Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hello Mark - poznański indie-pop w ataku

Marcin Kostaszuk
Marcin Kostaszuk
Hello Mark na koncercie w klubie Pod Minogą, 29 czerwca 2012
Hello Mark na koncercie w klubie Pod Minogą, 29 czerwca 2012 Marcin Kostaszuk
Gdy w piątkowy wieczór na Placu Wolności w Poznaniu swe prawie 30-letnie muzyczne kotlety zaczęła odgrzewać grupa Alphaville, kilkadziesiąt metrów dalej w klubie Pod Minogą o niebo ciekawsze dźwięki grały chłopaki z Hello Mark, których w czasach świetności "Forever Young"... nie było jeszcze na świecie.

Na upartego można znaleźć jeszcze inne - pod czasem występu - analogie łączące Hello Mark i Alphaville. Zarówno poznaniacy, jak i Niemcy stawiają na anglojęzyczne teksty, a istotnym elementem ich brzmienia są partie instrumentów klawiszowych. I to chyba wszystko - na Alphaville tłoczyły się tysiące tych, którzy lubią tylko te piosenki, które znają, zaś klub Pod Minogą nie miał problemu
z pomieszczeniem garstki otwartych głów.

Hello Mark na scenie wyglądają jak druga linia reprezentacji Franciszka Smudy: trzej środkowi pomocnicy to cofnięty, ale czujny perkusista Adrian Walas, a przed nim gitarzyści - basowy Filip Martyniec i prowadzący Michał Białobrzeski, kapitalnie wpasowujący się w różne konwencje (funk, indie, odwołania do Joy Division) i czasem popisujący się solowym dryblingiem po sześciu strunach. Na skrzydłach uwijali się schowani w cieniu dwaj klawiszowcy Michał Kmieciak i Jarek Krawczyk, bez których Hello Mark byłby zgrają hałaśliwych małolatów. Kto nam został? Oskar Staszak czyli odpowiednik Roberta Lewandowskiego - jedyny napastnik, żądło wysunięte na skraj sceny do nierównej walki o uwagę z rozkojarzoną, licealną widownią, błyskawicznie nudzącą się zbyt oczywistymi patentami.

W odróżnieniu od herosów w korkach, muzyczna drużyna z Poznania potrafiła przez cały czas występu (co prawda trochę mniej niż 90 minut...) utrzymać wysokie tempo, grając skutecznie i miło dla oka, a zwłaszcza ucha. Ich sekret to własny styl - po jednym koncercie i kilku sesjach z ich nagraniami wrzuconymi na YouTube, jestem w stanie rozpoznać ich piosenki wśród zalewu innych pretendentów do indie-popowego tronu. Ciężko to wyjaśnić pisemnie, ale niewątpliwie ważny jest tu napastnik, atakujący widzów zarówno rozmarzonymi, delikatnymi wokalizami, jak i złowrogim, rockowym krzykiem, znamionującym szczere, młodzieńcze wkurzenie na świat.

Hello Mark. Zapamiętajcie tę nazwę, nabijajcie im liczniki wyświetleń i odsłuchań, lajkujcie ich profil na Facebooku, głosujcie na nich w konkursach. Zbyt wiele tak fajnych, młodych kapel kończyło się bez wyraźnego powodu, by kolejna - tak obiecująca - dała sobie spokój, w błędnym przekonaniu, że jej muzyka nikogo nie obchodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski