Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia kołem się toczy… lokomotywy!

Piotr Ostafi, poznański prawnik
Jeśli kiedykolwiek pomyślne wiatry zaprowadzą Was na Wyspy Cooka z pewnością poczujecie się tam jak w raju. Ten pacyficzny archipelag zasługuje na tę nazwę, jak rzadko które miejsce na świecie! Białe plaże omywane lazurową, czystą wodą, wiecznie zielona dżungla, sąsiadująca z plantacjami egzotycznych owoców i przemili, gościnni, zawsze uśmiechnięci wyspiarze - głównie Polinezyjczycy. Do tego obfitość ryb i owoców morza, tak w oceanie - gdzie można je podziwiać w naturalnym środowisku i wielkiej ilości - jak i w licznych tawernach, gdzie serwowane są prosto po złowieniu i smakują wybornie… To wszystko znajdziecie na każdej z piętnastu wysp archipelagu, w tym także na największej z nich - Rarotondze. Nie znajdziecie tam za to zgiełku, wrzawy i tłumów turystów, tych bowiem odwiedza Wyspy Cooka zaledwie niecałe 30.000 rocznie, czyli mniej niż Watykan przez pół dnia!

Rarotonga to największa i najludniejsza spośród Wysp Cooka. Mimo że jest największa, to i tak ma ona powierzchnię zaledwie 67 km2, a zamieszkana jest przez niecałe 14.000 mieszkańców, przy czym populacja wszystkich wysp łącznie to niewiele ponad 16,5 tysiąca osób. Rarotonga to wyspa wulkaniczna, a jej najwyższe wzniesienie Te Manga stanowi szczyt wygasłego wulkanu i wznosi się 652 metrów n.p.m., skąd rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na zielone wzgórza i lazurowy ocean, który to widok z nawiązką rekompensuje trud mozolnej wspinaczki przez dżunglę. Choć wyspy zostały odkryte w 1595 przez hiszpańskiego kapitana Álvaro de Mendana y Neyra, to szybko zostały… zapomniane, a droga do nich zagubiona.

Dopiero po ponownym odkryciu dokonanym w 1773 roku przez kapitana Jamesa Cooka, rozpoczęła się brytyjska dominacja w tym zakątku świata. Sama Rarotonga została jednak odkryta dopiero w 1814 roku, co nie powinno dziwić, bowiem pomimo faktu, że Wyspy Cooka stanowią archipelag, to w rzeczywistości te małe atole koralowe i wysepki wulkaniczne rozsiane są na powierzchni przekraczającej 2 mln km2! Od 1901 roku Wyspy Cooka należą do Nowej Zelandii i dziś to linie lotnicze Air New Zealand zapewniają komfortową i szybką podróż pomiędzy wyspami oraz łączą je z metropolią.

Zwiedzając w tym roku te rajskie wyspy natknęliśmy się jednak na coś tak niespodziewanego, że aż zamarliśmy z wrażenia. Otóż dowiedzieliśmy się od tubylców, że na Rarotondze znajduje się polska lokomotywa parowa! I rzeczywiście, pod prowizorycznym dachem z drewna tekowego, w cieniu bananowca znaleźliśmy parowóz z polskimi oznaczeniami! To znalezisko zrodziło jednak pytania… Co robi polska lokomotywa wąskotorowa na tropikalnej wyspie na środku Pacyfiku? Z tabliczki znamionowej wynika, że lokomotywę wyprodukowano w 1951 roku w Katowicach, ale na wyspie nigdy nie było i do dziś nie ma torów, po których mogłaby jeździć.Tajemnica goni tajemnicę! Przeprowadziliśmy więc małe śledztwo, przepytaliśmy wiele osób i udało się rozwikłać kolejną zagadkę.

Aby ją przedstawić musimy jednak najpierw cofnąć się do… XIX wieku i losów pruskiego marszałka i jego rodziny! Marszałek Gebhard Leberecht Blücher von Wahlstatt - bo o nim to mowa - był jednym z najważniejszych pruskich dowódców okresu wojen napoleońskich. To on pokonał w 1813 roku wojska francuskie pod Kaczawą, w bitwie pod Lipskiem dowodził prawym skrzydłem koalicji antynapoleońskiej, a pod Waterloo w 1815 roku był głównodowodzącym armii pruskiej. Za tę serię zwycięstw, tuż po Kongresie Wiedeńskim, którego także był uczestnikiem, otrzymał w nagrodę pałac w Krobielowicach, gdzie zmarł w 1819 r.

Pałac pozostawał w rękach von Blücherów do końca II Wojny Światowej, po czym w okresie PRL został upaństwowiony. Uniknął jednak losów wielu innych zabytków i nie popadł w ruinę, w przeciwieństwie do systemu, który upadł z hukiem, co pozwoliło spadkobiercom feldmarszałka upomnieć się o rodzinną własność. I tak oto z roszczeniami rewindykacyjnymi zgłosił się do urzędu gminy Chris Vaile, ostatni potomek feldmarszałka z angielskiej części rodziny, dziś obywatel Nowej Zelandii.

Egzotyczny spadkobierca wykupił i wyremontował pałac, dzięki czemu dziś w rodzinnej rezydencji mieści się hotel i restauracja, a otaczające pałac tereny przekształcono w pole golfowe. Chris Vaile nie poradziłby sobie jednak z meandrami polskiej biurokracji i zamieszaniem systemowym i ekonomicznym początku lat 90-tych, gdyby nie pomoc Tima - jego prawnika. Ponieważ ich współpraca przyniosła owoce, Chris chciał odwdzięczyć się swojemu mecenasowi i przyjacielowi, a ponieważ wiedział, ze ten jest miłośnikiem kolejnictwa, kupił mu w podziękowaniu… lokomotywę parową! Pamiętajmy, że był to czas raczkującego kapitalizmu i wielkich możliwości, więc taki zakup nie był dla nowozelandzkiego biznesmena ani wielce trudny, ani nadmiernie kosztowny…

Parowóz udało się rozłożyć i zapakować do ośmiu kontenerów, które z kolei bezpiecznie, choć długą drogą morską, dotarły do Nowej Zelandii. Jakie musiało być zaskoczenie Tima, gdy zobaczył, że suwenir z Polski zajmuje aż osiem kontenerów! Rok zajęło mu ponowne składanie podarunku, konserwacja i uruchamianie. Wreszcie prace zakończyły się sukcesem, lokomotywa buchnęła parą, zagwizdała i ruszyła po nowozelandzkich torach. Tim uruchamiał ją co niedziela i organizował przejażdżki dla sąsiadów i turystów. Tak działo się aż do czasu, gdy Tim postanowił przejść na emeryturę… Swój azyl znalazł właśnie na Wyspach Cooka, dokąd oczywiście zabrał najcenniejszy klejnot swojej kolekcji, czyli polską lokomotywę wąskotorową, wyprodukowaną w 1951 roku w Katowicach. Znów spędził setki godzin, tym razem demontując parowóz, po czym ponownie drogą morską przewiózł go na Rarotongę, gdzie zmontował go i postawił w ogrodzie swojego domu. Ułożył nawet kilkadziesiąt metrów torów, jednak na tyle tylko starczyło mu sił, zapału i… środków. Lokomotywa stoi więc do dziś nieużywana, a dzieła zniszczenia dopełnia morska bryza i tropikalna wilgoć…

W czasie naszego pobytu na Wyspach Cooka mieliśmy przyjemność odnaleźć Tima i wysłuchać jego fascynującej opowieści o wielkiej pasji, walecznym feldmarszałku, rodowej siedzibie i wdzięcznym kliencie, a przede wszystkim zobaczyć i dotknąć polską lokomotywę na tropikalnej wyspie na środku Pacyfiku. Jeśli i Wy tam dotrzecie, koniecznie postarajcie się odnaleźć Tima. Może w międzyczasie znajdzie siły i środki, by ponownie uruchomić parowóz, wówczas drogę wskaże Wam obłok pary nad dżunglą i gwizd lokomotywy…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski