Bydgoszcz. 19 lat temu. Hala Astorii. Pierwsza trasa koncertowa Heya z pierwszym albumem - "Fire". Pod sceną szaleństwo dzieciaków w kraciastych koszulach i zdarte od śpiewania gardła. Nie ma już tamtego Heya, tamtej publiczności i tamtej energii. Hey Anno Domini 2012 roku jest coraz mniej rockowy, a coraz bardziej wysublimowany i elektroniczny. I nie jest to wyrzut, tylko stwierdzenie faktów. Muzycznych faktów, których świadkami były ściany poznańskiej "empetrójki".
Heyowi ubyło typowo rockowych fanów, którzy przez lata nosili ich koszulki. Nie było widać ich w tym tłumie. Zastąpiła ich bardziej grzeczna publiczność w marynarkach. I chociaż w marynarkach też można skakać pod sceną, tutaj nikt nie skakał. I nikt nie śpiewał, nie mówiąc już o zdzieraniu sobie gardeł. Ten nowy Hey jest bardziej do zasłuchania się w nim.
I tak właśnie było na tym koncercie, który był właściwie koncertem dwóch płyt - tej najnowszej i przedostatniej "Miłość! Uwaga! Pomocy! Ratunku!". Czuć było jednak między nimi sporą różnicę. Te nowe miały w sobie więcej elektronicznej esencji i muzycznie bliżej im było do solowych projektów Nosowskiej niż do Heya chociażby z "Echosystemu".
Może to z powodu tej elektronicznej oprawy inaczej brzmiały też płynące ze sceny słowa, które mniej przypominały teksty piosenek, a bardziej wyrafinowane konstrukcje słowne. Mogły zachwycić, ale był to zachwyt bardziej podobny do tego, które budzi dzieło sztuki, a nie muzyka. Nie wynosiło się ich w głowach, tak jak nie wynosi się obrazów z galerii sztuki. Były jednak utwory, które można było zabrać ze sobą jak "Podobno", "Lilia, kula i cyrkiel" czy tytułowa piosenka "Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan".
Było jednak coś, co się nie zmieniło. Głos Nosowskiej i to "coś" w tym głosie, co wciąż porusza te najgłębsze wewnętrzne rejestry. I chociaż nie było już dawnej energii, to zastąpiło ją płynące ze sceny ciepło. Tak jakby Nosowska chciała otulić i ogrzać wszystkich swoją muzyką. I to było w tym koncercie prawdziwe.
Publiczność swoje reakcje ograniczyła głównie do oklasków. Zmieniły to dopiero bisy, na których przez moment było jak na dawnych koncertach Heya, na których "Moja i twoja nadzieja" czy "Teskański" należały do żelaznego repertuaru.
Tamten Hey już nie wróci. I trzeba się z tym pogodzić, czy to się komuś podoba, czy nie. Trudno jednak nie zauważyć, że powoli rozchodzą się drogi zespołu i jego starych fanów, którzy cenili przede wszystkim w nim jego rockowy żywioł i nie mogą odnaleźć się w tym nowym. To już nie ich estetyka. Nie ich wrażliwość muzyczna. Za głosem Nosowskiej pójdą jednak inni. I to inni przez duże "I", dla których to będzie ich muzyka. Ta wymiana już się dokonuje. Nie zaczęła się w Poznaniu i pewnie na nim się nie skończy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?