komunikacji okazał się nagi, prezydent i jego przedstawiciele zrobili teatralne miny, nabrali wody w usta, potem coś tam mamrotali o konieczności przeprowadzenia głębszej analizy, a przymuszeni napiętą sytuacją wydusili z siebie słowo przepraszam. No i jak zwykle, uruchomili usłużnych komentatorów, którzy sączyli myśl fachową, że błędy przy uruchamianiu każdego dużego system są nieuniknione. Krótko mówiąc, trwa piknik Grobelnego i jego POznańskiego dworu.

Notabene, dawno powinniśmy się do tego przyzwyczaić. Wystarczy przypomnieć sobie poznańskie parkomaty. Nie przyjmują kart przedpłaconych, gdy w powietrzu pojawi się śladowa wilgoć lub gdy jest mróz. Nie przyjmują ich nawet bez powodu. Wtedy - jak powiedziała jedna z pań kontrolerek - wystarczy "stuknięcie z prawej strony". Stuknijmy się więc z dowolnej strony i powróćmy do sprawy PEKA. Prezydentowi nie przyszło do głowy, by od razu, gdy system ten "klęknął" (jak mówią informatycy), przedstawić szybki raport i by systematycznie, w pełni informować obywateli o kolejnych ustaleniach, ujawniając dokumenty objaśniające źródła i konteksty związane z awaryjną sytuacją. Nie zrobił tak, bo dla niego i jego POżądliwej kamaryli użytkownicy miejskiej komunikacji to nie obywatele, a co najwyżej konsumenci-niewolnicy, skazani na korzystanie z tego, co im się łaskawie zaoferuje. Za ich pieniądze, oczywiście. Jak nazwać to inaczej niż pogardą?

Dobrego samopoczucia prezydenta nie zakłócą opisane tu drobiazgi. Wszak nie on ma służyć lokalnej wspólnocie. To ona ma być cokołem dla jego pozycji i wygody. No i dla pozycji i wygody miejscowej organizacji PO. Grobelny Piknik trwa w najlepsze. Czas go zakończyć.

Tadeusz Dziuba, poseł na Sejm, Prawo i Sprawiedliwość

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski