Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hodowcy i politycy PO: Niech prokuratura zbada aukcję w Janowie Podlaskim

Sławomir Skomra
Ewa Pajuro
Wiceprezes agencji rolnej przedstawia drugą już wersję wydarzeń podczas licytacji klaczy Emiry. Aukcjoner nie powiedział „sprzedane”, nie było uderzenia młotkiem - przekonuje teraz Tylenda.

- To bardzo poważna wpadka, która może zaciążyć na wiarygodności tego całego przedsięwzięcia w najbliższych latach - mówił we wtorek Jan Grabiec, rzecznik prasowy Platformy Obywatelskiej i zapowiedział, że jeśli minister rolnictwa sam nie poprosi prokuratury o wyjaśnienie zamieszanie podczas Pride of Poland, to właśnie PO złoży taki wniosek.

Niedzielna, słynna aukcja koni arabskich na długo zapadnie w pamięć miłośnikom koni.

Po pierwsze dlatego, że nie sprzedano 15 z 31 wystawionych koni. Po drugie, na aukcji osiągnięto kwotę 1,2 mln euro, co jest najniższym wynikiem od 11 lat. Po trzecie, podczas aukcji panowało zamieszanie.

Aukcja koni arabskich w Janowie Podlaskim: Emira sprzedana za 550 tys., a potem za 225 tys. euro

Klacz Emira, mająca być gwiazdą imprezy była sprzedawana dwa razy. Za pierwszym podejściem osiągnięto cenę 550 tys. euro i prowadzący licytację Greg Knowles ogłosił, że została sprzedana. Nie powiedział jednak komu, nie wskazał numeru nabywcy i kraju, z którego pochodzi. Jakież było zdziwienie widzów, gdy pod koniec imprezy Emira wybiegła ponownie. Znów była licytowana i ostatecznie została sprzedana kupcowi z Francji za 225 tys. euro.

Aukcja koni arabskich w Janowie Podlaskim: Na 31 wystawionych koni nie sprzedało się aż 15

Marek Tylenda, wiceprezes Agencji Nieruchomości Rolnych jeszcze w niedzielę wieczorem tłumaczył: - Ktoś zalicytował i po prostu się wycofał.

Jednak według Marka Treli, odwołanego przez ekipę PiS prezesa janowskiej stadniny w ogóle nie było chętnych na Emirę. - Nie wiem skąd prowadzący aukcję brał te sumy, bo moim zdaniem nikt ich nie oferował. Ani tej najwyższej, ani wcześniejszej. Przecież gdyby był kupiec dający powiedzmy 500 tys. euro, to jemu można by złożyć ofertę sprzedaży klaczy. Tylko, że pewnie nie było takiej osoby - mówi.

Zamieszanie było też z klaczą Al Jazeera. Za pierwszym podejściem ktoś dawał za nią 350 tys. euro, ale nagle okazało się, że ta osoba nie miała tabliczki z numerem i nie miała prawa licytować konia. Za drugim razem klacz nie została sprzedana.

To wszystko sprawiło, że niektórzy polscy hodowcy koni rozważają złożenie zawiadomienia do prokuratury: - Jeszcze o tym dyskutujemy - mówi nam jeden z nich prosząc o anonimowość. - Podejrzewamy, że Emirę licytowała podstawiona osoba, słup, która miała podbić cenę, ale się przeliczyła - mówi nam hodowca.

O tym, że na aukcji będzie słup, mówiło się w kuluarach w Janowie już kilka godzin przed Pride of Poland.

Prof. Krystyna Chmiel z Państwowej Szkoły Wyższej w Białej Podlaskiej, członkini powołanej przez ministra rolnictwa rady ds. hodowli koni mówi wprost: - To była źle przygotowana aukcja. Licytator się nie sprawdził. Tak samo jak ringmasterzy, osoby które przyjmowały postąpienia, czyli oferowane kwoty - mówi i dodaje: - Nie chcę ferować wyroków, ale ktoś za to powinien odpowiedzieć.

Żeby móc w ogóle licytować trzeba było wpłacić 2 tys. euro wadium (za każdego konia) i wówczas otrzymywało się tabliczkę z numerem.

- Przecież każdy uczestnik licytacji powinien być zewidencjonowany. Tak samo, jak każde postąpienie podczas aukcji. Żeby złożyć ofertę trzeba podnieść tabliczkę z numerem licytującego, a nie rękę. A widziałam, że tak się zdarzało. Wystarczyło machnięcie ręki, żeby ringmaster uznał to za złożenie oferty - mówi prof. Chmiel. - Być może powinni wkroczyć prawnicy, bo dotychczasowe wyjaśnienia organizatorów są mętne i nieprzekonujące. Trzeba wskazać osobę odpowiedzialną za to zamieszanie i wysłać ją na zieloną trawkę - dodaje.

Tymczasem Tylenda we wtorek rano w telewizji przedstawił kolejną wersję pierwszej licytacji Emiry. Mówił, że za pierwszym razem aukcjoner nie zakończył licytacji Emiry, a koń po prostu zszedł z hali nie sprzedany.

- Tu był błąd i to wyjaśniamy - mówił Tylenda i tłumaczył: - Aukcjoner nie powiedział „sprzedane”, nie było uderzenia młotkiem, nie było wskazania nabywcy.

Tyle że aukcjoner w ogóle nie miał w ręku młotka i sprzedaży żadnego konia uderzeniem nie przypieczętował.

- Szkoda to wszystko komentować. Tyle lat pracowaliśmy na prestiż, a teraz to się przewraca - kwituje Trela.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Hodowcy i politycy PO: Niech prokuratura zbada aukcję w Janowie Podlaskim - Kurier Lubelski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski