18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Halina Frąckowiak: Psycholog z mikrofonem...

Marek Zaradniak
- Dziś młodzi wykonawcy mają może więcej możliwości, ale też nie mają szans, aby do końca stać się sobą - mówi Halina Frąckowiak, piosenkarka, która zaczynała śpiewać przed 50 laty.

Pół wieku temu znalazła się Pani w "Złotej dziesiątce" II Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Kto namówił Panią do udziału w nim?
Halina Frąckowiak:
Nie było specjalnego namawiania. Poszłyśmy na koncert Czerwono-Czarnych z koleżanką z klasy, a ponieważ nie miałyśmy biletów, ona rzuciła krótko: "Koleżanka na konkurs". To był nasz bilet wstępu. Pianista Józef Krzeczek zapytał mnie, co zaśpiewam. "Mr Wonderful" - powiedziałam. Jego pytanie o tonację, trochę już pozbawiło mnie pewności siebie. Zaczął grać. Po pierwszych próbach zaproponowali, abym zaśpiewała w koncercie i tak już poszło. Potem były kolejne eliminacje we Wrocławiu i finał w Szczecinie. Ale już po Wrocławiu, na dwa tygodnie przed festiwalem, zaproponowano mi trasę koncertową, choć wcześniej nigdzie nie śpiewałam, ani nie chodziłam do szkoły muzycznej. Wszystko wyszło na fali mojego entuzjazmu i radości życia, choć piosenką, filmem czy poezją interesowałam się od zawsze.

Jak zmieniło się Pani życie po tym Festiwalu?
Halina Frąckowiak:
Tak naprawdę nie wiedziałam, o co chodzi z tym festiwalem. Gdy zobaczyłam swoje zdjęcie w gazecie, pomyślałam: świetnie. Wróciłam do domu. Chodziłam wtedy do Liceum Ekonomicznego w Poznaniu. A tak na marginesie, cała rodzina z mojego pokolenia związana jest z ekonomią. Otrzymałam propozycję występów z zespołem Tony, który wygrał festiwal zespołów w Międzyzdrojach. Był zlot Złotych Dziesiątek w Bydgoszczy, a potem pojechałam do Gdańska. Miałam tam kontynuować naukę, ale było to niemożliwe, bo wtedy, aby chodzić do szkoły, trzeba było mieć stały meldunek. Przerwałam na jakiś czas naukę, ale śpiewałam. Miałam recital złożony z piosenek Ryszarda Poznakowskiego. Wszystko było bardzo profesjonalne. Po roku wróciłam jednak do Poznania, bo bycie poza domem nie miało sensu. Nie było to dobre dla dziewczyny w moim wieku. Zaczęłam śpiewać w zespole Tarpany i miałam pierwsze nagranie w rozgłośni Polskiego Radia w Poznaniu. To była piosenka "Cień i ty". Potem śpiewałam w zespole Drumlersi.

Czy Festiwal Młodych Talentów można porównać do programów "X Factor" czy "Mam talent?"
Halina Frąckowiak:
Nie wiem, czy mam rację, ale odnoszę wrażenie, że wtedy wszyscy, którzy zgłaszali się na konkurs młodych talentów, podchodzili do muzyki z ogromnym entuzjazmem i miłością. Tak jakby dostali najważniejszy pokarm - pierwszy oddech. Natomiast mam wrażenie, że dzisiaj wszystko jest bardzo przekalkulowane. Oczywiście nie odbieram nikomu talentu i możliwości rozwoju, ale odnoszę wrażenie, że taka świeża popularność zbyt szybko nabiera ogromnego rozmachu. To są produkcje. Wtedy myśmy występowali, bo chcieliśmy grać i śpiewać. Gdy pewnego dnia usłyszałam po raz pierwszy głos Arethy Franklin, dostałam wysokiej temperatury. Tak to przeżywałam. Za pierwszą trasę z ABC nie otrzymałam wynagrodzenia - nie dlatego, że mnie ktoś oszukał, ale traktowano mnie tymczasowo i nie miałam do nikogo o to pretensji. Byłam szczęśliwa, że śpiewam. Tyle dawało mi to radości.

I w tym jest zasadnicza różnica?
Halina Frąckowiak:
Dzisiaj jest wielu sponsorów, do tego media, wytwórnie płytowe, wszystko sprawia wrażenie wielkiego koła zamachowego do tego, co ma się wykluć. A przecież ci ludzie nie wykonują nawet swojej muzyki. Rozumiem oczywiście, że jeśli jakaś muzyka jest modna na świecie, wszyscy idą z duchem czasu. Myśmy też słuchali tego, co było na Zachodzie - ja fascynowałam się Arethą Franklin, Brendą Lee czy Dianą Ross, tylko że proporcje były inne. Śpiewałam jeden czy drugi utwór zagraniczny, a resztę stanowiły utwory polskie. No i bardzo ważne były teksty i przekazywane treści. Bo gdy śpiewałam z zespołem ABC "Prezent od wiosny", to tekst mówił tak: "Kwitną kwiaty w lesie, na niebie już bocianów sznur, co bocian w sobie niesie, zeszłego roku w górach minął deszczowy wrzesień teraz wiosna idzie już, co bocian w dziobie niesie?". To było niewinne, pisane dla bardzo młodej osoby. Nie było wulgaryzmów, ostrych, agresywnych tekstów. Dziś młodziutcy wokaliści śpiewają poważne teksty. Wszystko po prostu jest inne. Młodzi wykonawcy mają może więcej możliwości, ale też nie mają szans, aby do końca stać się sobą. Najbardziej mi żal tych ludzi, gdy widzę, jak oni są jakoś ustawiani. Głosy mają świetne, ale wszystko jest sterowane. Stacje telewizyjne rywalizują pomiędzy sobą - liczy się oglądalność, a nie artyzm. Rynek jest, jaki jest i wydawałoby się, że ludzie tego chcą, ale mnie się wydaje, że ludzie chcą tego, co dostają.

Kiedyś występowała Pani pod pseudonimem Sonia Sulim. Dlaczego?
Halina Frąckowiak:
Dlatego, że Jerzy Kosiński, który wtedy czuwał nad polską śpiewającą młodzieżą, stwierdził, że z takimi pseudonimem będzie mi dobrze. Z czasem mi się spodobał i przyjęłam go na rok.

Grupa ABC istniała tylko półtora roku, a wielu kojarzy Panią właśnie z nią.
Halina Frąckowiak:
W marcu 1969 miałam pierwsze koncerty, a w roku 1971 zespół się rozpadł. Byłam kojarzona z nim, choć przecież śpiewał tam też wtedy Wojtek Gąssowski i też miał swoje piosenki. Ale "Napisz proszę" "Za mną nie oglądaj się", "Czekam tu" czy "Barwy ziemi" były hitami. Miałam też szczęście, że kostiumy dla nas projektowała Barbara Hoff. Istotną sprawą była moja ekspresja. Zresztą, jeszcze gdy śpiewałam z Drumlersami jako Sonia Sulin, podczas koncertu w Białymstoku musiałam nagle improwizować, odnajdywać się w ekspresji ruchu. Myślę, że ten sposób mojego wyrażania się zaprocentował potem w grupie ABC. Taką mnie zaakceptowano. I jako wykonawczynię piosenek, i jako osobę. To, że tak wyglądałam, tak śpiewałam, tak mówiłam złożyło się na jakiś efekt.

Po grupie ABC na krótko związała się Pani z poznańską grupą HEAM, a potem z SBB.
Halina Frąckowiak:
Gdy rozstawałam się z drugim składem ABC, ostatnią trasę miałam z Czesławem Niemenem, któremu towarzyszyła Grupa Niemen złożona z muzyków, których szefem był Józef Skrzek. Poprosiłam go, aby coś dla mnie napisał. I tak powstała dla mnie cała płyta "Geira" do pięknych tekstów Juliana Mateja. Ja jeszcze wcześniej nagrałam "Julio nie bądź zła", "Bawimy się w życie" i "Do końca świata". Potem były "Panna pszeniczna", "Bądź gotowy dziś do drogi" , a dopiero potem moja współpraca z SBB. Pierwszym utworem nagranym z tym zespołem były "Brzegi łagodne" , a dalsze to już wspomniana "Geira". Po "Geirze" poznałam zespół Heam, bo ktoś musiał te utwory wykonywać ze mną na koncertach, bo nie miałam z SBB tras koncertowych. HEAM, którym kierował Marek Biliński, robił to świetnie. Marek zresztą napisał wtedy dla mnie ważną piosenkę "Małe jeziora" do tekstu Krzysztofa Bukowskiego.

To był Pani mąż?
Halina Frąckowiak:
Tak. Krótko po odejściu z SBB wyszłam za mąż. Krzysztof był potem dyrektorem artystycznym Estrady Poznańskiej.

Był też reżyserem...
Halina Frąckowiak:
Był po łódzkiej "Filmówce" i reżyserował wiele moich recitali. Nadawał im duchową stylistykę. Wtedy w 1973 roku zaśpiewałam "Pannę pszeniczną", która była ulubioną piosenką Karola Wojtyły. Choć napisana na dożynki, tak naprawdę była litanią do Najświętszej Maryi Panny. Gdy Wojtyła został papieżem i przybrał imię Jana Pawła II, chciałam coś dla niego zaśpiewać. Wybrałam muzykę Józefa Skrzeka, a potem sięgnęłam po teksty z księgi Psalmów i tak powstało "Wołanie moje" dedykowane Janowi Pawłowi II. W Watykanie utwór ten zaśpiewałam przed papieżem oraz "Pannę pszeniczną", "Jak pięknie mogłoby być" i "Pieśń o słońcu niewyczerpanym" - wiersz Karola Wojtyły, do którego wspólnie z Józefem Skrzekiem napisaliśmy muzykę.

Od wielu lat śpiewa Pani solo. Czy to jest łatwiejsze niż z zespołem?
Halina Frąckowiak:
Nie wiem czy łatwiejsze, bo lubię śpiewać z zespołem i mam zespół złożony z młodych muzyków. Niedawno w Krakowie miałam koncert, podczas którego w pierwszej części aktor Dariusz Kowalski czytał teksty Jana Pawła II, a ja śpiewałam utwory z dedykowanej Ojcu Świętemu płyty "Zostań aniołem". W drugiej części śpiewałam moje przeboje w nowych aranżacjach. Takie koncerty niosą niezwykłe bogactwo. Ludzie otrzymują przesłanie duchowości, ale też to, za co cenią mnie od lat.

Swego czasu studiowała Pani psychologię, ale wtedy też planowała Pani jeszcze inne studia.
Halina Frąckowiak:
Czas biegnie szybko i aby coś robić dobrze, trzeba zdecydować się na jedną rzecz. Przez pewien czas byłam psychologiem w gimnazjum, ale nie przerwałam śpiewania. Natomiast o psychologii zawsze marzyłam i jestem bardzo szczęśliwa, że ją ukończyłam. Bardzo też chciałam jeszcze studiować filozofię, lecz nie mam na to czasu. Mam natomiast różne pomysły. Chciałabym robić coś, w czym będę ludziom pomocna, ale na konkrety jeszcze za wcześniej. Będąc na koncercie w Białymstoku, przekazałam na Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie Droga dla dzieci przedszkolnych pluszowe misie i inne zabawki, a także książki. Zadeklarowałam się też, że w sierpniu tego roku przyjadę do Jastarni i zorganizuję dla przebywających tam na wakacjach dzieci warsztaty muzyczne oraz zajęcia wzięte z psychologii. A w przyszłości pragnę założyć szkołę o profilu muzycznym i psychologicznym.

Swego czasu zamierzała pani napisać książkę. Będzie?
Halina Frąckowiak:
Pierwsze fragmenty już powstają. Opowiem tam o rzeczach, o których do tej pory nie mówiłam. Wszystko wymaga czasu. Piszę sama, natomiast o zebranie faktografii poproszę kogoś o pomoc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski