Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Groźny pożar domu w Wydartowie. W akcji gaśniczej udział wzięło osiem jednostek straży pożarnej. Mieszkańcy potrzebują pomocy

Sona Ishkhanyan
W nocy z 12 na 13 listopada, około godziny 3.30 w Wydartowie doszło do groźnego pożaru. Zapaliło się poddasze budynku jednorodzinnego, w którym mieszkało osiem osób, w tym pięcioro dzieci. Pożar gasiło osiem zastępów straży pożarnej.
W nocy z 12 na 13 listopada, około godziny 3.30 w Wydartowie doszło do groźnego pożaru. Zapaliło się poddasze budynku jednorodzinnego, w którym mieszkało osiem osób, w tym pięcioro dzieci. Pożar gasiło osiem zastępów straży pożarnej. Sona Ishkhanyan
W nocy z 12 na 13 listopada, około godziny 3.30 w Wydartowie doszło do groźnego pożaru. Zapaliło się poddasze budynku jednorodzinnego, w którym mieszkało osiem osób, w tym pięcioro dzieci. Pożar gasiło osiem zastępów straży pożarnej.

8-osobowa rodzina Bogusiewiczów przeżyła w nocy z 12 na 13 listopada dramatyczne chwile. Przed godziną 4.00, kiedy cała rodzina spała wybuchł pożar na ich poddaszu. Pierwsza obudziła się pani Maria, babcia pięciorga dzieci, szybko obudziła domowników. - Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Ubraliśmy szybko coś ciepłego i wybiegliśmy na dwór - wspominają 15- i 18-letnie dziewczynki. Na szczęście nikomu się nic nie stało, bo mogło dojść do tragedii.

- W domu wszyscy spali. Przebudziłam się i usłyszałam hałas ze strychu. Zobaczyłam, że się dymi i szybko obudziłam zięcia i córkę - mówi pani Maria, najstarsza mieszkanka domu. - Zrobiłem tylko dwa kroki na schodach prowadzących na poddasze i zrozumiałem, że trzeba szybko uciekać. Pierwsza reakcja była taka, żeby szybko wydostać dzieci. Wydałem komendę, by szybko zarzucili coś ciepłego na siebie i wybiegli na dwór - mówi pan Andrzej i zaraz dodaje, że najważniejsze, że im się nic nie stało, choć jak patrzy na to wszystko, to płakać mu się chce. Gdy tylko zobaczył, że cała rodzina jest bezpieczna poza domem zaalarmował służby, wyłączył bezpieczniki, a dalej już pozostało mu tylko stać przy nich i patrzeć jak żywioł pochłania cały ich dorobek.

- Najgorsza była ta bezsilność, bo widzisz jak to wszystko się pali, a nie możesz nic zrobić, tylko stać i patrzeć. Dziś jednak myślę, że najważniejsze, że jesteśmy cali, bo dom można odbudować - twierdzi pani Maria.

- Na całe szczęście, że mama w nocy wstała do łazienki i zauważyła ogień. Wpadła do nas do pokoju z krzykiem: "Palimy się!". Najważniejsze co było, to dzieciaki! Nie myślałam o dokumentach, pieniądzach, o niczym, tylko wyprowadziłam dzieci najpierw na dwór, a potem do sąsiadki. Wybiegliśmy prawie w tym w czym spaliśmy - w piżamach, laczkach, jak ktoś zdążył to wrzucił na siebie coś ciepłego. Wczoraj myśleliśmy tylko o tym, żeby się ratować i dziękowaliśmy, że żyjemy. Dziś dopiero widzimy te zniszczenia i wierzyć się nie chce, że to wszystko się dzieje - z płaczem mówi pani Barbara, żona pana Andrzeja i córka pani Marii.

Oprócz starszych domowników w domu znajdowało się pięcioro dzieci w wieku: 11, 13, 15, 17 i 18. - Dzieci najpierw były w szoku, potem płakały - opowiada pani Maria.

W rozmowie z nami dzieci nie mogły określić jednoznacznie, co wówczas czuły. - Najpierw nie wiedziałam o co chodzi. Słyszałam tylko, że mam się szybo ubrać i wyjść. Nie zdążyłam oczywiście cała się ubrać, ręce mi drżały. Na dworze dopiero zobaczyłam co tak naprawdę się stało i mocno się wystraszyłam. Mama nas zabrała do sąsiadów z naprzeciwka. Później już tylko pamiętam, że obserwowaliśmy z okna jak strażacy gaszą ogień - mówi nam 15-letnia Zosia. - Trudno mi opisać co wtedy czułam - strach, przerażenie ulga, że jesteśmy poza tym ogniem... - dodaje. Według pani Marii najbardziej świadoma była ta najstarsza wnuczka, ona najwięcej też przeżywała. - Sąsiadka podała jej tabletki, by się trochę uspokoiła - mówi babcia dziewczynek. - Tyle się słyszy o takich przypadkach w telewizji, ale jak ktoś osobiście to przeżywa, to jest dla niego tragedia. Mocno to przeżyłam, od 18 lat tu mieszkam, tu są wszystkie moje wspomnienia - mówi 18-letnia Ela.

Rodzina noc przetrwała w domu u życzliwych sąsiadów. Rano sołtys wsi Wydartowo udostępnił im świetlicę wiejską, gdzie rodzina może przebywać, do momentu, aż znajdzie się dla nich lokum zastępcze lub do odnowy domu.

W ciągu kilku godzin żywioł pochłonął cały dorobek rodziny Bogusiewiczów. To, co udało się uratować przed ogniem, zostało przemoczone i zniszczone przez wodę podczas akcji gaśniczej. Ubrania, pościele itp. są wsiąknięte zapachem ognia i dymu - nie nadają się do użytku. Rodzina jest bardzo wdzięczna wszystkim osobom za okazałą pomoc. - Pomagają sąsiedzi, ale nie tylko, bo z pomocą pojawiają się też osoby z innych miejscowości. Przywożą nam meble, a przede wszystkim kanapy, łóżka, materace i pościele do spania. Dostajemy także jedzenie, a niektórzy przekazują pieniądze. Burmistrzowi Trzemeszna i sołtysowi Wydartowa jesteśmy wdzięczni za udostępnienie nam świetlicy, ale także za szybką reakcję i uruchamianie konta, na które można przelewać pieniądze - mówiła pani Maria.

Wszyscy ci, którzy chcieliby pomóc rodzinie, w tych najtrudniejszych chwilach mogą wpłacać środki finansowe na konto:
PKO Bank Polski SA nr: 29 1020 4027 0000 1502 1506 1144
Gmina Trzemeszno, ul. Gen. Henryka Dąbrowskiego 2, 62-240 Trzemeszno
z dopiskiem „POMOC DLA POGORZELCÓW”
Koordynator pomocy: Ośrodek Pomocy Społecznej w Trzemesznie nr tel.: 667 953 510; (61) 415 41 65.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski